Czym będziemy palić?
Wakacje na półmetku, jednak sen z powiek wielu spędza kwestia zbliżającego się sezonu grzewczego. Nadal trudno dostać węgiel, a jeśli już w którymś składzie się go znajdzie, należy przygotować się na spore wydatki. Nie ma też pewności, czy dodatek węglowy, nad którym pracuje parlament, będzie wystarczającą pomocą przy obecnych cenach za tonę.
Już w marcu zauważalne były problemy z opałem. Ich przyczyną było ograniczenie dostaw z Rosji, spowodowane nałożeniem embarga po rozpoczęciu przez siły rosyjskie inwazji na Ukrainę. Wtedy za tonę węgla trzeba było zapłacić około 2 tys. zł. Teraz cena wzrosła o kolejny 1 tys. zł, choć są miejsca, gdzie jest to wydatek nawet 3,5 tys. zł. Dla porównania – średnia cena węgla w zeszłym roku według danych Głównego Urzędu Statystycznego to 996 zł, zaś dwa lata temu – 887 zł za tonę.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja w składach węgla w regionie.
Żadnego węgla praktycznie nie mamy – mówi przedstawiciel toruńskiej Spółki Rakoczy. – Skład jest pusty. Nie sprowadzamy go, bo to nam się obecnie nie opłaca. Samo sprowadzenie jest drogie, więc żeby nam to się opłacało, musielibyśmy sprzedawać tonę po cenie 4 tys. zł. Jednak wtedy nikt by tego już nie kupił.
Podobna sytuacja występuje także w innych składach węgla. Na dostawy – jeśli są – trzeba czekać nawet miesiąc lub dłużej, jednak nawet wtedy większość dostarczanego surowca nie nadaje się do wykorzystania jako opał w domach. Transport i odsianie węgla powodują kolejne koszty, a co za tym idzie, konieczność dalszej zwyżki cen.
Węgiel sprzedawany w składach pochodzi z importu, gdyż ten wydobywany w Polsce wykorzystywany jest, po zablokowaniu dostaw zza wschodniej granicy, do ogrzewania elektrociepłowni.
Wiele osób, które ogrzewają swoje mieszkania węglem, czeka na wejście w życie ustawy o dodatku węglowym. Ma być to forma wsparcia ze strony rządu w tej trudnej sytuacji. Początkowo mówiono o dopłatach dla składnic węgla i cenie regulowanej, jednak odrzucono ten pomysł, tłumacząc to brakiem współpracy ze strony przedsiębiorców zajmujących się handlem węglem. Ci z kolei argumentowali, że i tak po otrzymaniu rekompensaty musieliby dokładać do interesu.
Zgodnie z zapisami ustawy, którą Sejm przyjął pod koniec lipca, dopłata w wysokości 3 tys. zł będzie przysługiwać każdemu gospodarstwu domowemu, w którym głównym źródłem ogrzewania jest węgiel. Nie ma żadnego kryterium dochodowego.
Te 3 tys. zł będzie można wydać albo na tonę węgla, albo na bieżącą konsumpcję, na wakacje, na cokolwiek, więc tak naprawdę to nie jest pomoc w zakupie węgla, tylko jest to następny dodatek socjalny – komentowała to rozwiązanie Iwona Michałek, posłanka Porozumienia, podczas konferencji prasowej.
Jej zdaniem rodziny, które używają węgla do ogrzewania, powinny otrzymać bon, a potem się z niego rozliczyć. Posłanka przedstawiła również dane pochodzące ze statystyk Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. Wynika z nich, że w tym roku deficyt węgla wyniesie nawet 11 mln ton, z czego 5 mln ton to węgiel określany jako komunalno-bytowy.
Rząd ustami premiera Mateusza Morawieckiego do czerwca zapewniał, że węgla mamy pod dostatkiem. Jednak już w lutym, zaraz po agresji Rosjan na Ukrainę, minister klimatu i środowiska Anna Moskwa informowała premiera, że węgla zabraknie. Wszystko to bardzo zwiększy inflację, z którą podobno rząd walczy – dodała Michałek.
Z kolei Robert Kwiatkowski z Polskiej Partii Socjalistycznej zauważa, że poszkodowani mogą być ci, którzy wymieniali piece na ekologiczne:
Program „Czyste Powietrze” właściwie idzie w rozsypkę, bo nikt nie ma wątpliwości, że jak przyjdą trudne chwile, to ludzie będą palili wszystkim, czym się da, a kryterium dochodowego jak rząd PiS nie wprowadził, tak nie wprowadza. Pomagać trzeba przede wszystkim najbardziej potrzebującym.
Ustawa trafiła do prac w Senacie, tam złożono poprawki umożliwiające udzielenie pomocy także tym, którzy ogrzewają swoje domy w inny sposób, np. ekologicznym pelletem drzewnym. Sejm jednak je odrzucił, tak więc ustawa, w wersji dającej wsparcie tylko dla ogrzewających węglem, czeka już tylko na podpis prezydenta.
Uważam, że ten dodatek nie rozwiąże problemu – mówi nasz rozmówca ze składu węgla przy ul. Batorego. – Jedna tona kosztuje właśnie te 3 tys. zł, więc jeśli ktoś potrzebuje np. 3 tony, to musi wydać 9 tys. zł, więc ten dodatek niewiele pomoże.
Jego zdaniem nie powinno być żadnego dodatku:
To nie jest dobra droga. Rząd przegapił moment, w którym można było gromadzić węgiel w magazynach, ale tego teraz nie da się nadrobić poprzez wypłacanie pieniędzy.
O zainteresowaniu pieniędzmi na zakup węgla świadczy fakt, że już pod koniec lipca toruński Urząd Miasta musiał wydać specjalne oświadczenie o tym, że aktualnie nie prowadzi składania wniosków, gdyż nie ma jeszcze odpowiednich przepisów. Podobny komunikat pojawił się także na stronach Urzędu Gminy Lubicz.
Dodatek węglowy ma wejść w życie dzień po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę ostatecznej wersji ustawy.