Gastronomia w opałach. Rachunki za prąd wzrosły nawet kilkukrotnie
Ostatnie lata dla branży gastronomicznej nie należą do najłatwiejszych. Nie wszyscy przedsiębiorcy zdołali podnieść się po pandemii, a dziś już mają przed sobą kolejne wyzwania. Galopująca inflacja i rosnące rachunki dla wielu restauratorów mogą okazać się gwoździem do trumny. Tym bardziej że lato dobiega końca, a więc kończy się sezon turystyczny. Jak radzi sobie toruńska gastronomia?
Pandemia i towarzyszący jej lockdown mocno nadwyrężył branżę gastronomiczną. To właśnie w tym czasie z toruńskiej starówki zniknęło wiele miejsc, które wcześniej były oblegane przez mieszkańców i przyjezdnych. Kiedy restauracje wreszcie mogły się otworzyć, wydawało się, że nadszedł czas odrabiania strat.
– Gastronomia nie wyleczyła jeszcze ran pocovidowych. Nie wszyscy dostali wtedy tarcze, nie wszyscy byli zwolnieni z ZUS. Znam wielu restauratorów, którzy oprócz normalnych opłat płacą jeszcze raty do ZUS, bo ten ich nie umorzył, tylko rozłożył w czasie. Wielu restauratorów brało pożyczki, by ratować swoje firmy i teraz jest czas spłacania długów. To cały bagaż pocovidowy, który jest jeszcze z nami – mówi Maciej Podlaszewski, właściciel Pierogarni Stary Młyn i wiceprzewodniczący rady Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
Więcej za media
Trudno jednak mówić o odrabianiu strat, kiedy pojawiły się kolejne problemy. Dla branży gastronomicznej szczególnie dotkliwe są rachunki, które w niektórych przypadkach wzrosły nawet kilkukrotnie.
– Ceny prądu, wody czy gazu dobijają. Naturalnie również pracownicy w dobie wysokiej inflacji mają większe wymagania finansowe. Kumulacja tego wszystkiego jest ogromną trudnością. W tym roku mieliśmy dodatkowo spadek liczby gości w branżach gastronomicznej i hotelarskiej o około 15 proc. To suma wszystkich strachów restauratorów, gotowy przepis na gastronomiczny koszmar – dodaje Maciej Podlaszewski. – Wzrost opłat w branży jest na poziomie od 50 do 300-400 proc. Przekładając to na konkretne kwoty – jeśli dana restauracja za prąd płaciła 5 czy 10 tys. zł, to teraz z wielkim prawdopodobieństwem płaci albo za chwilę będzie płacić 15 albo 30 tys. zł. To ogromne kwoty nawet dla dobrze prosperujących lokali.
Taka sytuacja zmusza przedsiębiorców do szukania oszczędności. Właściciel sieci Pierogarni Stary Młyn podpowiada, by robić to w każdym miejscu – wyłączać światło w niewykorzystywanych salach, starać się korzystać z jak najmniejszej liczby lodówek czy negocjować umowy z dostawcami mediów, jeśli jest to możliwe.
– Na zmianie powinno być tylko tylu pracowników, ilu jest niezbędnych. Nie da się też obejść bez podniesienia cen, ale trzeba to robić w granicach rozsądku. Goście mają granicę przyswajalności i za wysokie ceny mogą obrócić się przeciw danej restauracji. W skrócie – szukać oszczędności w każdym miejscu, przyglądać się każdej lodówce, każdemu zamówieniu – mówi Maciej Podlaszewski.
Wsparcie dla gastronomii
To wszystko, co leży w możliwościach restauratorów. Póki co muszą oni radzić sobie sami, bo szanse na systemowe wsparcie są obecnie niewielkie. Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej stara się jednak działać, by skłonić rząd do pomocy.
– Rozmowy są prowadzone. Niedawno w sejmie odbyła się konferencja Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, na której mowa była o pomyśle, by stawkę VAT dla gastronomii utrzymać na poziomie 5 proc. Obecnie każdy produkt ma inną stawkę i samo liczenie tego jest kosztogenne i trudne – inny VAT mają soki, inny alkohole, a jeszcze inny chleb, który samemu się wypieka. To coś, co rządzący mogliby zrobić – twierdzi Maciej Podlaszewski. – Mamy dobre przykłady z południa Europy. W niektórych krajach ustalono stałą kwotę za media, powyżej której dopłaca państwo. Inaczej doszłoby do fali upadłości. To realna pomoc, którą potencjalnie nasze państwo mogłoby uruchomić. Czy tak się stanie? Wątpię.
Perspektywy nie napawają optymizmem. Czas odrabiania strat okazał się czasem kolejnych problemów. Jeśli nic się nie zmieni, wiele lokali nie przetrwa zimy, podczas której zwyczajowo ruch jest mniejszy, a dochodzą m.in. opłaty za ogrzewanie.
– Przez ostatnie 3 lata w gastronomii i hotelarstwie wyparowało około 15 proc. podmiotów. W najbliższym półroczu myślę, że skala będzie podobna. To, co działo się od wybuchu pandemii, wróci. Restauratorzy i pracownicy są już mocno wymęczeni walką o przetrwanie, a najbliższy czas będzie dla nich trudny – przewiduje Maciej Podlaszewski.