Sprawdziliśmy jak Toruń przygotował się na skażenie radioaktywne. Czy tabletek jodku potasu starczy dla każdego?
W toruńskim sztabie kryzysowym zakładają, że po ewentualnym skażeniu jądrowym na Ukrainie rozdawanie tabletek z jodkiem potasu odbywać się będzie bez paniki i dokładnie według scenariusza, który sztabowcy założyli. Nie ma planów na wypadek wybuchu paniki ani uszkodzenia infrastruktury krytycznej. Jest za to przekonanie, że skoro mamy więcej punktów dystrybucji tabletek niż w Bydgoszczy, to już jest dobrze. Tymczasem z prostych wyliczeń wynika, że aby rozdać wszystkim uprawnionym mieszkańcom tabletki chroniące życie i zdrowie w czasie koniecznym, aby one zadziałały – wydanie środka musiałoby zająć… kilka sekund. A to przecież niewykonalne.
Zagrożenie skażeniem jądrowym jest na tyle poważne, że rząd postanowił rozesłać do samorządów szczegółowe rekomendacje dotyczące wykorzystania rezerw strategicznych tabletek z jodkiem potasu. Dokument ten przygotowano w oparciu o wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia. Czytamy w nim, że tabletkę powinny zażyć wszystkie osoby do 60. roku życia oraz wszystkie osoby zaangażowane w akcję medyczną lub zabezpieczające skażony teren. Co więcej, władzom samorządowym rekomenduje się, aby „rozmieszczenie miejsc przechowywania tabletek jodku potasu oraz działania dystrybucyjne i logistyczne powinny zapewnić możliwość przeprowadzenia profilaktyki jodowej w bardzo krótkim czasie”. Aby tabletka była w pełni skuteczna, trzeba ją podać w ciągu dwóch godzin od wystąpienia skażenia, a każda godzina opóźnienia powoduje spadek jej skuteczności.
– Przygotowaliśmy w Toruniu 56 punktów, w których wydawane będą tabletki – mówi Marcin Lutowski, dyrektor Wydziału Ochrony Ludności w Urzędzie Miasta Torunia. – Staraliśmy się, aby były one rozmieszczone logicznie i w taki sposób, aby do jednego punktu nie przyszło za dużo osób, a do drugiego za mało. Oprócz punktów otwartych będą też punkty zamknięte, czyli szpitale, domy pomocy społecznej. Będziemy też dysponować punktami mobilnymi, aby mogły one dostarczyć tabletki dla osób, które nie będą mogły samodzielnie dotrzeć po jodek potasu.
Gdzie owe 56 punktów będzie się znajdować? Wydział Ochrony Ludności na razie nie planuje masowej akcji informacyjnej. Plakaty z listą punktów rozmieszczone zostaną w budynkach Urzędu Miasta. Nie planuje się akcji ulotkowej czy kampanii w mediach.
– Nie będziemy chodzić po blokach, by do każdego mieszkania dostarczyć ulotkę, choć maseczki roznosiliśmy. Ale covid był realnym zagrożeniem, a skażenie radioaktywne jest póki co bardzo mało prawdopodobne – dodaje Marcin Lutowski. – Zależy nam, aby nie siać niepotrzebnej paniki, która obecnie nikomu nie jest potrzebna.

W akcję dystrybucji jodku potasu w Toruniu będzie zaangażowanych niewiele ponad 400 osób. Po odjęciu z listy mieszkańców osób, które tabletki nie otrzymają lub otrzymają je w punktach zamkniętych, akcją zostanie objętych niecałe 170 tys. osób. Według założeń toruńskiego sztabu kryzysowego każda z osób rozdających tabletki obsłuży w ciągu godziny 300 osób.
– Tak naprawdę nikt nie wie, ile potrwa taka akcja i jak będzie wyglądać – przyznaje Marcin Lutowski. – Rekomendacje w tej sprawie są różne. Zakładamy, że zanim chmura pojawi się nad naszym regionem, będziemy mieli trochę czasu na reakcję i nie będzie tak jak w przypadku katastrofy w Czarnobylu, gdzie płyn Lugola podawano po kilku dniach. Dla porównania w Bydgoszczy, która jest przecież znacząco ludniejsza od Torunia, zaplanowano 44 punkty dystrybucji. Jesteśmy więc lepiej przygotowani niż inne miasta.
Czy jednak Toruń jest rzeczywiście dobrze przygotowany na wypadek skażenia jądrowego? Policzmy. Osób rozdających będzie dokładnie 418. Przy założeniu Wydziału Ochrony Ludności, że każda z nich rozda tabletki 300 osobom, okazuje się, że tabletki pobierze ok. 125 tysięcy osób. Jak długo trwać będzie obsługa jednej osoby? Tego tak naprawdę nie wie nikt. Załóżmy, że potrwa to 60 sekund – wówczas czas rozdania jodku potasu dla 125 tys. ludzi zajmie… 5 godzin (tymczasem rekomendacje mówią o skutecznym działaniu w ciągu dwóch godzin, pozytywnych skutkach przyjęcia – do ośmiu godzin). Są to optymistyczne szacunki zakładające brak paniki i wcześniejsze pozyskanie wiedzy na temat przyjęcia tabletek przez mieszkańców. W mieście mają pojawić się plakaty informujące o miejscach dystrybucji tabletek, a w punktach te zawierające dane z ulotki. Co ważne – sama ulotka nie będzie dostępna dla mieszkańców wraz z poborem leku. Tabletki do punktów dostarczane są w opakowaniach po 30 sztuk, osoby rozdające będą wycinać odpowiednią ilość dla zgłaszającego się mieszkańca. Skąd wiedza, ile tabletek przekazać? Bazować będzie ona na deklaracji ustnej o zapotrzebowaniu rodziny. Przyjmując, że podczas poboru ludzie będą rozdającym zadawać pytania, chcąc upewnić się co do odpowiedniego dawkowania, sposobu przyjęcia leku oraz uwzględniając normalny w takiej sytuacji stres – minuta na obsługę mieszkańca może nie wystarczyć. Dwie – to już dziesięć godzin rozdawania tabletek. Samo rozstawienie odpowiedniej infrastruktury według urzędu zajmie ok. półtorej godziny. Dobrze byłoby także uwzględnić czas na dotarcie do punktów przez mieszkańców. W mediach od tygodni pojawiają się informacje o gigantycznych korkach pojawiających się w mieście nie tylko w godzinach szczytu, czas dojazdu na wielu trasach wydłużył się nawet trzykrotnie. Atak wywoła panikę. A zegar tyka.
– Te szacunki opierają się na bardzo optymistycznych założeniach – mówi szef sztabu kryzysowego jednej z podtoruńskich gmin, który prosi o zachowanie anonimowości. – Po pierwsze nie wolno zakładać, że cała akcja przebiegnie spokojnie i w sposób zorganizowany. Z dużym prawdopodobieństwem panować będzie panika i będzie ona zrozumiała, w końcu wojna jądrowa to nie przelewki.
Kolejnym aspektem, na który zwraca uwagę nasz rozmówca, jest potencjalny termin ataku. Najgorsza możliwa opcja to noc z soboty na niedzielę około godziny 23. Jak informacje o konieczności udania się do punktów poboru leków dotrą do mieszkańców? Przekazywane mają być m.in. przez media. Co, jeśli jednocześnie zaatakowana zostanie infrastruktura energetyczna? Takiego scenariusza również nie należy wykluczyć, zwłaszcza mając na uwadze sposób działania rosyjskiej armii w Ukrainie.
W toruńskim magistracie panuje przeświadczenie, że do zagrożenia skażeniem promieniotwórczym nie dojdzie, poczynione optymistyczne założenia są wystarczające, a zalecenia rządowe w tej sprawie są po prostu „dmuchaniem na zimne”. Każdy z nas ma nadzieję, że jedynym przeznaczeniem przekazanych leków będzie ich utylizacja. Czy jednak rolą Wydziału Ochrony Ludności nie jest jednak bycie gotowym na najgorszy możliwy scenariusz?