Karetki będą puste? „To nie jest protest wymierzony w pacjentów”
Ogólnopolski protest ratowników medycznych zatacza coraz szersze kręgi. We wtorek 110 ratowników z Torunia złożyło wypowiedzenia. Niewykluczone, że dołączą kolejni. Zarówno szpital, jak i protestujący liczą na osiągnięcie porozumienia. Do tego potrzeba jednak decyzji centralnych. Czy system ochrony zdrowia czeka paraliż?
Ratownicy medyczni w całym kraju strajkują. Domagają się zmian w systemie, a przede wszystkim godnych warunków pracy. Jedną z form nacisku na rząd jest masowe składanie wypowiedzeń. W Toruniu do tej pory rozmowy toczyły się za zamkniętymi drzwiami, między pracownikami a dyrekcją Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Tak było do wtorku, kiedy wypowiedzenia złożyło łącznie 110 ratowników medycznych pracujących na kontrakcie w Zespole Ratownictwa Medycznego i w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Wcześniej wypowiedzenia złożyli ratownicy z innych miast.
– Protest ma wymiar ogólnopolski. To jeden z ostatnich szpitali w kujawsko-pomorskim, w którym złożono wypowiedzenia. Liczymy na centralne rozwiązanie problemu – twierdzi Janusz Mielcarek, rzecznik prasowy WSZZ w Toruniu.
– Zależało nam, by dogadać się z dyrekcją. Nie udało nam się dojść do konsensusu, więc złożyliśmy wypowiedzenia. Sytuacja była napięta, walczymy całym środowiskiem, w całym kraju. Nie mogliśmy dłużej tego przeciągać – mówi nam Marcin*, jeden z ratowników, który chciał zachować anonimowość.
Negocjacje z dyrekcją WSZZ są w toku od przeszło miesiąca. W tym czasie odbyły się trzy spotkania. Czwarte, które miało mieć miejsce na początku tygodnia, nie doszło do skutku. To po nim złożone zostały wypowiedzenia.
– Nasze propozycje stawkowe póki co pozostały bez odpowiedzi, bo czekamy na konkretne wyliczenia, jakie koszty ponosi szpital na ratownictwo medyczne. Nie przekreślamy dalszego dialogu, mimo złożenia wypowiedzeń – zaznacza nasz rozmówca.
– Szpital zaoferował większe stawki, ale okazały się niewystarczające. Oczekiwania są większe, dlatego do umowy nie doszło – dodaje Janusz Mielcarek.
O konkretnych kwotach ratownicy nie chcą się wypowiadać, by nie wpłynęło to na ich rozmowy z pracodawcą. Postulatów jest jednak więcej. Problemem są też braki kadrowe i długi czas pracy.
– Żądania dotyczą różnych sfer, nie tylko finansowych. Na wiele z nich dyrekcja szpitala nie ma wpływu, bo są to żądania ogólnopolskie – podkreśla rzecznik szpitala.
– Chcielibyśmy móc pracować w mniejszym wymiarze godzin i być w stanie utrzymać rodzinę. Pracujemy przynajmniej na półtora etatu. To minimum 240 godzin miesięcznie. Wielu z nas pracuje przynajmniej w dwóch miejscach, przekraczając 300 godzin, a w niektórych przypadkach nawet 400. To ważne, byśmy nie podchodzili do pacjentów zmęczeni, by utrzymać koncentrację i by nie zdarzały się błędy – argumentuje Marcin.
Ratownicy medyczni podkreślają, że nie działają ani przeciwko pacjentom, ani przeciwko szpitalowi. Chcą jedynie godnych warunków pracy.
– Protest skierowany jest do ministerstwa. Do osób, które decydują, ile pieniędzy dostanie szpital na Zespoły Ratownictwa Medycznego. Na poprzednich spotkaniach z dyrekcją szpitala informowaliśmy, że może dojść do eskalacji działań protestacyjnych. Pani dyrektor była tego świadoma i rozumiała nasze postulaty. Zgadzała się z tym, że finansowanie ratownictwa medycznego powinno być wyższe – dodaje ratownik. – Nasza ochrona zdrowia jest zaniedbana. Finansowanie stoi w miejscu. SOR-y są nierentowne, Zespoły Ratownictwa Medycznego wychodzą na plus, ale odbywa się to kosztem pracowników. Mamy duże niedobory kadrowe.
W sporze z rządem rykoszetem oberwać mogą pacjenci. W całym szpitalu jest około 140 ratowników medycznych. Jeśli nie uda się wypracować porozumienia, większość z nich odejdzie. Wypowiedzenia są miesięczne, więc umowy ratowników wygasną 14 października. Co potem?
– Postaramy się, by nie doszło do takiej sytuacji, że pacjenci zostają bez opieki – przekonuje Marcin. – To nie jest protest wymierzony w pacjentów czy w szpital. Chcemy poprawić system ochrony zdrowia w Polsce. Skala protestu jest duża i myślę, że dojdziemy wspólnie do jakichś rozwiązań.
– W tym czasie dalej będą prowadzone rozmowy. Mamy nadzieję, że uda się osiągnąć porozumienie i ostatecznie do zwolnień nie dojdzie – zapewnia Janusz Mielcarek.
Wiele zależy od rozmów na linii ratownicy – rząd. Te trwają, choć trudno mówić, by zbliżały się do końca. Białe miasteczko przed kancelarią premiera wybrzmiewa jednak coraz głośniej – daleko poza Warszawą.
*imię ratownika zostało zmienione.