Na Białorusi zaczęła się rewolucja? „Jesteśmy gotowi iść na wojnę o wolność”
Wojsko patrolujące ulice, milicja wyciągająca z bram przypadkowe osoby do rewizji, na głucho pozamykane restauracje i bary. To na lekko. Ciężej, gdy pokojowo protestujących OMON-owcy traktują gumowymi kulami, gazem łzawiący i granatami hukowymi. Najciężej, gdy pałowane są kobiety w ciąży, gdy ulicami kroczą rosyjscy żołnierze i gdy nad głową wisi widmo wojny domowej. I wtedy, gdy giną ludzie.
Na ulice wyszły tysiące osób. Tysiące protestujących przeciwko władzy Aleksandra Łukaszenki.
Ludzie po raz pierwszy z taką siłą wyszli na ulice, bo otrzymali dostatecznie dużo dowodów, że wybory były sfałszowane. Nikt już nie wierzy w to, że Łukaszenko mógłby je wygrać – mówi Witalij, pracownik jednego z toruńskich zakładów.
Jednym z przytaczanych dowodów jest chociażby aplikacja „Głos”, dzięki której udało się zebrać wstępne statystyki wyborcze. Głosujący robili zdjęcie swojej karty do głosowania z zaznaczonym kandydatem. Okazuje się, że na kandydatów opozycyjnych zagłosowało blisko 50 proc. więcej osób, niż podają oficjalne komunikaty. Swiatłana Cichanouska, główna rywalka Łukaszenki, w każdym zagranicznym obwodzie głosowania uzyskała miażdżącą przewagę. Nawet w Rosji. Europejskie kraje sprzeciwiły się niedemokratycznym praktykom wyborczym na Białorusi. Słownie.
Jesteśmy rozczarowani tym, jak zareagowały Stany Zjednoczone, Unia Europejska. Nie ma z ich strony żadnej reakcji. Jedyne trzy państwa, które próbują coś zrobić, to Ukraina, Polska i Litwa. Słowa to nie jest pomoc, nie tego nam teraz trzeba – apeluje Uladzislau, student.
Białorusini boją się, że otrzymają pomoc, ale nie z tej strony, z której powinna ona nadejść.
Pojawią się głosy, że Łukaszenko uciekł do Turcji i sprzedał Białoruś Putinowi. Sprzedał za to, żeby Rosja wprowadziła tu swoje wojska i dla własnych korzyści zaprowadziła porządek – dodaje Mikola, student. – Zresztą, rosyjska policja już jest w Mińsku. Mamy zdjęcia, jak biją kobiety, jak brutalnie ciągną je za włosy, nie oszczędzają nawet kobiet w ciąży.
To już nie tylko Mińsk, demonstracje wybuchają w każdym większym białoruskim mieście. I są brutalnie tłumione. Milicja używa gazu łzawiącego, gumowych kul, granatów hukowych. Ściągany jest ciężki sprzęt, łącznie z pojazdami do burzenia barykad. Do tej pory aresztowano już ponad 6 tys. osób. Więzienia pękają w szwach. W zamieszkach rannych zostało kilkaset osób.
Na Białorusi zaczęła się rewolucja. Każda rewolucja wymaga ofiar. Ale u nas na Białorusi to działa tak, że im mocniej nas biją, tym my silniej będziemy reagować. Tego już nie da się zatrzymać, protesty będą narastać, na ulice będzie wychodzić coraz więcej osób – przekonuje Uladzislau. – Wierzymy w to, że teraz wszystko się zmieni. Białorusini tego chcą.
Aleksander Łukaszenko rządzi w kraju nieprzerwanie od 1994 r. Pokolenie dwudziesto, trzydziestolatków nie pamięta nic poza nim i z zazdrością patrzy na inne europejskie kraje.
Protestujemy, bo zabrali nam 26 lat życia. Protestujemy, bo chcemy zmian. Łukaszenko nam tych zmian nie daje. Sami musimy po nie sięgnąć. To nasze pokolenie dokona tych zmian – deklaruje Mikola. – Władza, która na siłę trzyma stery nigdy sama nie odpuści, nigdy sama się nie podda. Trzeba doprowadzić do takiego stanu, żeby ta władza uciekła i nie chciała już wrócić.
Starsze pokolenie wciąż się boi. W młodych strachu nie ma. Jest determinacja, energia, zapał. Przekonują, że jedyną drogą dla autorytarnego państwa jest nagła rewolucja, która obali rząd. Innej drogi nie widzą i godzą się ze wszystkimi konsekwencjami, jakie niesie za sobą taka postawa.
Nie boimy się. Jesteśmy gotowi iść na wojnę. Będziemy walczyć za wolność – Uladzislau zawiesza głos. – Białorusini chcą żyć.
Co więcej, chcą żyć w swojej ojczyźnie. Nie w Polsce, Niemczech czy na Litwie. Chcą żyć na Białorusi i jasno deklarują, że powrót do kraju po upadku władzy będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobią.
Jestem przekonany, że gdy tylko władza się zmieni, to od razu wielu Białorusinów wróci do domu. Nikt nie będzie miał wtedy żadnych wątpliwości, my chcemy wrócić do wolnej ojczyzny. Chcemy wrócić na Białoruś, żeby odbudować ten kraj, żeby historia już nigdy więcej się nie powtórzyła, żeby już nigdy u władzy nie było nikogo, kto ma zapędy autorytarne – przekonuje Uladzislau.
Wiary i odwagi młodym Białorusinom nie brakuje.
To jest początek. Protesty będą narastać. Dni Łukaszenki są już policzone – dodaje Witalij.
Zegar tyka. Do czasu jednak, aż się zatrzyma, wszystkie scenariusze są na stole. Zamieszki doprowadziły już do śmierci dwóch osób. Białoruskie MZS potwierdziło także, że milicja użyła broni palnej. Pytania o powtórkę Majdanu krążą w powietrzu. Czy poleje się krew?
* Imiona osób występujących w tekście zostały zmienione w trosce o bezpieczeństwo ich samych oraz ich rodzin