Najważniejszy jest dla mnie drugi człowiek
O roli edukacji, regionalnej współpracy i bezpieczeństwie rozmawiamy z kandydatką na senatora z listy PiS Marią Mazurkiewicz.
Co skłoniło Panią do kandydowania?
Nikt nie ma wątpliwości, że polityka jest sztuką rządzenia państwem. Ta starożytna definicja jest wciąż modyfikowana. Nie da się rządzić państwem, jeśli nie weźmie się pod uwagę wszystkich elementów wpływających na jego dobre funkcjonowanie. Istotne jest wyciąganie wniosków z przeszłości i myślenie o przyszłości. I tu pojawia się ciekawe zjawisko. Rzadko w politycznych dyskusjach znajduje się miejsce dla szeroko pojętej edukacji. Wszyscy chcieliby mieć świetnych fachowców. Tyle że gdy pojawia się temat dbania o wysoką jakość kształcenia, dyskutanci nagle obojętnieją. Twierdzą wręcz, że kwestie edukacyjne nie należą do poważnych politycznych rozmów. Czyżby przeczyli stwierdzeniu Jana Zamoyskiego, iż „takie będą rzeczypospolite jak ich młodzieży chowanie”?
Czyli stawia Pani na tematy związane z edukacją?
Przez ponad 20 lat przy tablicy nie byłam typowym nauczycielem. Jako wicekurator oświaty nie jestem też typowym urzędnikiem. W mojej pracy zawsze najważniejszy jest dla mnie drugi człowiek, któremu staram się pomóc w ramach moich kompetencji, a czasem nawet je przekraczając. Nie jestem w żadnej radzie nadzorczej, nie pasuję więc też do potocznego wyobrażenia o lokalnych politykach. Od ponad siedmiu lat jako wicekurator oświaty przywiązuję niezwykle wielką wagę do podnoszenia poziomu kształcenia. I nie chodzi tu o zdobywanie piątek i szóstek. Wręcz przeciwnie. Szkoły, z jednej strony powinny dać porządne wykształcenie klasyczne, z drugiej jednak muszą współgrać z rynkiem pracy. Mija się z celem wypuszczanie kolejnych pokoleń księgowych czy mechaników samochodowych, gdy brak dla nich miejsc pracy. Brakuje za to mechatroników i hydraulików. Nastawieni na szybki zysk przedsiębiorcy, zwłaszcza młodzi, niezadowoleni niekorzystną, ich zdaniem, sytuacją, odebrali zazwyczaj pobieżną wiedzę na temat funkcjonowania rynku. Oczekując sprzyjających warunków, sami powinni się do ich tworzenia przyczynić. Zysk wymaga najpierw inwestycji. Szkoły również nie zawsze dostosowane są do potrzeb rynku pracy. Otwiera się klasy kształcące w zawodach – nie według potrzeby rynku, ale ze względu na posiadanie nauczycieli danego fachu. Należy raczej zadbać o potrzeby przedsiębiorców. Zresztą oni sami powinni je zgłaszać. Coraz częściej tak właśnie się dzieje. Mamy dobre przykłady współpracy – w zakładach pracy odbywają się praktyki, a nawet zajęcia i egzaminy, gdy w szkołach brak odpowiednio wyposażonych warsztatów. Dzięki temu absolwentom łatwiej jest zdobyć pracę, a pracodawcy pracownika. To wciąż za mało. Ważne jest, żeby przedsiębiorcy czuli odpowiedzialność za szkołę, nie czekali na gotowych pracowników. Jeśli chcą zatrudnić fachowców, to powinni mieć w tym udział. I tak też rozumiem edukację – jako wspólne zadanie. Nie jest ona wydatkiem dla gminy, rodziny czy przedsiębiorstwa. Jest inwestycją, która dobrze zrealizowana, zawsze się zwróci. Niejednokrotnie w ciągu ostatnich lat byłam świadkiem uroczystości towarzyszących otwarciu nowych szkolnych obiektów: hal sportowych, boisk, stołówek i kuchni, klas, w tym nowoczesnych tematycznych gabinetów – zwłaszcza tak potrzebnych do rozwijania umiejętności manualnych. Uczestniczyłam też w oddaniu do użytku nowych, świetnie wyposażonych placówek oświatowych. Cieszy mnie, że organy prowadzące i prężnie działający dyrektorzy potrafią pozyskiwać fundusze z różnorodnych programów rządowych (a jest ich bardzo dużo) i innych źródeł, by zapewniać dzieciom i młodzieży najlepsze warunki kształcenia.
Jak postrzega Pani nasz region?
Mimo że od ponad 30 lat mieszkam w Toruniu, z racji koneksji rodzinnych bliskie mi są sprawy małych miast i wsi. Tam może bardziej niż w dużych miastach widać brak koncepcji rozwoju i poszukiwania wspólnych rozwiązań. Świetnym wynikom uprawy owoców i warzyw nie towarzyszy przetwórstwo, dobrze rozwijające się firmy cateringowe nie znajdują lokalnych rzeźni, a nieposiadający dobrego przygotowania w zakresie zarządzania rolnicy rzucają się na uprawy, które w poprzednim (!) roku przynosiły wysokie dochody. Poczucie odpowiedzialności za Małą Ojczyznę przekłada się na umożliwienie sprawnego i wspólnego funkcjonowania. Zastanowił mnie ostatnio jeden z gości weselnych na Opolszczyźnie. Podzieliłam się z nim spostrzeżeniem, że miasto nie jest zbyt dobrze zarządzane – stare chodniki, dziurawe szosy, odrapane budynki nie robią dobrego wrażenia na przybyszu. Mój rozmówca, mimo że jak wynikało z późniejszych wypowiedzi, nie podzielał poglądów politycznych burmistrza, przekonywał mnie, że obejrzałam tylko niefortunny fragment zabudowy, zachęcał mnie do zwiedzania, wymieniając inwestycje: nowe ulice, ścieżki rowerowe, a także zabytkowe centrum. Porównałam jego postawę ze znanymi mi sytuacjami z regionu. Najczęściej są to bezpardonowe i bezkrytyczne ataki wobec lokalnych samorządowców, którym nie towarzyszy najmniejsza próba dostrzeżenia pozytywów. Krytykującym brak często odpowiedzialności, za to, co jest dobrem wspólnym.
Jak wyobraża sobie Pani przyszłą współpracę Torunia i Bydgoszczy?
Pracuję w Bydgoszczy, ponieważ Kuratorium Oświaty tam ma siedzibę, ale delegatury w Toruniu i Włocławku (obydwie mi podlegają). Nie widzę trudności, gdyż po prostu współpracujemy na rzecz oświaty i nie ma znaczenia, że ktoś jest z Torunia, Bydgoszczy czy Włocławka. Myślę, że na innych płaszczyznach powinno być podobnie. Dla mnie ta różnica między Toruniem i Bydgoszczą nie jest istotna. Nie jestem rodowitą torunianką. Pochodzę z Radziejowa. Bydgoszcz dla nastolatki była tak samo odległa, jak Toruń. Przyszedł czas na studia na UMK i Toruń stał się moim miastem. Na podstawie mojej pracy w kuratorium mogę stwierdzić, że można pracować razem, lubić się i realizować wspólne pomysły. Niedawno organizowałam dużą konferencję dla doradców zawodowych. Nie była przeznaczona tylko dla regionu bydgoskiego, toruńskiego czy włocławskiego. Była dla całego województwa. To nie ma znaczenia, gdzie ktoś mieszka, ale ważne jest, żeby osiągać dobre efekty.
Na co zwróciłaby pani uwagę jako senator?
Bardzo ważne jest bezpieczeństwo. Nie tylko z powodu sytuacji na wschodniej granicy. Chodzi mi o szeroko rozumiane bezpieczeństwo, które wynika z poczucia, że państwo jest po to, by ludzie mogli pracować, uczyć się i po prostu dobrze funkcjonować. Bez rozchwiania, jakie oferują niektórzy politycy, które może spowodować, że będziemy się bać, jak będzie za tydzień, za miesiąc. Czy nie pojawi się jakiś pomysł, chociażby na relokację imigrantów. Główną funkcją państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa. Dotyczy to także rolnictwa, co bardzo podkreśla poseł Jan Krzysztof Ardanowski, z którym współpracuję od dawna. Dla mnie jest on wzorem dobrego polityka, który z jednej strony ma praktyczną wiedzę rolniczą, a z drugiej doskonale orientuje się w polityce i historii. Podsumowując… każdy powinien mieć poczucie bezpieczeństwa i nie martwić się, że jakieś nierozsądne decyzje to zmienią.
Mip
8 października 2023 @ 11:47
Mazurkiewicz to Czarnek w spódnicy. Jego zamiłowanie do zamordyzmu i tłuczenia po głowach propagandą jest powszechnie znane. Nie dajcie się nabrać na te frazesy, jak to „najważniejszy jest dla mnie drugi człowiek”, nie zostaje się sekretarzem w PiS za byciem miłym.