Pacjenci nie mają lekko. Jak epidemia wpłynęła na sytuację w służbie zdrowia?
Regionalizacja w zarządzaniu, leczenie w trybie pozaszpitalnym, odciążenie lekarzy specjalistów… Pomysłów na ratowanie NFZ jest wiele. Od lat nikt jednak nie wypracował kompleksowych rozwiązań zaradczych dla problemów, z którymi zmaga się polska służba zdrowia. Teraz dodatkowo nałożyła się na nie epidemia. I boleśnie obnażyła wszystkie braki.
Żart o tym, że aby chorować w Polsce, to trzeba mieć zdrowie, nabiera aktualności zwłaszcza w obecnej sytuacji epidemicznej. Pandemia koronawirusa tylko uwidoczniła nieudolność NFZ. Dziś już głośno mówi się o tym, że epidemia doprowadzi do zwiększenia śmiertelności wśród pacjentów, ale nie z powodu COVID-19, ale schorzeń, które pacjenci przestali leczyć przez pandemię.
Największymi ofiarami koronawirusa, wyłączywszy osoby, które w wyniku tego wirusa zmarły, są ludzie z chorobami przewlekłymi, którzy doświadczyli bardzo dużego ograniczenia możliwości leczenia – mówi dr hab. n. med. Mariusz Gujski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Po pierwsze, część szpitali zostało przekształconych w szpitale jednoimienne, więc pacjenci nie-covidowi nie mogą być beneficjentami ich potencjału. Po drugie, wśród pacjentów zapanował strach przed wirusem, więc wielu z nich rezygnuje z leczenia.
Nakładają się na to utrudnione możliwości dostania się do lekarzy, co widoczne jest zwłaszcza wśród pacjentów onkologicznych. Do tego wiele oddziałów szpitalnych, a czasem nawet i całych szpitali, wyłączanych jest z użytku ze względu na pojawiające się ogniska zakażeń.
Potrzeby pacjentów wymagających szpitalnego leczenia koronawirusa muszą zostać zabezpieczone w taki sposób, aby nie pozbawiać pacjentów z innymi chorobami dobrego standardu leczenia. To bardzo duże wyzwanie dla służby zdrowia – dodaje dr hab. Mariusz Gujski.
Niepokój pacjentów pogłębiany jest chaosem ministerialnym. Były już minister zdrowia Łukasz Szumowski zaledwie na jesieni 2019 r. ogłaszał słynną „piątkę” celów. Niecały rok później odszedł ze stanowiska, cele pozostawiając niezrealizowane.
Rządzącym przydałby się czas na spokojną analizę i wypracowanie kompleksowych rozwiązań – komentuje dr hab. Mariusz Gujski. – Podejmowane kroki często nie są do końca przemyślane. Brakuje nie tylko pomysłu, ale też politycznej odwagi, aby gotowe rozwiązania wprowadzić w życie.
Jednym z takich rozwiązań mogłoby być wypracowanie systemu leczenia w trybie pozaszpitalnym. Kraje zachodnie bardzo często odchodzą już od łóżek szpitalnych, zgodnie z zasadą, że pacjent, który może chodzić, nie powinien leżeć. Takie rozwiązanie przyniosłoby korzyści z jednej strony dla podatników, a z drugiej dla systemu, od lat zmagającego się z niewystarczającą liczbą lekarzy. Na chwilę obecną w Polsce brakuje kilkudziesięciu tysięcy medyków. W zachodnich krajach europejskich na 1 tys. mieszkańców przypada 3,6 lekarza, a u nas 2,4. To tłumaczy terminy wizyt na NFZ odległe często o kilka lat od dnia rejestracji.
Duża część świadczeń nie zostaje zrealizowana także przez to, że osoba oczekująca nie pojawia się w szpitalu i nie zawiadamia o tym albo zawiadamia w takim momencie, że niemożliwe jest już przyjęcie kogoś innego. Uważam, że powinno się wprowadzić system, który zniechęcałby do stosowania takich praktyk – wyjaśnia Justyna Wileńska, dyrektor Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu.
Dodatkowo stale rośnie także średnia wieku lekarzy. Obecnie wynosi ona 50 lat, a wśród lekarzy specjalistów 54 lata. Okazuje się także, że niemal 1/5 lekarzy to emeryci. Na to nakładają się kolejne problemy, z których największym jest niedofinansowanie służby zdrowia. Nakłady publiczne na zdrowie wynoszą zaledwie 4,7 proc. PKB.
Problemem jak zwykle są pieniądze i niedoszacowanie części procedur, m.in. interny, diagnostyki czy chirurgii. Wynika to z faktu, że w szpitalach pierwszego i drugiego poziomu ryczałty są ustalone nieprawidłowo – tłumaczy Justyna Wileńska.
Zadłużenie szpitali rośnie, a odpowiedzialność za finansowe problemy przerzucana jest na samorządy. Trudno jednak realizować to karkołomne zadanie bez dostępu do pieniędzy, którymi dysponuje rząd. Ratunkiem jest zmiana modelu zarządzania służbą zdrowia, której najważniejszym filarem byłaby regionalizacja. Rząd odpowiadałby za ustalanie standardów jakości, a samorządy wojewódzkie miałyby prawo do dysponowania pieniędzmi na zarządzanie służbą zdrowia.
Trudno będzie kiedykolwiek osiągnąć model idealny – zaznacza Justyna Wileńska.
Można jednak do niego aspirować, bo na ten moment już niemal 25 proc. pacjentów korzysta ze świadczeń prywatnych, co jest pokłosiem przekonania o niskiej jakości usług NFZ. Szczególnie widać to na SOR-ach. Specjaliści przyczynę tego stanu rzeczy widzą w niewydajnym systemie POZ. To właśnie na nim powinien spoczywać główny ciężar leczenia. Okazuje się jednak, że lekarze wolą wysyłać pacjentów od razu do specjalistów. A tych, jak wiadomo, brakuje. I koło się zamyka.
Takie działanie nie powinno być normą. Lekarze specjaliści są od przypadków szczególnie skomplikowanych, a nie od wszystkich – zwraca uwagę dr hab. Mariusz Gujski. – Lekarze rodzinni, którzy są niezwykle ważnym ogniwem systemu ochrony zdrowia, nie spełniają dziś swojej roli.
Bez winy nie pozostają także sami pacjenci, często zapisując się na zabiegi do specjalistów „na zapas”. To tylko wierzchołek góry lodowej problemów służby zdrowia, które można by mnożyć bez końca. Końca problemów jednak nie widać. A druga fala pandemii przed nami.