“Raz już straciłam swój dom”. Julia z rodzinnego Doniecka uciekła na początku wojny w Donbasie. Dziś mieszka w Toruniu
Marzenia o nauce na donieckim uniwersytecie przerwała wojna w Donbasie. Julia Korzh wraz z rodziną uciekła do Moskwy, skąd w 2015 r. trafiła do Torunia. Dziś twierdzi, że Putina mogą powstrzymać jedynie sami Rosjanie. Do tego potrzeba jednak stanowczej reakcji Zachodu i sankcji, które obudzą społeczeństwo.
Urodziła się w Doniecku i tam spędziła lata swojej dzieciństwa. Pamięta duże, milionowe miasto i szkołę, do której posłali ją rodzice: matka – Ukrainka, ojciec – Rosjanin. Życie Julii i wielu innych mieszkańców Doniecka zostało brutalnie przerwane w 2014 r. Wtedy wybuchła wojna.
– Do wydarzeń z 2014 r. nie planowaliśmy się wyprowadzać. Zaraz miałam iść na studia. Wybrałam już nawet uniwersytet w rodzinnym mieście i kierunek. Nic z tych planów nie wyszło. Uciekłam z rodzicami z Doniecka i nigdy potem tam nie wróciłam – mówi Julia.
Z uczelni w Doniecku trzeba było zrezygnować. To jeden z najlepszych uniwersytetów w Ukrainie, ale w tamtym czasie nikt nie myślał o nauce. Były ważniejsze rzeczy.
– Wyjechaliśmy do Moskwy. Mój ojciec jest Rosjaninem, więc mieliśmy obywatelstwo. Ale ja nie chciałam budować tam życia, chciałam być w Europie – dodaje.
Tak w 2015 r. trafiła do Torunia, gdzie rozpoczęła studia na UMK. Julia pamięta, jakie były nastroje w Ukrainie przed 2014 r. Zwłaszcza na wschodzie kraju rosyjska kultura była silnie obecna.
– Do 2014 r. nastawienie Ukraińców do Rosji i Białorusi było pozytywne. Czasem widać było postsowieckie myślenie, że to jeden naród. Wtedy nikt nawet by nie pomyślał, że dojdzie do wojny. Ludzie rozmawiali po rosyjsku, byli spleceni z rosyjską kulturą i polityką – wspomina Julia.
Wiele zmieniło się, kiedy Ukraińcy odrzucili prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza po wydarzeniach zapoczątkowanych pod koniec 2013 r.
– Ukraina wtedy była mniej zjednoczona niż teraz. Działała rosyjska propaganda, szczególnie w momencie Euromajdanu. Rosyjskie kanały informacyjne podawały, że w Kijowie jest przewrót władzy, że prezydent został obalony i do władzy doszli naziści – mówi Julia.
Rosyjska narracja była tam cały czas obecna. Nasiliła się szczególnie teraz, kiedy rosyjskie wojska otwarcie wkroczyły na teren Ukrainy. 24 lutego zaczęło się piekło.
– Rano dotarły do mnie informacje o bombardowaniach. Dostałam ataku paniki, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Raz już straciłam swój dom. Wtedy, w 2014 r., nawet nie zdążyłam się z nikim pożegnać. Wszystko działo się za szybko. Straciłam dom, w którym dorastałam przez kilkanaście lat. Teraz czułam szok i obawę, że stracę to, co zostało. Resztę kraju – Julii łamie się głos.
Wciąż ma znajomych w Ukrainie. Obraz, jaki wyłania się z ich relacji, pokazuje, w jakiej sytuacji znalazł się kraj.
– Na zachodzie jest spokojniej, ludzie wciąż chodzą do pracy. Tam nie spadają bomby, ale wojnę czuje się w sklepach. Ceny znacznie wzrosły. Tam teraz napływa dużo uchodźców – mówi. – Na wschodzie jest bardzo źle. W Kijowie ludzie siedzą w piwnicach, w metrze. Wielu wyjechało, obawiając się, że zabraknie jedzenia.
Do Torunia Julia przyjechała z Moskwy. Miała więc okazję poznać także Rosjan. Jak twierdzi, po nich najbardziej widać, jak bardzo na rosyjskie społeczeństwo działa kremlowska machina propagandowa.
– Duża część społeczeństwa popiera „operację w Ukrainie”, bo w telewizji mówi się, że wojska rosyjskie są wyzwolicielami. Że w Ukrainie u władzy są naziści, że są zagrożeniem. Taki sam przekaz jest w mediach społecznościowych – blogerzy są opłacani, by mówili i pisali w ten sposób – wyjaśnia Julia. – Pytałam moich znajomych z Rosji, czemu nie reagują na to, co dzieje się w Ukrainie. Powiedzieli mi, że to ja, jak cały Zachód, żyję w propagandzie. Że Rosja nie bombarduje obiektów cywilnych, tylko wojskowe, by naziści nie stanowili zagrożenia. Byłam zdziwiona, że w to wierzą, bo część z nich to osoby wykształcone, które uczyły się na uniwersytetach w zachodniej Europie.
Zdaniem Julii tylko sami Rosjanie mogą doprowadzić do zmian. Do tego potrzeba jednak stanowczej postawy innych państw. Kolejnych sankcji, które doprowadzą do przebudzenia społeczeństwa.
– Moi rodzice są w Moskwie i wiem, że ich to dotknie, ale uważam, że to konieczne, by ludzie w Rosji się obudzili. Wiele towarów w rosyjskich sklepach to produkty międzynarodowych firm, które już uciekają z tego rynku. Ludzie to odczuwają. Liczę, że naród rosyjski się obudzi, bo nikt inny nie zwalczy Putina – dodaje Julia.
ctx
5 marca 2022 @ 20:23
„A jedna mieszkanka, ukrainka- walczy.
Wzięła słoik, rzuciła wysoko w powietrze i…
strąciła drona rosyjskiego”.
No, no…