Sensacja
Skarpa, godzina 15. Życie toczy się swoim standardowym, spokojnym tempem – ludzie wracają z pracy, młodzież kończy lekcje, dwie panie sprzedają truskawki na straganach. I w pewnym momencie rozlega się głuchy huk, a zaraz po nim pojawia się dym. I momentalnie rutynowe popołudnie się zmienia. Chciałoby się rzec, że wszyscy ci ludzie rzucają się do pomocy. Że ustawiają się w kolejkach, by tylko sprawdzić, czy nikt niczego nie potrzebuje, że nie można się odpędzić od rąk chętnych do pracy. Ale tak nie jest. Cały ten tłum ustawia się dookoła samochodu. I patrzy.
W rozbitym samochodzie siedzi mała dziewczynka, uczesana w dwa kiteczki. Właśnie wraca z przedszkola. Dzielnie odpina pasy, choć krew z rozbitej głowy kapie jej na różową sukienkę i nie może otworzyć oczu. Otwiera drzwi zniszczonego pojazdu, wysiada. Jej tata leży z głową na kierownicy. Co się stało? Nie wiadomo.
Do dziewczynki podchodzi kobieta, która właśnie wysiadła z autobusu, a dookoła miejsca wypadku ustawia się szeroki tłum, przez który początkowo nie sposób się przecisnąć. Kierowca stojącego na przystanku autobusu podbiega z apteczką, ktoś dzwoni na 112, w międzyczasie do grupy dołącza nastolatka, która pomaga w opiece nad pięciolatką. I to wszyscy. Cała reszta ludzi stoi dookoła miejsca zdarzenia i patrzy.
Pada pytanie, czy ktoś ze zgromadzonych ma przy sobie chusteczki, ale nikt nie odpowiada. Wszyscy są zajęci robieniem zdjęć lub beznamiętnym wpatrywaniem się w „sensację”. W końcu jakaś kobieta, przechodząca nieopodal z wózkiem, podaje udzielającym pomocy wspomniane chusteczki.
Osoba rozmawiająca z dyspozytorem numeru 112 pyta, czy kierowca samochodu jest przytomny. I znowu cisza. Nastolatka i kobieta są zaabsorbowane dziewczynką, która płacze, że nie chce jechać do szpitala, że chce do mamy i że nie może otworzyć oczu. Pyta o to cały czas – czy ktoś pomoże jej otworzyć oczy? Ona musi otworzyć oczy, a nie może. Kierowca autobusu podchodzi do mężczyzny i sprawdza, co się z nim stało. Nie, nie jest przytomny.
Poszkodowana dziewczynka, choć jest przerażona i zszokowana, rozmawia z nastolatką i kobietą. Zapytana, opowiada o swoim chomiku, o wychowawczyni w przedszkolu, wskazuje, że jej tata ma przy sobie telefon. Na podstawie podanych przez nią informacji udaje się określić, do którego przedszkola chodzi. Pewien mężczyzna oferuje, że uda się do placówki i spróbuje skontaktować się z mamą dziewczynki, by poinformować ją o zdarzeniu.
Kiedy na miejsce przyjeżdżają służby ratunkowe, tłum nieco się rozrzedza. Miejsce wypadku zostaje zabezpieczone taśmami, a obserwujący zostają poproszeni o odsunięcie się z wyznaczonego terenu. Wciąż jednak znajdują się tacy, którzy przemykają pod taśmą. Podchodzą możliwie blisko samochodu, robią zdjęcia. Jakiś przedszkolak przeciska się pomiędzy udzielającymi pierwszej pomocy i fotografuje sprasowany pojazd. Przebiegając koło poszkodowanej dziewczynki potyka się, nie patrzy pod nogi. Telefon jest dla niego ważniejszy.
Nawet po zabraniu kierowcy samochodu i jego córki do karetek, tłum ani trochę się nie rozchodzi. Przeciwnie, wciąż napływają nowe tłumy gapiów. Przyjazd policji tylko potęguje ich ekscytację. Gdy funkcjonariusze rozmawiają ze świadkami wydarzenia, próbując ustalić przebieg zdarzeń i zbierając od nich numery telefonów, rozlega się mnóstwo komentarzy. Nagle każdy staje się znawcą prawa, lekarzem, sędzią i ekspertem w dziedzinie psychologii jednocześnie. Policja i tak nie zadzwoni do świadków, bo zawsze tylko tak mówi. Dziecka szkoda, no ale cóż, ojca wina, nieodpowiedzialny, pewnie też cham albo alkoholik, bo jak ktoś powoduje wypadek, to na pewno był pijany. Kobieta, kierowca autobusu i jeszcze jeden mężczyzna pierwszej pomocy udzielili źle, nie tak, bo trzeba zrobić inaczej. A w ogóle to bez sensu, bo teraz ulica będzie zablokowana, pas nieprzejezdny, komunikacja miejska opóźniona i w ogóle to wszystko jest nie tak, jak być powinno.
Kobieta, udzielająca pomocy dziewczynce, jest roztrzęsiona. Obraca się do gapiów i pyta, dlaczego nikt się nie ruszył, dlaczego nikt nie pomógł. Funkcjonariuszka policji uspokaja ją.
– To teraz sensacja.
Sensacją jest zakrwawiona, przestraszona dziewczynka z rozbitą głową. Sensacją jest nieprzytomny mężczyzna za kierownicą. Sensacją jest przerażona matka, której dziecko i mąż mogli stracić życie w wypadku.
Sensacją jest tragedia. Tragedia jest czymś, co trzeba sfotografować, skomentować, wrzucić do internetu, puścić w obieg. Tragedia jest czymś, co się sprzedaje.
Ale tragedia jest ciekawa tylko wtedy, kiedy się ją ogląda. Ale mieć z nią styczność? Dotykać krwi, słyszeć rozdzierający serce płacz, starać się odwlekać myśli od tego, że być może metr od ciebie, w rozbitym samochodzie leży martwy człowiek? To już ciekawe nie jest.
Lepiej dać lajka na facebooku i zdobyć wyświetlenia.
Jaaa
25 czerwca 2021 @ 13:44
Ale artykuł nie jest rzetelny. Przedstawia kłamstwa. Ojciec nie był nieprzytomny skoro zamiast udzielać pomocy córce szuka coś w bagażniku. Masakra?♀️
Adrian
26 czerwca 2021 @ 11:21
Tak totalnie nierzetelny, że prawie że nieżetelny… Jak boli ta część ciała, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, to polecam się wyspać, a nie tchórzliwie, anonimowo hejtować. Wstyd mi za Pana/Panią
Alibabka
19 czerwca 2021 @ 18:35
Unikać czasownika odwlekac w użytym kontekście, wiele niezręcznosci stylistycznych i faktycznie dziwny galimatias na granicy pretensjonalnosci .Dużo pisać na brudno, póki co.
Adrian
20 czerwca 2021 @ 15:37
I Pan/Pani tak poważnie???
Od zwracania uwagi autorce tekstu jest wydawca/redaktor naczelny.
Wiele dobrego ten tekst wznosi, jest dobrze napisany – przyznali to także ludzie pracujący w mediach od lat.
Jak ma Pan/Pani problem żeby się podpisać pod swoją opinią to szczerze współczuję.
Komentarze też radzę pisać na brudno i nigdzie ich nie publikować.
Wstyd mi za Pana/Panią
Życzliwy
19 czerwca 2021 @ 16:18
Proszę autorkę tekstu, o wyjaśnienie – jaka reakcja byłaby adekwatna? Do miejsca zdarzenia podbiegł tłum, szybko znalazła się apteczka i udzielona została pomoc przedmedyczna, rozpoznanie, zawiadomienie służb… Czego zatem zabrakło?
Gratuluję oczywiście decyzyjności osobom zaangażowanym w pomoc ofiarom wypadku – dla niektórych to naturalna reakcja, inni muszą się na taki czyn zdobyć. Jednak (nie umniejszając zasług tych, którzy poszli ze wsparciem) z tego co czytam – dwie osoby zajęły się dziewczynką i wzywaniem pomocy, kierowca autobusu przybiegł z apteczką i też aktywnie pomagał.
Co miały zrobić osoby obserwujące zdarzenie z dalszej odległości? Klepać udzielające pomocy osoby w ramię i pytać się, czy można jakoś pomóc? Kupić truskawki od pobliskich Pań i rozdać je pokrzywdzonym? W jakiś sposób zasygnalizować swoją gotowość do udzielenia wsparcia lub przyjęcia poleceń?
Poproszę o jakiś morał, lekcję, uwrażliwienie, poradę od fachowca; nauczkę, którą wyciągnąć można z przedstawionej sytuacji. Póki co jedyne, co przedstawia tekst to dąsy, tak podobne do tych przytoczonych w akapicie krytykującym dąsy świadków zdarzenia.
Dla przykładu – jedną z lekcji mogą być wskazówki na temat czegoś, czego w przypadku opisywanej sytuacji najwidoczniej zabrakło – odpowiedniego i skutecznego koordynowania pomocy. W takiej chwili ważne jest, by jedna osoba przejęła dowodzenie, zajęła się uporządkowaniem działań i wydawaniem rozkazów konkretnym osobom. „Niech ktoś” nie pomoże i nie możemy mieć o to pretensji do tłumu gapiów, bo tłum jest wyłącznie tłumem, funkcjonującym według swojej psychologii. W trakcie takiej sytuacji potrzeba umiejętności wyłapywania konkretnych jednostek zdolnych i chętnych do pomocy, kierowania w ich kierunku konkretnych poleceń („niech pani/pan podejdzie do kierowcy i sprawdzi czy jest trzeźwy!”). Obecność osoby potrafiącej wydawać polecenia może sprawić, że cała akcja przebiegnie sprawniej i włączy się w nią więcej osób (które będą wiedziały, czym mają się zająć).
Tekstu nie gratuluję, bo jest jedynie emocjonalnym i ckliwym opisem mniejszego lub większego zdarzenia drogowego, Dużo w nim niewiadomych, stoi rozkrokiem między reportażem (za mało faktów i konkretów), a felietonem/wpisem z dziennika. Zachęcam autorkę jednak do większego skupienia się na tym, co możemy ze zdarzeń wyciągać, jak możemy stawać się lepszym; jakie lekcje możemy przekazywać przy okazji pisania relacji, tak by tekst miał wartość edukacyjną, a nie tylko krytyczną. Jeśli dołożymy też istotny element – jakość i wartość artykułu wzrośnie znacząco.
Adrian
20 czerwca 2021 @ 15:35
Skoro ma Pan/Pani aż tyle uwag co do tekstu, który chwalą dziennikarze i dziennikarki z wieloletnim stażem, reportażyści, publicyści etc. to proponuję się podpisać 😉 odwaga cywilna – wspaniała rzecz.
Anonimowa krytyka to jest coś co niszczy dyskusję i umiejetność rozmowy. Strasznie mi wstyd, że ktoś odważył się napisać coś takiego pod tekstem dziewczyny, która stawia pierwsze kroki w zawodzie i w dodatku była na miejscu zdarzenia i zachowania zimną krew.
No ale skoro woli Pani skuteczność własne frustracje i kompleksy w taki sposób to chyba warto się nie odzywać 😉
Nie pozdrawiam
Pikaczu
19 czerwca 2021 @ 12:13
Woooow . Tekst napisany w taki sposób że człowiek widzi tą chora a zarazem smutną sytuację oczami wyobraźni. Sama kiedyś udzielając pomocy po wypadku najbardziej byłam wściekła na ludzi na brak ich empatii. Eh szkoda pisać nawet 😉 gratuluję tekstu