Srebrny Toruń, srebrne Tokio
Dobiegają końca Letnie Igrzyska Olimpijskie w Tokio, przesunięte o rok z powodu pandemii koronawirusa. Podczas tych zawodów reprezentantki związane z Toruniem wywalczyły dwa srebrne medale, wszystkie w dyscyplinach wodnych: wioślarstwie i żeglarstwie.
W tym roku do walki o olimpijskie laury stanęło ośmioro toruńskich reprezentantów. Pierwszy medal w tej grupie (i jednocześnie pierwszy dla Polski na tych igrzyskach) zdobyła Katarzyna Zillmann, która wraz z Agnieszką Kobus-Zawojską, Martą Wieliczko i Marią Sajdak płynęła w wioślarskiej czwórce podwójnej. Dziewczyny wyjechały z Japonii ze srebrem. Dla zawodniczki AZS-u UMK Toruń był to debiut na Igrzyskach.
Drugi medal, tym razem w żeglarskiej klasie 470, to dorobek Jolanty Ogar-Hill, która płynęła w tej klasie razem z Agnieszką Skrzypulec. Polki już od pierwszego wyścigu pracowały na to, aby po dziesięciu rundach móc zawalczyć w finałowych regatach o jeden z krążków. Cel został osiągnięty, po pełnych emocji zawodach uplasowały się w końcowej klasyfikacji na drugim miejscu, co pozwoliło zdobyć srebrny medal.
Na siódmym miejscu w klasyfikacji generalnej uplasowała się czwórka bez sternika mężczyzn. Gród Kopernika reprezentowali w niej Mikołaj Burda i Michał Szpakowski. O medal walczyła dwójka podwójna mężczyzn z Mirosławem Ziętarskim z toruńskiego AZS-u, jednak duetowi Ziętarski/Biskup nie udało się wejść na podium – zakończyli oni rywalizację na szóstym miejscu.
Michał Kwiatkowski ukończył swój kolarski wyścig ze startu wspólnego na jedenastym miejscu. Martyna Jelińska dotarła w turnieju florecistek do 1/16 finału. Małgorzata Cybulska znalazła się na czterdziestym dziewiątym miejscu we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego.
O swoich wrażeniach związanych z pracą podczas Igrzysk odbywających się w zupełnie innych niż zazwyczaj warunkach opowiedział naszej redakcji Paweł Skraba, fotoreporter sportowy, współautor biografii młociarza Pawła Fajdka „Petarda. Historie z młotem w tle”.
To nie są igrzyska, o jakich marzyli sportowcy, kibice czy organizatorzy. Brakuje atmosfery radości i wspólnego świętowania, klimatu tak charakterystycznego dla wioski olimpijskiej. Jest dużo strachu i obaw, które odbierają trochę radość z całej imprezy. Obcując na co dzień z obsługą igrzysk, z łatwością można wyczuć, że Japończycy są bardzo ostrożni i zachowawczy, bo strasznie boją się skutków epidemicznych tych igrzysk. Zresztą, nie ma się co dziwić: nawet mimo nałożenia wielu restrykcyjnych zasad i obostrzeń zdarzają się przypadki zakażeń wśród sportowców i obsługi.
Jak podkreśla Skraba, praca w takich okolicznościach nie jest łatwa, ale wszyscy robią, co mogą, by jak najlepiej oddawać emocje i dostarczać każdego dnia materiały interesujące kibiców.
Niestety, kontakt z zawodnikami mamy bardzo ograniczony – każdy jest zamknięty w innej „bańce covidowej”, widujemy ich tylko w dniu startów i rozmawiamy na odległość. Fotoreporterzy i dziennikarze żyją tu trochę jak w więzieniu. Pracujemy po 20 godzin na dobę, na 5-6 arenach każdego dnia – wyjaśnia fotoreporter.
Bardzo ograniczone są wyjścia w celach poza obowiązkami wynikającymi z pracy:
Od samego przyjazdu do Tokio jesteśmy na kwarantannie, w celu innym niż wyjazd na obiekt możemy opuszczać hotel tylko na 15 minut dziennie. Nie wolno nam korzystać z publicznego transportu i spotykać się z mieszkańcami. Jesteśmy testowani co trzy dni. Mnóstwo czasu zajmują nam dojazdy pomiędzy hotelem a poszczególnymi obiektami olimpijskimi. Na szczęście Japończycy są bardzo pomocni, chociaż łatwiej się z nimi porozumieć na migi niż po angielsku (śmiech). – dodaje Skraba.
Dla naszego rozmówcy najbardziej emocjonującym dniem na tegorocznych igrzyskach był 31 lipca i złoto lekkoatletycznej sztafety mieszanej 4 x 400 m:
Wszyscy na stadionie oszaleli ze szczęścia. Muszę spojrzeć na swoje zdjęcia, bo niewiele pamiętam z tego, co się działo tego dnia, takie to były emocje (śmiech). Zawsze w takich chwilach mam dylemat: czy ściskać kciuki i oglądać rywalizację, czy naciskać spust migawki. Pokusa jest ogromna, by czynnie kibicować naszym, szczególnie gdy trybuny są puste, ale ostatecznie zawsze stawiam pracę na pierwszym miejscu. Wiadomo, że nic tak nie cieszy jak kolejne medale na koncie Polaków, ale – wierzcie mi – uwiecznianie tych pięknych momentów potrafi być równie satysfakcjonujące.