Toruń kwitnie. Jak miasto zareagowało na wstrzymanie koszenia trawników?
O niekoszeniu trawników i kwitnących łąkach kwietnych w Toruniu mówiło się już od dawna. Jednak dopiero ten pandemiczny rok przekonał prezydenta, że warto spróbować w taki sposób powalczyć z suszą i przy okazji nieco zaoszczędzić.
Kwiecień tego roku był rekordowo suchy. Pod koniec tego właśnie miesiąca podczas telekonferencji prezydenta Michała Zaleskiego padło pytanie – prośba o zaniechanie koszenia trawników w mieście. Sfrustrowani mieszkańcy uderzali w tej sprawie do dziennikarzy, przysyłając filmiki z kosiarkami golącymi zieleń do gołej ziemi. Wcześniej o zmianę magistrackiego podejścia do cięcia trawy prosili m.in. członkowie koła Partii Zielonych czy Pracownia Zrównoważonego Rozwoju, jak również radni, którzy ubolewali nad brakiem ulokowania tego typu działań w Miejskim Programie Adaptacji do Zmian Klimatu.
– Trzeba zrezygnować – ja o to prosiłem – podkreślił podczas wspomnianej konferencji prezydent Michał Zaleski. – Pamiętam nawet datę, to było w przededniu pierwszego komunikatu, że wchodzimy w stan epidemii, czyli 10 marca. Prosiłem o to, aby odstąpić od tego typu prac. Oczywiście to sprawdzę, moim zdaniem w ogóle tego typu prace na terenie miasta nie powinny być prowadzone. Teraz jest susza, rośliny magazynują wodę, myślę, że ich niszczenie poprzez koszenie nie jest trafnym działaniem. Trzeba to natychmiast wyjaśnić.
Słowa te padły 30 kwietnia 2020 r. i od tego czasu miejscy kosiarze mieli w przeogromnej większości wolne. Toruń rozkwitł, a mieszkańcy ostatecznie przekonali się do idei zakładania łąk kwietnych i ograniczania cięcia przydrożnych pasów zieleni. Dziś każdy głos sprzeciwu przeciwko „chaszczom i zielsku” cichnie po fali komentarzy uświadomionych w tej sprawie torunian. Nic dziwnego – dokładnie 12 miesięcy temu trudno było znaleźć w przestrzeni miasta jakikolwiek niespalony słońcem trawnik, a przez plac Rapackiego spacerowali protestujący w obronie lip. Drzew nie udało się uratować, ale kwitnące połacie miasta cieszą i zaskakują.
– Pojawiły się maki, chabry i dziesiątki kwiatów, o których istnieniu dawno zapomnieliśmy – piszą nieprzyzwyczajeni do takich widoków torunianie z wybetonowanych osiedli. – Trawy falują na wietrze. Jest pięknie i kolorowo.
Żeby dać pełen obraz sytuacji, warto dodać, że, niestety, w połowie czerwca kosiarki wróciły w wielu miejscach do pracy. Wykoszono całą ulicę Bydgoską, Broniewskiego, teren przed centrum handlowym Plaza, park miejski na Bydgoskim Przedmieściu. Mieszkańcy zwracają uwagę na pilną potrzebę pielenia miejskich krzewów i bylin, które w wielu miejscach zupełnie zarosły. Komentujący podkreślają, że obecna sytuacja jest półśrodkiem, który nie zastąpi prawdziwych łąk kwietnych, których w mieście mamy zdecydowanie za mało. Co na to specjaliści?
– Przede wszystkim nie chodzi o to, by całkiem porzucić koszenie – wyjaśnia Witold Szwedkowski, jeden z pierwszych polskich partyzantów ogrodniczych. – Nie ma łąki bez koszenia. Cięcie jest nieodzownym elementem kształtowania takiego zbiorowiska roślinnego jak łąka. Chodzi o to, by trawniki kosić rzadziej. Tak rzadko, jak to jest potrzebne, by mogły rozkwitnąć na nich naturalnie pojawiające się kwiaty.
Pierwszy polski ogrodniczy partyzant upowszechnia termin „trawnika zaniechanego”, który ma liczne zalety, chociaż łąką kwietną z definicji nie jest. Podkreśla konieczność zmiany naszych estetycznych przyzwyczajeń, które wzięliśmy z zasobnych w wodę ogrodów angielskich.
– Trawnik zaniechany obniża poziom hałasu i zanieczyszczeń, spełnia w mieście rolę łąki antysmogowej, przyczynia się do lokalnego obniżenia temperatury i ograniczenia miejskich wysp ciepła, ma zdolność do ponadprzeciętnej chłonności wody, dzięki temu m.in. zmniejsza ryzyko podtopień w następstwie nawałnic, staje się pożytkiem dla dziko żyjących zapylaczy: pszczolinek, miesierek, murarek, trzmieli – wymienia Szwedkowski.
Miejskich trawników pilnie strzegą mieszkańcy, ale również i radni. Bartosz Szymanski z Koalicji Obywatelskiej, znany z tego, że sadzi i pieli przy każdej nadarzającej się okazji, pozwolił sobie przypomnieć prezydentowi, że prośba o niekoszenie nie dotarła do wszystkich miejskich jednostek, m.in. do szkół. Dość zadziwiającej odpowiedzi udzielił mu wiceprezydent Zbigniew Fiderewicz.
– Zaznaczyć należy, że wysoka trawa stanowi miejsce bytowania niebezpiecznych pajęczaków – kleszczy, które stanowią zagrożenie poprzez przenoszone choroby – czytamy w piśmie skierowanym do radnego. – Ponadto wzrost traw sprzyja procesowi kwitnienia, czego skutkiem jest uwalnianie się pyłku do atmosfery, zaostrzające objawy alergiczne u osób uczulonych. Niniejsze uzasadnia koszenie trawy na terenach jednostek oświatowych, celem zminimalizowania wystąpienia zagrożenia u uczniów i pracowników.
Miejmy nadzieję, że magistrat nie wycofa się z „deklaracji o niekoszeniu”, właśnie teraz, gdy dzikie kwiaty w mieście przysparzają torunianom i turystom tyle radości.
Paweł
27 lipca 2020 @ 09:29
To jakieś nieporozumienie. Takie działania są dobre w czasie suchego lata. Takie mieliśmy kilka lat z rzędu. Ale akurat tegoroczne lato jest deszczowe. Przynajmniej raz w tygodniu pada deszcz. Niestety w tych suchych latach to kosili trawy na potęgę a teraz jak wszystko rośnie jak na drożdżach to najlepiej nie kosić? Jeszcze poczekajcie a będą kłopoty aby te całe zarośla ściąć. Zobaczycie ile wtedy pieniędzy pójdzie na te koszenia. Nici będą z zaoszczędzonych pieniędzy. A tak na marginesie to nie wciskajcie ludziom kitu o gospodarce wodnej. Tu po prostu chodzi o pieniądze. Bo przecież pandemia była i w kasie miejskiej pieniędzy brak.
FM
6 lipca 2020 @ 06:44
Byłem w weekend w Toruniu jako w mieście, do którego przeprowadzkę z rodziną rozważamy. Nie koszone trawy, w których siedzi pełno owadów i szczyny, które dłużej wietrzeją, niestety sprawiają wrażenie, jakby Toruń był miastem zaniedbanym. Nawet idąc chodnikami wszystko zaczyna człowieka swędzieć. Nie wiem czy przez ugryzienia owadów, czy przez wszędzie latające pyłki.
Jaśmina 09
26 czerwca 2020 @ 08:35
Pewne zabiegi pielęgnacyjne trzeba podjąć(widoczność, czy chwasty na 1,5m)
Ale koszenie trawników kilka dni pod rząd na wysokość 3 cm to przesada. Wystarczy dzień i robi się skorupa na ziemi-woda nie ma jak wsiakać:( Poza tym dłuższe przerwy w koszeniu powduja, że jest więcej kwiatów, owadów i ptaków. W tym roku na moim osiedlu pomimo wycięcia ponad 30 dużych drzewi i mnóstwa krzewow(od końca 2018, a także w okresie ochronnym) słychać śpiew ptakow i zdarzają się nawet trzmiele na balkonie:) Wyższa trawa powstrzymuje też kurzenie. Niestety jak tylko udało się wpaść z kosiarkami, ścieli wszystko co się dało.
Phoenix
22 czerwca 2020 @ 18:27
Ok, niekoszenie trawników jest ok. Szczególnie, gdy pojawiają się maki czy chabry, ale ktoś mógłby zwrócić uwagę na chwasty. Gigantycznych rozmiarów osty rosnące choćby przy Okrężnej to niespecjalnie ładny widok. Do tego miejsca, na których posadzono rośliny ozdobne. Przykład: trawniki wzdłuż ul Łódzkiej niech sobie rosną, ale ronda Roszko czy Pileckiego można by doprowadzić do ładu.
Witold Szwedkowski
1 lipca 2020 @ 21:25
Jak zdefiniować chwasty? Czy gigantycznych rozmiarów dziewanna wielkokwiatowa czy popłoch pospolity to chwast? To na trawnikach są jakieś uprawy rolne czy sadownicze? Dziwne. Dla mnie popłoch, dziewanna, ostropest, malwa są roślinami ozdobnymi. Skutki poprawiania natury „do ładu” już nam daje w kość. Mało nam? No, a te „gigantycznych rozmiarów osty” w czym przeszkadzają? Tak często widujemy szczygły, za często?
Ja. Kołobrzeg
2 lipca 2020 @ 10:21
Dokładnie . Tylko, że to legendarny popłoch lub dziewanna trzeba najpierw wiedzieć. Najłatwiej skosić i polać randapem.