Toruńskie aktywistki uratowały życie kobiety z Bydgoszczy
Pani Roksana nie wiedziała, że może nie wrócić ze szpitala. Zaufała lekarzom, jak Iza z Pszczyny i Dorota z Nowego Targu. To zaangażowanie obcych ludzi pozwoliło na uratowanie kobiety.
Pani Roksanie wody płodowe odeszły w 21 tygodniu ciąży. Z badań wynikało, że płód najprawdopodobniej nie przeżyje, ze względu na nieodwracalne uszkodzenia genetyczne. Kobieta bała się o swoje życie, ale mimo to zgłosiła się do szpitala. Bała się, że jej historia będzie taka sama jak historia Izy z Pszczyny i Doroty z Nowego Targu, które zmarły w wyniku usilnego podtrzymywania ciąży.
– Ja właśnie też tego się boję, że nasza historia też tak się zakończy. Bo jednak te myśli samoistnie uciekają gdzieś w tę stronę. Zwłaszcza, że w domu mam rocznego synka, do którego chcę wrócić – mówiła pani Roksana.
Na przeprowadzenie cesarskiego cięcia czekała 22 dni. Dopiero w 24. tygodniu ciąży, po naciskach na szpital, pani Roksana mogła przejść zabieg, który uratował jej życie. Doszło do niego m.in. w wyniku presji mediów, a przede wszystkim lokalnych działaczek z Toruńskiej Brygady Feministycznej, które powiadomiły o sytuacji bydgoską radną Joannę Czerską-Thomas.
– Pani Roksanie wody płodowe odeszły 21 dni temu. – opisuje sytuację Nadia Zet, działaczka Toruńskiej Brygady Feministycznej. – Co robili lekarze? Nic, czekali chyba do momentu, aż będzie za późno, jak w przypadku Izy z Pszczyny czy Doroty z Nowego Targu. Dzięki wspólnemu zaangażowaniu Federy, aktywistek, radnych i mediów udało się wymusić na lekarzach z Bydgoszczy podjęcie działań. Presja ma sens! Panią Roksanę udało się uratować, ale ile jest kobiet, o których nie wiemy…