Woda opadła, emocje nie. WOPR z Torunia o powodzi
36 ratowników WOPR z województwa kujawsko-pomorskiego wyruszyło 16 września w konwoju kilkunastu samochodów przewożących łodzie i skutery wodne – by ratować i pomagać ludziom oraz wspierać inne służby na zalanych terenach. Pomagają cały czas.
Ratowali, ewakuowali i pomagali przez tydzień. Były to m.in. Nysa, Lewin Brzeski, wieś Wronów, Skorogoszcz, potem Wrocław. W ekipie pojechało pięciu ratowników WOPR z Torunia. Na tym pomoc się nie skończyła. Kilka dni temu WOPR-owcy z naszego miasta zawieźli transport sprzętu, w tym medycznego, do Lewina Brzeskiego oraz Stronia Śląskiego, gdzie utworzono szpital polowy. Kolejny transport jest wstępnie planowany na pierwszy tydzień października.
Pracowali po kilkanaście godzin non stop na nogach, a właściwie na łodziach. Ewakuowali ludzi z okien budynków zalewanych niemal po dach, z pierwszych pięter bloków, całe rodziny, osoby samotne, starsze, dzieci, zwierzęta. Dowozili jedzenie, leki, udzielali pierwszej pomocy. Nie było prądu i zasięgu. Pływali łodziami po ulicach, gdzie woda, niosąca ze sobą wszystko, miewała ponad dwa metry głębokości. Były krzyki i przerażenie mieszkańców. Brud, szlam, smród. Po takich akcjach wiele sprzętu i kombinezonów ratowników nie nadaje się już do użytku.
O pomocy dla terenów dotkniętych powodzią, porównywaną do wielkiej wody z 1997 roku, rozmawiamy z Wojciechem Lewko, prezesem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Toruniu oraz Arkadiuszem Rewersem, ratownikiem WOPR.
W niedzielę 15 września dostaliśmy informację, że będziemy jechać i czekamy na decyzję. Ta zapadła o 22.00, że jedziemy my i inne jednostki WOPR z kujawsko-pomorskiego. 19 września o 9.00 rano był wyjazd – cały konwój w kierunku Wrocławia. Tam rozdysponowali nas w różne miejsca, gdzie akurat byliśmy potrzebni.
Pierwotnie naszym celem było dotarcie do Kłodzka. Ale tam otrzymaliśmy informację natychmiastowego powrotu do Nysy, gdzie przerwany wał przeciwpowodziowy spowodował zalanie miasta. Potrzebna była pilna ewakuacja całego miasta, w tym szpitala. Po przyjeździe do Nysy, natychmiast przystąpiliśmy do rozładunku sprzętu. Wraz z ratownikami z Nysy i innymi zespołami z całej Polski rozpoczęliśmy akcję. Działania trwały do późnych godzin popołudniowych następnego dnia, w bardzo trudnych warunkach. Po przejściu fali powodziowej otrzymaliśmy kolejne wezwanie do ewakuacji Lewina Brzeskiego. Kiedy tam dotarliśmy, to 90% miasta było już pod wodą. Z miejsca rozpoczęliśmy działania, które trwały całą noc, również w ekstremalnych warunkach.
Trzeba było ewakuować ponad 5 tysięcy mieszkańców i udzielić pomocy medycznej osobom poszkodowanym. Gdzieniegdzie woda sięgała dwóch metrów, bo ta miejscowość jest położona na takich nachyleniach, a miejscami w ogóle nie można było dopłynąć – nurt był tak silny na tych uliczkach, że obracał łódki.
Jak wyglądała sama ewakuacja mieszkańców? W jaki sposób?
Były to często całe rodziny, które zostały uwięzione w domkach jednorodzinnych albo nawet w blokach. Bez prądu, bez żadnej komunikacji, telefony nie działały, brak zasięgu. Drogą radiową dostawaliśmy konkretne adresy. Z nami na łodzi zawsze był miejscowy strażak, który pomagał w nawigacji i znał teren. Płynęliśmy pod dany adres i tych, którzy potrzebowali pomocy – wyciągaliśmy z domu. Ciągle na łodziach, bo całe miasto było pod wodą. Kolejny dzień i kolejne ewakuacje osób z miejsc, gdzie już w nocy nie byliśmy w stanie dopłynąć.
Jakimi zasobami i sprzętem dysponowaliście?
Z kujawsko-pomorskiego pojechało 36 osób, w tym sześciu ratowników medycznych. Było 10 łodzi, skutery wodne, quady, mieliśmy pompy, agregaty prądotwórcze. Gdy w jakimś miejscu sytuacja się nieco stabilizowała, zaraz jechaliśmy dalej. Było bardzo różnie. Dostawaliśmy też adresy osób, które potrzebują pomocy medycznej, bo na przykład są po operacjach, trzeba dostarczyć leki, bo się skończyły. Żywność, wodę. To również zabezpieczanie i patrolowanie wałów w tych miejscowościach, gdzie jeszcze ta woda przepływała.
Czy ludzie w ogóle byli przygotowani do ewakuacji?
Nie. To było naprawdę zaskoczenie, bo został przerwany zbiornik retencyjny i przez to praktycznie w ciągu kilkudziesięciu minut miasto poszło pod wodę.
W działaniach panował chaos czy koordynacja?
Koordynacja pod względem służb ratowniczych była bardzo dobra. Wiedzieliśmy, co mamy robić, było to dobrze zarządzane. Tak samo pod względem medycznym. Adresy, które dostawaliśmy, były sprawdzone i ci ludzie tam czekali na nas.
Mieliście czas na chwilę odpoczynku?
W Lewinie Brzeskim byliśmy dwa dni i to była praca na okrągło. Ratownicy, którzy byli zmęczeni, odpoczywali, a na ich miejsce wchodzili następni. Także praca trwała cały czas. My nawet nie widzieliśmy wtedy skali zniszczeń, bo pracowaliśmy cały czas na wodzie. Potem zostaliśmy zadysponowani – cały WOPR z województwa kujawsko-pomorskiego – do Wrocławia. Tam czekaliśmy na dużą falę, która miała nadejść. Działaliśmy w centrum miasta – sprawdzanie mostów, pilnowanie ludzi, żeby nie podchodzili zbyt blisko do barierek z ciekawości itp. Takie ogólne zabezpieczanie.
Skalę zniszczeń po przejściu fali mogliście zobaczyć dopiero teraz, przy okazji przewożenia potrzebnego sprzętu. Co to był za transport?
Sprzęt medyczny do Stronia Śląskiego. Straż pożarna i służby zorganizowały tam szpital polowy. My zajęliśmy się transportem darów z zorganizowanej wcześniej zbiórki. To m.in. cztery agregaty, osuszacze, piecyki grzewcze. Do szpitala trafiły też materiały, które przekazały TZMO. Bus, łącznie z paliwem, otrzymaliśmy od Auto Reve. Wszystkim darczyńcom i współorganizatorom transportu bardzo dziękujemy. Po drodze jeszcze w Lądku-Zdroju też zostawiliśmy trochę rzeczy oraz w miejscowości Wronów. To wioska, która naprawdę całkowicie została odcięta. Do tej pory tam jeszcze nie można przejechać samochodem z jednego końca wsi na drugi – nadal są pozalewane fragmenty.
W te rejony przyjechali też następni ratownicy z naszego regionu. Zostają i będą pomagali już nie tyle w patrolowaniu, ale po prostu żeby stworzyć ludziom godne warunki, i żeby można było jak najszybciej tam znowu zamieszkać.
Woda opadła, ale emocje raczej nie. Jak w tej chwili wygląda sytuacja na terenach dotkniętych powodzią?
Bardzo źle. Jest tam naprawdę dużo ludzi, wojska, straży, policji, służb, które działają. Ale proszę mi wierzyć – to są długie miesiące, żeby wszystko uporządkować. Dużo mostów zniszczonych, trudności z dojazdem, wiele dróg pozamykanych. Brakuje prądu, nie działa GPS itd. Jeszcze prowadzimy zbiórkę, planujemy w najbliższych dniach wysłać kolejny transport z pomocą. Już mamy dość dobre rozpoznanie, wiemy dokładnie gdzie i co. Na przykład agregaty prądotwórcze – im bliżej granicy, tym są bardziej potrzebne, bo już niektóre miasta czy miejscowości bliżej mają podłączony prąd. Tak samo wody do picia jest naprawdę bardzo dużo i mieszkańcy jej nie potrzebują.
Ale wiem i widzę, że trzeba im pomóc. Dopiero będąc na miejscu widać, jacy twardzi ludzie tam mieszkają. Mimo wszystkich przeciwności. Nie mają mieszkań, domy są pozalewane i zniszczone, ale naprawdę się trzymają. Oni nigdzie indziej nie pójdą. Widać też pomoc, której ciągle, na bieżąco udzielają straż pożarna, policja, WOPR i inni. W te rejony przyjechali też następni ratownicy z naszego regionu. Zostają i będą pomagali już nie tyle w patrolowaniu, ale po prostu żeby stworzyć ludziom godne warunki, i żeby można było jak najszybciej tam znowu zamieszkać.
Tegoroczna powódź jest porównywana do tej z 1997 oraz 2010 roku.
Tego typu akcje nie zdarzają się często. I dobrze. Ale bywają. W 2010 roku mieliśmy dużo pracy na miejscu, w Toruniu. Normalnie Wisła ma z reguły stan dwóch metrów, a wtedy było osiem (stan alarmowy 650 mm – przyp. red.). Wszystko pozalewało. Osobiście jeszcze byłem w 1997 roku na południu. Sam Wrocław – wtedy zalany – tym razem udało się uratować. Ale… kiedy teraz rozmawiałem z mieszkańcami innych miejscowości, w których byliśmy, to mówią, że 97’ to nic w porównaniu z obecną sytuacją.
Ja zawsze mówię – woda jest nie do opanowania. Ogień można ugasić. A wodę? Niestety. Trzeba robić tak, żeby jak najmniej ludzi ucierpiało i zostało poszkodowanych. To jest żywioł i nie wszystko można przewidzieć. Nasza rola – być przygotowanym na takie sytuacje i udzielać pomocy wszystkim, którzy jej potrzebują i oczekują.
Odwiedź również nasz bliźniaczy portal „Poza Toruń„