Janusz z Torunia pomagał innym, teraz sam potrzebuje pomocy
Pomaganie było jego życiową misją. Organizował zbiórki charytatywne, nigdy nie przeszedł obojętnie obok potrzebującego. Pasjonował się motocyklami i aktywnie udzielał na rzecz lokalnej społeczności. Janusz z Torunia w maju doznał rozległego zawału, z konsekwencjami którego rodzinie trudno się pogodzić. Szansą na normalne funkcjonowanie jest kosztowna rehabilitacja.
Dwa miesiące temu Janusz Karwaszewski jechał, by po raz kolejny komuś pomóc. Tym razem się nie udało, bo doznał rozległego zawału, któremu towarzyszyło zatrzymanie krążenia i niedotlenienie mózgu. Na siedem dni został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Po przebudzeniu, nie pamiętał, co się stało. Nie wiedział, jak wykonywać najprostsze czynności, nie poznawał swojej żony i dzieci. To dla rodziny był ogromny cios.
Mój mąż obudził się z pustką w głowie. Musiał od początku wszystkiego się nauczyć. Byliśmy wszyscy rozerwani na kawałki, gdyby nie leki psychotropowe to nie wiem, co by ze mną było. Córka też bardzo mocno to przeżyła. To był ból i strach nie do opisania – opowiada Iwona Karwaszewska, żona Janusza.
Pojawiła się jednak nadzieja, gdy Janusz z Torunia zaczął ruszać rękoma, siadać, aż w końcu wyszedł ze szpitala o własnych siłach. W dalszym ciągu jest całkowicie uzależniony od pomocy innych, nie potrafi sam się załatwiać ani jeść, ale cieszą nawet najdrobniejsze sukcesy.
– Nie wiemy, na ile mózg został uszkodzony, cały czas jest ryzyko, że stan zdrowia męża się pogorszy, dlatego tak ważne jest, aby jak najszybciej podjąć rehabilitację i do tego nie dopuścić. Widać, że Janusz chce walczyć. Już wymawia niemal wszystkie słowa, potrafi składać coraz dłuższe zdania – dodaje Iwona Karwaszewska.
Janusz Karwaszewski przed wypadkiem był bardzo aktywny na polu pomagania innym. We wszystko, co robił angażował się w 100 proc., a z działań charytatywnych uczynił sens swojego życia. Pracując jako kierowca osób niepełnosprawnych, zaprzyjaźniał się z nimi i oferował nie tylko pomoc w codziennych czynnościach, bezinteresownie i poza godzinami pracy, ale przede wszystkim wsparcie mentalne. Był dla nich osobą, na którą mogły liczyć w każdej sytuacji, niezależnie od okoliczności. Organizował m.in. zbiórki dla osób potrzebujących pomocy, np. Mateusza z Przysieka i ostatnio dla Karoliny z Torunia, zmagającej się z powikłaniami po operacji guza mózgu. Pasjonował się motocyklami i wraz z grupą podobnych sobie pasjonatów jeździł na wszystkie wydarzenia pomocowe, odbywające się w okolicy. Pomaganie innym było dla niego tak ważne, że niejednokrotnie poświęcał mu swój czas wolny i własne fundusze.
– Pamiętam, jak kiedyś cały swój urlop przeznaczył na to, aby jechać z chorą dziewczyną na operację do Warszawy. Zupełnie bezinteresownie. Innym razem szykowaliśmy się do rodzinnej uroczystości i Janusz nagle mówi, że nie może iść, bo w tym samym czasie jest zbiórka charytatywna i on musi pomóc. Po prostu. Ile razy spotykaliśmy się z sytuacją, że na ulicy podchodzili do niego ludzie przywitać się, podziękować… Wszyscy mi zawsze powtarzali, nawet zupełnie obce dla mnie osoby, że Janusz to człowiek o wielkim sercu i że taki mąż to skarb – opowiada Iwona Karwaszewska. – Nigdy nie przechodził obojętnie obok żadnego potrzebującego.
Do tej pory pomagał innym, teraz sam potrzebuje pomocy. Rehabilitacja to jedyna szansa, aby mógł w miarę normalnie funkcjonować. Niestety, jej koszt znacznie przekracza możliwości finansowe rodziny. Ruszyła zbiórka pod adresem https://zrzutka.pl/8cjwd3. Do tej pory wpłacono 3,7 tys. zł z zakładanych 50 tys. zł. Do końca zbiórki pozostało 28 dni.
– Nie jest łatwo prosić o pomoc, ale w takich momentach nie myśli się o sobie. Muszę zrobić dla męża wszystko, co tylko jest w mojej mocy. Może dzięki temu kiedyś i on będzie mógł wrócić do tego, co tak bardzo kochał, czyli do pomagania innym – podsumowuje Iwona Karwaszewska.