Z bankiem można wygrać. Kancelaria Pledziewicz pomaga osobom zadłużonym i frankowiczom
Osoby, które wpadają w spiralę tzw. „chwilówek”, są postawione pod ścianą i muszą spłacać zobowiązania, choć nierzadko mają trudną sytuację materialną. Problemy ze spłatami mają także frankowicze, których banki pozywają o niebotyczne sumy. Sądowe starcie z wielkimi instytucjami finansowymi nie musi jednak kończyć się sięganiem głębiej do kieszeni. Z kłopotów finansowych można wyjść, mając dobrą opiekę prawną. Właśnie w tego typu sprawach specjalizuje się toruńska Kancelaria Pledziewicz.
Scenariusz jest zazwyczaj bardzo podobny: pozew z sądu i wizja konieczności zapłaty niesprawiedliwie dużych kwot. I strach przed konfrontacją z dużą firmą, którą stać na proces. W takich sytuacjach nie powinno się zwlekać i jak najszybciej skorzystać z pomocy specjalisty.
– Rynek finansowy bardzo się „rozbuchał” przez ostatnie 30 lat. Kilkanaście lat temu zaczęły być sprzedawane kredyty frankowe i pożyczki „chwilówki”, co do których jest dużo zastrzeżeń prawnych. To rodzi konflikty. Właśnie w takich sporach się specjalizujemy – mówi nam mec. Magdalena Pledziewicz z mieszczącej się przy ul. Prostej w Toruniu Kancelarii Pledziewicz.
Diabeł tkwi w szczegółach. A szczegóły są w umowie. Dlatego kiedy już dostaniemy pismo z żądaniem zapłaty, warto, by spojrzało na nie prawnicze oko, potrafiące wychwycić najdrobniejsze niuanse zawartej przez nas umowy. Nierzadko są to sprawy, które co najmniej budzą wątpliwości.
– Łamanie przepisów jest bardzo proste do wykazania. I czasem się zdarza, że „chwilówki” czegoś nie dopatrzą i przekroczą ustawowy limit kosztów kredytu. Nie ujmą jakiegoś kosztu, źle dokonają obliczeń i wtedy ewidentnie łamią prawo. Takich rzeczy też szukamy w umowie – tłumaczy mec. Magdalena Pledziewicz. – Czasem jest jednak tak, że koszty mieszczą się na granicy. Przykładowo: instytucja wie, że może udzielić prowizję maksymalnie 500 zł. A udziela na 499 zł. Teoretycznie mieści się w przepisach, ale jest to bardzo wygórowana kwota i czasem sądy stwierdzają, że to obejście przepisów prawa. Naszym zadaniem jest przekonać sąd, że to szkodliwe.
Kancelaria Pledziewicz ma wykwalifikowany zespół i już kilkuletnie doświadczenie w prowadzeniu tego typu spraw. W tym czasie wiele zmieniło się w podejściu osób zadłużonych do zaciągniętych zobowiązań. W sytuacji, kiedy czujemy się poszkodowani, coraz częściej decydujemy się na podjęcie walki. A i sądy zaczęły patrzeć na tego typu sprawy inaczej.
– Problem zaczyna być widoczny dopiero od kilku lat. My działamy w tym zakresie od 2015 r. Wtedy nikt o takich problemach nie mówił, ludzie w spirali zadłużenia byli tematem tabu. I spotykało się to z niezrozumieniem po stronie sędziów. Teraz, im spraw jest w sądach więcej i im większą skalę ma to zjawisko, tym bardziej sądy się przekonują – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Podobnie jest w przypadku frankowiczów. Dopiero stosunkowo niedawno pierwsi z nich zdecydowali się bronić swoich interesów przed sądem i pozywać banki. Kancelaria Pledziewicz prowadzi również takie sprawy i ma już nawet pierwsze wyroki – także takie, w których sądy unieważniły umowę kredytu frankowego. Niedawno zapadł wyrok w jednej z największych tego typu spraw w skali kraju. Jeden z klientów Kancelarii dostał pozew z banku o zapłatę 4,2 mln zł.
– To sprawa, która pokazuje całą pułapkę kredytów frankowych. Dotyczy małżeństwa, które postanowiło połączyć pracę z mieszkaniem. W 2008 r. wzięło kredyt i za 2 mln zł kupiło pod Warszawą dom. Na parterze prowadzili biznes, a na piętrze mieszkali – opowiada mec. Magdalena Pledziewicz. – Mimo że kredyt był na 30 lat, to w ciągu 10 spłacili już 1 mln zł. Tymczasem bank wypowiedział im umowę z powodu za małej liczby wpłat i pozwał ich o jeszcze 4,2 mln zł. Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził, że umowa jest nieważna i oddalił roszczenie banku. Efekt jest taki, że skoro umowa jest nieważna, do spłaty pozostaje im jeszcze tylko 1 mln zł. To istotna różnica, bo na spłatę 1 mln zł są przygotowani. Na 4,2 mln zł już nie.
Takie sytuacje pokazują, że w konfrontacji z wielką instytucją finansową nie jesteśmy na straconej pozycji. Sądy coraz częściej stają po stronie frankowiczów. A ci coraz częściej decydują się na skorzystanie z pomocy prawnej.
– W 2015 r. trudno było się zdecydować na pozwanie banku. Klienci, którzy byli w stanie obsłużyć kredyt, płacili o wiele większe raty. Nie decydowali się na drogę sądową, dopóki sądy nie zaczęły unieważniać pierwszych umów. Teraz kwestie frankowe przed sądami są dużo prostsze. Nieważność umowy kredytu jest bardzo prawdopodobna – dodaje mec. Magdalena Pledziewicz.
Dzięki temu sporo zmieniło się także w samej relacji prawnik – klient. O pomoc coraz częściej zwracają się właśnie zwykli ludzie, a nie firmy czy instytucje.
– Kiedyś prawnik był o wiele dalej od społeczeństwa. Nie musiał wyrabiać w sobie nawyku rozmowy. Teraz się to zmienia. W takich relacjach widać coraz więcej empatii – twierdzi właścicielka Kancelarii.
Takie podejście z pewnością pomaga w prowadzeniu spraw, ale też budzi zaufanie klientów. A to o tyle ważne, że właśnie w ręce prawników powierzają oni swój los w walce o swoją przyszłość.
Kamil
29 lipca 2021 @ 12:57
Bardzo dobry artykuł, mec. Pledziewicz pomogła kiedyś bardzo moim znajomym w odzyskaniu pieniędzy od banku i wyjściu z toksycznej umowy
Phoenix
16 lipca 2021 @ 11:11
Wzięcie kredytu we frankach było związane z ryzykiem inwestycyjnym. Mogło się opłacić i większości się opłaciło, ale możliwa była też strata, która w końcu dopadła cwaniaków. Ryzyko to niczym nie różniło się od ryzyka jakie podejmuje osoba inwestująca w akcje. Dlaczego, więc, frankowicze mają otrzymać pomoc od państwa czy banków w spłacie swojej inwestycji, a nie pomaga się akcjonariuszom, którzy stracili grając na giełdzie?
Jedni i drudzy ponieśli ryzyko inwestycyjne podejmując świadomą decyzję.
Krox
16 lipca 2021 @ 14:08
Bo nie kupowali akcji tylko dom….? Nikt nie chciał podejmować ryzyka tylko nabyć nieruchomość. Moim zdaniem nie jest to subtelna różnica i można ją zauważyć gołym okiem.