Wprowadzić w świat kwiatów [WYWIAD]
O pierwszych krokach w biznesie florystycznym, znaczeniu oryginalności i sposobach na przetrwanie kryzysu epidemicznego rozmawiamy z Magdaleną Rutkowską, właścicielką toruńskich kwiaciarni Green Place.
Jak to wszystko się zaczęło? Kiedy pojawił się pomysł stworzenia kwiaciarni?
Na zakup pierwszej kwiaciarni namówił mnie mąż, piętnaście lat temu. W tamtym czasie nie byłam florystyką. Green Place na początku otworzyliśmy w Skwerze Handlowym „Tuż Tuż”, potem zaczęliśmy się rozrastać. Najpierw pojawiła się wyspa i lokal w Centrum Handlowym Toruń Plaza, potem w Centrum Handlowym Nowe Bielawy.
Od samego początku wiedziała Pani, że to nie będzie zwyczajna kwiaciarnia?
Na początku to była klasyczna kwiaciarnia. Z biegiem czasu jednak, metodą prób i błędów, zaczęłam kształtować swoją wizję. Na początku coś mi nie grało. Jeździłam na wiele szkoleń, dużo się uczyłam. Ostatecznie misją naszej kwiaciarni stało się stworzenie zielonego miejsca, oryginalnego, indywidualnego. Naszej kwiaciarni bardzo blisko to stylu loftowego, stylu wabi sabi, które akurat teraz są bardzo modne, ale generalnie ja nie ulegam modom. Mam swój styl i trzymam się go, jestem pod tym względem uparta. Cenię florystów, którzy mają swój styl i są w tym konsekwentni. Tylko oryginalność i kreatywne myślenie jest w stanie się obronić.
Green Place zdecydowanie ma swój styl i może właśnie dlatego to już ugruntowana marka na toruńskim rynku. Uważa to Pani za duży sukces?
Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Jeśli rzeczywiście Green Place jest rozpoznawalne to bardzo się cieszę, ale dla mnie niezmiennie najważniejsza pozostaje praca z klientem i sam klient, a nie rozpoznawalność. Dla mnie największym powodem do dumy jest zadowolenie klienta. W momencie, kiedy panna młoda pisze do mnie, że dekoracja kościoła była cudowna, to mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku. To jest bezcenna wartość.
Co jeszcze, oprócz indywidualizmu, wyróżnia Green Place? Czy znajdziemy tutaj coś, czego nie dostaniemy w żadnej innej toruńskiej kwiaciarni?
Przede wszystkim bardzo duża gama roślin zielonych, których nie znajdzie się nigdzie indziej w Toruniu. Sprowadzamy je z bardzo różnych zakątków świata. Bardzo charakterystyczne są także nasze bukiety, bardzo lekkie, polne. Bardzo dużo pracujemy na kwiatach ogrodowych, latem współpracujemy z ogrodnikami, mało która kwiaciarnia ma taki asortyment. Można też u nas znaleźć elementy typowo dekoracyjne, zwłaszcza w stylu loftowym, mało jest tego w Toruniu. Bardzo mocno promujemy też suszone kwiaty, którym dajemy drugie życie.
A jak sobie radziliście w okresie lockdown’u?
Epidemia zweryfikowała rynek. Musieliśmy dostosować się do sytuacji. Przede wszystkim, zmieniliśmy profil naszej kwiaciarni, zaczęliśmy ją nieco inaczej prowadzić. Otworzyliśmy się bardziej na internet, bo tylko w taki sposób mogliśmy trafić do klienta. Galerie były zamknięte, ale pracowaliśmy w pracowni i dostarczaliśmy klientom kwiaty. Dzielnie walczyliśmy. Klienci bardzo mocno nas wspierali.
Wy również wspieraliście swoich klientów w tym trudnym czasie. Głośnym echem odbiła się akcja „Zielone daje radę”.
Tak, zorganizowaliśmy dużą akcję w pierwszym czasie epidemii, to było spontaniczne działanie. Na samym początku, kiedy zwieźliśmy kwiaty cięte ze wszystkich trzech kwiaciarni, zaczęliśmy się zastanawiać, co z nimi zrobimy? Nie wiedzieliśmy, kiedy będziemy mogli znów otworzyć nasze kwiaciarnie. Wyjścia była dwa: mogliśmy albo wyrzucić te kwiaty albo rozdać. I tak zaczęliśmy pakować kwiaty cięte w paczki i rozwozić po Toruniu z hasztagiem #zielonedajerade. Nie mogłam pozwolić, żeby tyle kwiatów się zmarnowało. Klienci pokochali również nasze zielone torby, czyli pakiet roślin doniczkowych, które można było kupić z dostawą pod wskazany adres. Spotkały się one z tak pozytywnym odzewem,że są dostępne w ofercie kwiaciarni do tej pory.
Otwarcie sklepu internetowego też było odpowiedzią na ograniczenia epidemiczne?
Do otwarcia sklepu internetowego przygotowywaliśmy się już od stycznia, kiedy jeszcze nikt nie mówił o epidemii. Dużo czasu poświęciliśmy stworzeniu bloga z poradami. Już wiemy, że to był krok we właściwym kierunku. Jest bardzo duże zainteresowanie poradami i samymi zakupami produktów w sklepie internetowym. Co ciekawe, z takiej formy zakupów bardzo często korzystają klienci z zagranicy, którzy mają w Polsce rodzinę albo znajomych i to tutaj chcą wysyłać kwiaty.
Poradnictwo to nowy element Waszej oferty?
Nie, ja od samego początku chciałam uczyć, jak hodować kwiaty. Nie jest sztuką sprzedać kwiat. Sztuką jest wprowadzić klienta w świat kwiatów. Ja nie chcę po prostu sprzedawać kwiatów, kwiaty można kupić wszędzie. Ja chcę tak dobrać roślinę dla klienta, aby idealnie pasowała do niego, do jego mieszkania, do jego trybu życia. Chcę nauczyć klienta pielęgnacji kwiatów, żeby te kwiaty mieszkały razem z nim. Bardzo chciałabym też uczyć dobierać kwiaty do wnętrz, nie tylko kolorystyczne, ale też ze względu na warunki, jakie panują w danej przestrzeni.
Epidemia mocno dała się we znaki przedsiębiorcom, wielu z nich musiało zawiesić swoje biznesy. Pani zupełnie przeciwnie, otworzyła nową kwiaciarnię. To był dobry krok?
To był bardzo dobry krok. Zainwestowaliśmy w to nasze oszczędności, ale wszystko powoli wraca do normy. Oczywiście, będziemy się dalej rozwijać, to nie było nasze ostatnie słowo. Mamy bardzo dużo pomysłów na przyszłość, ale nie będę ich jeszcze zdradzać. Wszystko w swoim czasie.