Inspiruje mnie życie [WYWIAD]
Czytelnicza blogosfera rozpływa się w zachwytach, pisząc o literackiej perełce. Mowa o „Paranoi” (BookEdit, 2021), napisanej przez 24-letnią Natalię Kostrzycką z Torunia. Z autorką rozmawiamy o pracy nad debiutanckim wydaniem i jego kontynuacją, inspiracjach, planach i marzeniach.
Zacznijmy od początku, czyli od pani początków. Jak one wyglądały? Podejrzewam, że „Paranoja” była poprzedzona licznymi tekstami, pisanymi do szuflady.
Dokładnie tak. Początkowo to były teksty piosenek, pierwsze z nich napisałam w wieku 9 lat. Potem stopniowo przechodziłam do dłuższych form, jak opowiadania, aż wreszcie skończyło się na książkach. „Paranoja” rzeczywiście nie była pierwszą, większość z nich lądowała jednak w szufladzie. Wydanie książki obrałam za cel po porodzie córki, miałam wtedy dużo wolnego czasu i intensywnie pisałam. Próbowałam celować początkowo w romanse, ale nie odnalazłam się w tym zupełnie, więc wybrałam thriller, czyli mój ulubiony gatunek zarówno książek, jak i seriali. „Paranoję” najpierw przeczytał mój mąż, bardzo mu się spodobało i to on namówił mnie, żeby książkę wysłać gdzieś dalej.
Jak wyglądała praca nad książką? Miała pani określone godziny pisania czy uzależnione to było od wolnej chwili?
„Paranoja” powstała bardzo szybko, praktycznie w dwa miesiące. Ale praca nad nią trwała bez ustanku. Siadałam do pisania zaraz po tym, jak odwiozłam córkę do przedszkola i pisałam do momentu, gdy wróciła do domu. Potem zresztą też pisałam, jak mała zajmowała się sobą [śmiech]. Tworzona historia towarzyszyła mi bez przerwy. Ciągle myślałam, co główny bohater powiedziałby albo zrobiłby w danej sytuacji. Wszędzie zabierałam ze sobą telefon, w którym zapisywałam pomysły, a one wpadały mi do głowy w różnych momentach, na spacerach, w sklepie. Co ciekawe, początkowo tworzyłam plan rozdziałów. Okazywało się jednak, że w trakcie pisania pomysły na fabułę się zmieniały. Kolejne wątki pojawiały się w mojej głowie spontanicznie.
Co panią inspiruje w trakcie pisania? Ulubieni autorzy?
Wszystko, co widzę. Jestem typem obserwatora. Często dostrzegam rzeczy, na które inni nawet nie zwracają uwagi. Inspirację staram się czerpać z każdego momentu życia. Wiele nowych pomysłów wpada mi do głowy np. na spacerach, w lasach, nad morzem. Czytam rzeczywiście bardzo dużo, ale w momencie, gdy piszę, odkładam wszystkie książki na bok – właśnie dlatego, aby się nie sugerować innymi autorami. Wszystko, co wymyślę, musi być całkowicie moim pomysłem.
Fabuła „Paranoi” jest bardzo przewrotna, na każdym kroku na czytelnika czekają zwroty akcji. Sam tytuł także można odebrać jako przewrotny, prawda?
Tytuł miał być odbierany na wiele sposobów. Nie do końca wiadomo, czy paranoję ma główna bohaterka, której w dodatku sny często przeplatają się z rzeczywistością, czy być może paranoję mają inni bohaterowie – Michał, Piotr, Dawid, a może jej matka? Może chodzi o to, że Michał ma obsesję na punkcie Anastazji?
„Autorka wodzi nas za nos”. „W pewnym momencie myślałam, że to ja mam już paranoję”. „Emocjonalny rollercoaster”. To kilka cytatów z recenzji pani książki. O taki efekt chodziło?
Tak, dokładnie! Czytelnik musi sam spróbować odgadnąć, o co tak naprawdę chodzi w całej tej historii. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tyle różnych interpretacji zakończenia.
No właśnie – zakończenie, które okazało się całkowitym zaskoczeniem. Wszyscy spodziewali się happy endu, a ostatecznie finał historii pozostawił po sobie duży znak zapytania.
Początkowo planowałam inne zakończenie, spokojniejsze. Właśnie takie, jakiego wszyscy się spodziewali. Potem przypomniałam sobie jednak cytat: „Napisz taką książkę, którą sam chciałbyś przeczytać” i postanowiłam się nim kierować, a ja bardzo lubię być zaskakiwana przez zakończenia. Stwierdziłam, że jeśli na końcu historii wydarzy się coś przewrotnego, to czytelnik będzie myślał o tej książce jeszcze przez jakiś czas.
Chyba się to udało, bo czytelnicza blogosfera rozpływa się w zachwytach nad „Paranoją”. 4,5/5 na Empiku, 7/10 na Lubimy Czytać. Okrzyknięto panią literackim odkryciem. Spodziewała się pani tak pozytywnego odbioru?
Przyznam szczerze, że aż tak pozytywnego się nie spodziewałam. Szczególnie że nasze społeczeństwo ma tendencję do krytyki. Obawiałam się, że nie trafię w gusta czytelników. Bardzo mnie cieszą wszystkie ciepłe opinie i jak czytam o udanym debiucie, to mam wrażenie, że kamień spadł mi z serca. Im więcej jednak pozytywnych ocen, tym bardziej mnie stresuje wydanie drugiej części [śmiech]. Poprzeczkę postawiłam sobie wysoko.
Zdradzi pani jakieś szczegóły kolejnej części?
Z pewnością będzie dużo zwrotów akcji. Wyjaśni się też wiele wątków, które zostały w pierwszej części niedopowiedziane. Wszyscy, którzy zastanawiają się nad zakończeniem pierwszej części, w drugiej znajdą odpowiedzi.
Anastazja, główna bohaterka, ma z panią jakieś cechy wspólne?
Tak, ale bardzo drobne. Przykładowo, ona nie pije kawy – ja też nie. Ona chciałaby mieszkać nad morzem, ja też. Generalnie jednak Anastazja nie jest do mnie podobna, uważam siebie za osobę rozważną, a czytelnicy słusznie zwrócili uwagę, że moja bohaterka często podejmuje decyzje chaotyczne. Mogę jeszcze zdradzić, że w drugiej części postępowanie Anastazji i podejmowane przez nią decyzje będą nieco bardziej przemyślane, na co wpłyną dotychczasowe przeżycia i doświadczenia.
Mówi pani, że jest rozważna, ale w mediach społecznościowych określa siebie jako wieczną marzycielkę. O czym marzy Natalia Kostrzycka?
O wielu rzeczach, ja non stop o czymś marzę! Teraz marzy mi się oczywiście wydanie drugiej części „Paranoi”, ale bardzo chciałabym też kiedyś napisać i wydać trylogię. Marzę o tym, by publikować regularnie, tym bardziej że mam już parę zaczętych historii. Poza książkami, chciałabym też otworzyć własną firmę, być może związaną z krawiectwem, bo szycie to moje drugie hobby. Jak to się wszystko rozwinie? Czas pokaże.
Trzymamy kciuki, aby wszystkie plany się powiodły.
Druga część „Paranoi” ukaże się na jesieni, również nakładem BookEdit.