Łapię to, co przynosi mi życie [WYWIAD]
„Czasy, w których żyjemy, utrudniają nam być eko”. O żywieniu, wegetariańskiej diecie i wszechobecnym plastiku rozmawiamy z propagatorką zdrowego stylu życia, autorką książek kulinarnych i aktorką, Moniką Mrozowską
Dwadzieścia lat temu w telewizji Polsat wyemitowano pierwszy odcinek „Rodziny zastępczej”. Jak udział w tej produkcji wpłynął na miejsce, w którym znajduje się pani obecnie?
Na planie nie mieliśmy poczucia upływającego czasu. W założeniu serial miał mieć jeden, góra dwa sezony, a w rolę Majki wcielałam się przez 10 lat. To przecież znaczna część mojego życia i z całą pewnością wpłynęło to na to, kim jestem i co robię obecnie. Przede wszystkim przygoda ta dała mi większe poczucie pewności siebie, łatwość w nawiązywaniu kontaktów i podejmowaniu wielu lokalnych aktywności. Zdawałam sobie sprawę z tego, że w którymś momencie serial się skończy. Większość dzieciaków, z którymi grałam, poszła w zupełnie inną stronę niż aktorstwo. Nawet Aleksandra Szwed spełnia się bardziej na scenie niż przed kamerą. Z pewnością każdemu z nas udział w serialu otworzył wiele drzwi i ułatwił realizację rzeczy, którymi zajmujemy się obecnie.
Po takim sukcesie „Rodziny zastępczej” dlaczego nie zdecydowała się pani kontynuować kariery?
Zaraz po maturze próbowałam dostać się do szkoły teatralnej. Gdy to się nie udało, wymyśliłam sobie zupełnie inną ścieżkę – kształciłam się w studium ceramicznym, ucząc się rzemiosła. Następnie poszłam na studia pedagogiczne. Wciąż także gram. Co pewien czas pojawiam się w serialach, jednak żadna z tych ról nie dorównuje popularności postaci Majki. Teraz mam okazję robić dużo różnorodnych rzeczy: piszę książki, prowadzę warsztaty czy pokazy kulinarne.
Wykorzystuje pani też umiejętności zdobyte w studium ceramicznym?
Ceramiką od wielu lat już się nie zajmuję. Łapię to, co przynosi mi życie. Kilka lat temu znajomi, których gościłam w swojej kuchni, zasugerowali, bym napisała własną książkę kulinarną. Pomyślałam: „dlaczego nie?”. Wielu rzeczy się nie podejmujemy, bo się po prostu boimy. Postawiłam wszystko na jedną kartę i zajęłam się gotowaniem.
Jednak potrawy wychodzące spod pani ręki pozbawione są mięsa.
Od 18 lat jestem wegetarianką. Zaczynałam swoją dietę w czasach, kiedy dostęp do produktów dla osób niejedzących mięsa był bardzo utrudniony. Przygotowanie jakichkolwiek potraw wymagało więc ode mnie niemałej kreatywności.
Kiedy nastąpił ten moment, w którym powiedziała pani: „nie jem mięsa”?
W 2001 r. wyjechałam z przyjaciółmi do Grecji. Z uwagi na wysokie temperatury żywiliśmy się lekko, głównie warzywami i owocami. Czas spędzaliśmy bardzo aktywnie. Wróciłam do Polski wypoczęta, szczupła, pełna energii. Zwróciłam uwagę na to, że jadłam to, co w opinii wielu nie daje nam dużo energii. U mnie było odwrotnie, tej energii miałam aż za dużo! I to chyba był przełom. Postanowiłam sprawdzić, ile czasu wytrzymam bez mięsa. I nadal to sprawdzam.
Rodzinie ta bezmięsna dieta się podoba?
Mnie nigdy nikt nie terroryzował jedzeniem, staram się nie narzucać dzieciom swoich żywieniowych nawyków. Zwracam dużą uwagę na to, co lubią i za czym nie przepadają. Wiem, że do pewnych rzeczy się dorasta. To, co dziś nam nie smakuje, możemy polubić w przyszłości. Mój syn jest semi-wegetarianinem i co jakiś czas zjada mięso. Uważam, że ma do tego prawo. W momencie, kiedy ja przygotowuję posiłek, faktycznie nie ma w nim mięsa. A zdarza się też tak, że w domu pojawiają się trzy warianty obiadów.
Postrzeganie wegetarian w ostatnim czasie bardzo się zmieniło.
W społeczeństwie w dalszym ciągu jednak pokutuje przesąd, że dietą wegetariańską nie można się najeść. Prowadzę hiperaktywny tryb życia, poza trójką dzieci, regularnie ćwiczę, jeżdżę po Polsce, a siłę na to wszystko czerpię właśnie z tego konkretnego żywienia. Daje mi to dużo energii i nie powoduje uczucia zamulenia organizmu.
Mając dzieci, pracę i domowe obowiązki, kiedy Polki mają znaleźć czas na to, by gotować zdrowo? Nie sięgać, co się często w polskich domach zdarza, po półprodukty?
Wstaję z samego rana, przygotowuję jedzenie dla trójki dzieci, wyprawiam je do szkół i przedszkoli, robię zakupy i dbam o wiele innych domowych spraw. Nie mam pani, która mi ugotuje i posprząta. Ten natłok obowiązków najczęściej jest naszą wymówką. Każdy z nas przecież idzie do sklepu i wypełnia koszyk określonymi produktami. Zamiast półproduktów wybierzmy artykuły nieprzetworzone, warzywa i owoce. Przygotowanie zdrowego obiadu zajmuje mi nie dłużej niż 30 minut. To naprawdę niewiele.
Jak przekonać nasze dziecko, by zamiast frytek zjadło taki zdrowy obiad, a w międzyczasie sięgnęło po marchewkę, a nie do miski z cukierkami?
Do tego dzieci nie da się przekonać. W naszym domu przede wszystkim nie ma takiej szafki, pojemnika, gdzie trzymamy słodycze. Zawsze za to na stole są kawałki warzyw lub owoców, które mogą bez ograniczeń podebrać. Oczywiście nie popadamy w skrajność. Słodycze są obecne w naszym życiu, ale jemy je mądrze. Znam niestety przypadki, w których dzieci nie mają dostępu do słodkości. Będąc na urodzinach czy w szkole, rzucają się na chipsy i gazowane napoje, pochłaniając je w ogromnych ilościach. Pamiętajmy, że wszystko należy robić z głową i znaleźć w tym złoty środek.
Wiele takich porad, przepisów i ciekawostek związanych ze zdrowym żywieniem znaleźć można w pani książkach. Jak one powstają?
Większość z nich powstaje w moim domku na wsi. Tam gotuję, testuję i wszystko skrupulatnie notuję. Szukam inspiracji w kuchniach całego świata. Uwielbiam przeglądać inne książki, kocham degustować dania w restauracjach lub u przyjaciół, a następnie smaki te odtwarzać.
Przy pisaniu książek współpracuje pani z torunianką, Katarzyną Błażejewską-Stuhr. Od czego się zaczęło?
Kasia zajmuje się stroną dietetyczną, ja tworzę przepisy. Znamy się od lat. Pewnego dnia zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że chciałabym napisać książkę dla kobiet w ciąży, pokazać, że zdrową dietą mogą poprawić swoje wyniki badań, wpłynąć na lepsze samopoczucie. Potrzebne mi było wsparcie merytoryczne. Kasia akurat była w ciąży. Wszystko złożyło się nam doskonale.
Kilka tygodni temu premierę miała pani najnowsza książka „Zdrowe przekąski. 70 autorskich przepisów”. Nad czym obecnie pani pracuje?
Marzy mi się stworzenie książki związanej z domowym gotowaniem z dziećmi. Chcę przygotować przepisy, które w kuchni wykorzystać mogłyby także dzieci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Myślę także o kulinarnej książce z podróży. Uwielbiam jeździć i stale poznawać nowe smaki.
W jednym z wywiadów w 2010 r. powiedziała pani „Nie jestem wzorową ekomamą, do takiej mi jeszcze daleko”. Czy po 9 latach mimo wszystko jest bliżej?
Weszły mi w krew działania, które w sobie od lat wyrabiam, jednak w dalszym ciągu nie jestem pod względem ekomamy wzorowa. Wydaje mi się, że czasy, w których żyjemy, utrudniają nam być eko. Sklepy serwują nam żywność na plastikowych tackach. Do domu zabieramy wiele rzeczy w foliowych torebkach, bo jesteśmy do tego po prostu przyzwyczajeni. Wciąż zapominamy o torbach wielorazowego użytku, koszach czy wybieraniu produktów w opakowaniach szklanych. Nie każdy z nas ma możliwość zrobienia zakupów na bazarkach czy korzystania z własnych warzyw. W ostatnim czasie obserwujemy sprzeciw wobec używania plastikowych słomek. Nie widzimy jednak problemu w tym, że biorąc na wynos kawę w papierowym kubku, nakładamy plastikowe wieczko. Coraz więcej kawiarni oferuje zaś kawę w niższej cenie, gdy mamy ze sobą własny kubek. Zanim jednak zrozumiemy, jak dużym zagrożeniem dla planety jest plastik, może być za późno. Stan naszej planety z roku na rok się pogarsza. Według ekologów już za 12 lat będziemy mogli mówić o potężnym kryzysie. Naszą nieświadomością niszczymy jedyne miejsce, na którym jest życie. W praktyce powoli zabijamy samych siebie.