Lepiej być w dużej koalicji [Wywiad]
– Będę walczył o Unię demokratyczną, solidarną i mocarstwową – zapowiada Radosław Sikorski, „jedynka” Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego w rozmowie z Radosławem Rzeszotkiem.
Zbliżające się głosowanie do PE w Polsce przypomina plebiscyt. Albo głosujesz za obozem demokratycznym, albo wspierasz populistów. Jak w takiej sytuacji przekonywać do swojego programu?
To jest przede wszystkim test na to, czy damy się znowu nabrać, że prezes i PiS znowu się zmienili. Już nie wynoszą europejskich flag, już nie szczują na instytucje europejskie, już chcą szanować europejskie traktaty. PiS w owczej skórze. A po wyborach znowu się okaże, że prezes był na proszkach i obecna polityka miłości była tylko bajką dla frajerów. Raz się dać nabrać – to oni są oszustami; drugi raz dać się nabrać – to my bylibyśmy naiwni. PiS jest partią nacjonalistyczną, która już doprowadziła do tego, że nie spełniamy kryteriów członkostwa w Unii. Gdyby inni zachowywali się podobnie, Unia by nie powstała; a jeśli znajdą naśladowców, może się rozpaść. Walka o interesy narodowe jest konieczna, ale w ramach troski o dobro wspólne, jakim jest Unia.
Zalicza się pan do jednych z najbardziej zagorzałych krytyków Jarosława Kaczyńskiego i PiS. To chyba frustrujące, kiedy kolejne skandale z udziałem prezesa PiS i członków tej partii nie wpływają na sondaże i preferencje wyborcze Polaków?
Faktycznie. Za naszych czasów aferą było niewpisanie zegarka do oświadczenia majątkowego. Premier Szydło grzmiała w Sejmie o rzekomo ukradzionych 350 miliardach, a jakoś nikomu nie postawiono zarzutów, o wyrokach nie wspominając. Ale 50 tysięcy w kopercie za umożliwienie Kaczyńskiemu deweloperki w Warszawie nawet nie zasługuje na wszczęcie śledztwa. Tysiące Pisiewiczów zajmuje stanowiska odebrane ludziom kompetentnym i mamy tego rezultaty: upadek stadnin, przemysłu obronnego, kraksy limuzyn, opóźnienia w budowie dróg, zwolnienie pracy sądów, podwójne roczniki w liceach itd. Póki co, PiS kryje się za teflonem nacjonalistycznej retoryki, ale mam nadzieję, że do czasu.
Silna wspólnota europejska, której Polska jest członkiem, to najlepsza gwarancja bezpieczeństwa naszego kraju. Tymczasem praktycznie we wszystkich krajach członkowskich do głosu dochodzą populiści, którzy mniej lub bardziej oficjalnie admirują Władimira Putina. Co to dla nas oznacza?
To oznacza, że jeśli w reszcie Europy dojdą do władzy pobratymcy PiS, to znowu będzie z nami krucho. Unia Europejska jest wynikiem refleksji, że na tak małym kontynencie jak Europa darwinowska walka o byt między jej narodami wcale nie maksymalizuje ich interesów, lecz wszyscy tracą. Warto więc pójść na kompromis niż na wojnę. Mamy interesy jako Polacy, ale także jako Europejczycy, bo są interesy, których jako Polska swym obywatelom nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć. Tak jak w polityce partyjnej w Polsce, lepiej być w dużej koalicji, która ma szansę na sukces, tak i we współczesnym świecie. Lepiej jest być wpływowym członkiem supermocarstwa niż wyspą na Pacyfiku albo buforem między potężniejszymi sąsiadami.
Nigdy nie krył pan swoich antykomunistycznych poglądów. Tymczasem na liście KE znaleźli się kandydaci, którzy mają w życiorysach krótsze lub dłuższe epizody w PZPR.
Zabawna jest pod tym względem rywalizacja jedynek w Warszawie. Były PZPR-owiec PiS – Jacek Saryusz-Wolski – rywalizuje z byłym PZPR-owcem Koalicji Europejskiej – Włodzimierzem Cimoszewiczem. Dla PiS byli komuniści czy nawet kapusie są godni wybaczenia, pod jednym warunkiem – że pracują na rzecz jedynowładztwa Kaczyńskiego. Ich były komuch – dobry. Nasz były komuch – zły. A mówiąc poważnie, to walczyłem z komunistami wtedy, gdy izolowali nas od Europy i ciągnęli nas na Wschód. A teraz robią to koledzy z PiS, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Cimoszewicz, który w 2004 r. podpisał nasz traktat akcesyjny, nie wyprowadzi nas z Unii. A może pan to przysiąc o prezesie Kaczyńskim? David Cameron też nie chciał wyprowadzać Wielkiej Brytanii z Unii, a do możliwości Brexitu doprowadził.
Nieczęsto chwali się pan, że jest laureatem prestiżowej nagrody World Press Photo za fotografię wykonaną w Afganistanie. Przyzna pan, że droga od korespondenta wojennego do ministra obrony narodowej prawie 40-milionowego kraju nie zdarza się zbyt często…
Dziękuję za zauważenie mojej wrodzonej skromności. Dlatego tak mnie śmieszą komentarze dzisiejszych młodzików, wyzywających mnie na twitterze od „lewactwa”. Chciałbym też zobaczyć niektórych późnych antykomunistów, jak by trzymali fason podczas sowieckiego bombardowania. Z komunizmem trzeba było walczyć, gdy to czymś groziło. Teraz trzeba mieć dość mądrości, aby widzieć inne zagrożenia dla naszej demokracji.
Pana rodzinne korzenie wiodą do Bydgoszczy. Jak chciałby pan pomóc swojej małej ojczyźnie podczas pracy w PE?
Już pomagałem. Komisarz Bieńkowska do dzisiaj pamięta moje interwencje w sprawie unijnego dofinansowania naszego bydgoskiego dworca PKP. Razem z Pawłem Olszewskim działaliśmy na rzecz rozbudowy S10 i S5. Szkoda, że teraz te budowy tak się ślimaczą. Rozmawiałem już z marszałkiem Piotrem Całbeckim i prezydentami głównych miast naszego regionu o tym, jak mógłbym w Brukseli trzymać rękę na pulsie na rzecz Kujawsko-Pomorskiego. Najważniejsza sprawa, to żeby Unia nie tylko przetrwała, ale także, aby nadal okazywała solidarność członkom na dorobku. Gdyby ją przekształcić w jedynie wspólny rynek, jak życzą sobie eurofobowie, to zasadnym staje się pytanie inicjatora Brexitu, Nigela Farage’a: dlaczego brytyjski podatnik ma dopłacać do warszawskiego metra? Będę walczył o Unię demokratyczną, solidarną i mocarstwową.