Maturę z języka polskiego powinno się sprawdzać bardziej rygorystycznie [WYWIAD]
O tegorocznych maturach, zmianach w podstawie programowej i zdalnym nauczaniu rozmawiamy z Marią Mazurkiewicz, kujawsko-pomorską wicekurator oświaty.
Czy to była łatwa matura?
To, czy matura jest łatwa czy trudna, zależy od samych zdających. Kuratorium oświaty pełni nadzór nad samym jej przebiegiem. Nie oceniamy merytorycznej wartości matur, jesteśmy odpowiedzialni za to, by wszystko odbyło się zgodnie z prawem – wysyłamy wizytatorów, którzy pilnują, by przestrzegano procedur, by uczniowie mieli odpowiednie warunki. Co do kwestii merytorycznych, z tego, co wiem, jak co roku dla jednych było łatwiej, dla innych trudniej. Wszystko zależy od samych zdających. W moich dziedzinach, czyli z języka polskiego i filozofii nie było najgorzej.
Przy okazji języka polskiego, co ten Prus takiego zrobił, że na każdej maturze jest “Lalka”?
Zestaw tekstów obowiązkowych na maturze z języka polskiego jest tak krótki, tak mało zawiera utworów, że rzecz jasna będą się powtarzać. “Lalka” jest powieścią obszerną i zawsze znajdzie się tam jakiś fragment, który można wykorzystać. Nie chodzi o samą “Lalkę”, ale o wątki, które można podjąć i nadać odpowiedni temat, by uczeń mógł gromadzić argumenty na rzecz postawionej tezy. Im utwór dłuższy, tym więcej takich wątków można znaleźć.
To spore ułatwienie dla uczniów, bo wiedzą z czego się przygotować.
Można powiedzieć, że jak już ktoś zna “Lalkę”, to ma duże szanse na zdanie matury.
W tym roku nie mieliśmy ustnych matur. To dobrze czy źle?
Egzaminy ustne zostały odwołane z powodu pandemii, ale wrócą w przyszłym roku. Wtedy matura odbywać się będzie w nowej formie. Moim zdaniem brak matury ustnej nie jest dobry. Dzięki niej abiturienci sprawdzają swoje umiejętności i w mowie i w piśmie, czy to z języka polskiego czy z języka obcego. To właśnie umiejętność formułowania ustnych wypowiedzi będzie im bardziej potrzebna, mimo że egzamin ustny nie ma bezpośredniego przełożenia na rekrutację na uczelnie wyższe.
Pandemia trwa już od dwóch lat i w tym czasie sporo zmieniło się w procesie nauczania. Dużo było nauki zdalnej. Czy to w jakiś sposób utrudniło przygotowania i wpłynęło na poziom trudności matur?
Na pewno właśnie wypowiedzi ustne były dużo trudniejsze do ćwiczenia przy nauczaniu zdalnym. Gdy uczniowie uczestniczą w lekcji na żywo, włączają się w dyskusję, a przy różnych łączach internetowych jest to czasem wręcz niemożliwe. Zwłaszcza przy trzydziestoosobowej klasie. Stąd też decyzja Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, by na skutek zdalnego nauczania, w tym roku umiejętności wypowiadania się nie sprawdzać.
Nauczanie zdalne się sprawdziło?
I tak i nie. To był nie tyle pomysł, ile konieczność. Okoliczności spowodowane pandemią zmusiły do tego, by znaleźć sposób na kontynuowanie procesu edukacyjnego. Uczniowie zostali zamknięci w domach i pozbawieni konstytucyjnego prawa do nauki, a jednocześnie możliwości realizacji obowiązku nauki. Rozmawiam z nauczycielami, dyrektorami i rodzicami i w większości wypadków powtarza się wniosek, że ponosimy negatywne konsekwencje nauczania zdolnego. Nie wszyscy uczniowie i nauczyciele umieli poradzić sobie z nową metodą. Początkowo wielu musiało się w ogóle nauczyć korzystania z komunikatorów. Nie wszędzie były odpowiednie łącza internetowe, nie wszyscy dysponowali odpowiednim sprzętem. Nie zmienia to jednak faktu, że ta sytuacja ma swoje pozytywne skutki w postaci szybkiego nauczenia się posługiwania technologią informacyjną przez nauczycieli. O ile jeszcze przed pandemią większość z nich mówiła, że nie bardzo sobie radzi z internetem i komputerem, tak teraz radzą sobie już całkiem nieźle. Skorzystać na tej sytuacji umieli także niektórzy uczniowie, zwłaszcza ci, którzy rozwijają się w jakiejś dyscyplinie sportowej czy muzycznej. Nauczenie zdalnie pomagało im lepiej organizować czas pracy, szczególnie jeżeli uczestniczyli w zawodach z danej dziedziny. Będąc na zgrupowaniu, mogli łączyć się z nauczycielem. Zdalne nauczanie nie do końca sprawdziło się natomiast w szkołach branżowych i technikach. Bardzo często uczniowie, którzy mieli własne rodzinne firmy czy gospodarstwa rolne, pracowali. Praca była dla niej ważniejsza, niż uczestniczenie w zajęciach i w ich przypadku rzeczywiście konsekwencje nauki zdalnej są negatywne.
W czasie pandemii była to konieczność, ale czy jest to też może jakaś alternatywa na przyszłość? Coraz więcej sfer życia przechodzi do internetu, a czy szkoła też kiedyś dojdzie do tego momentu?
To na pewno alternatywa na trudne przypadki. Mówię o sytuacji, w której np. uczniowie są chorzy i mają nauczanie indywidualne. Często to choroby autoimmunologiczne, które wymagają odpowiedniego otoczenia, powodują że uczeń powinien się jak najmniej kontaktować z otaczającą rzeczywistością. Nauczanie indywidualne powinno być bezpośrednie, ale na wniosek rodziców można przeprowadzać je zdalnie. Szkoła nie może tego narzucić, ale to doskonałe rozwiązanie w takich przypadkach. Uczeń uczy się, ale jednocześnie jest bezpieczny. Nauczanie zdalne sprawdzi się też na pewno we wszystkich sytuacjach, które do tej pory miały miejsce – kiedy była awaria ogrzewania czy np. jakaś katastrofa budowlana. Wtedy zgodnie z przepisami należało zawiesić zajęcia. Taka zmiana miała pojawić się w ustawie, która ostatecznie nie doszła do skutku, a szkoda. Dawałoby to dyrektorowi możliwość kontynuowania zajęć w sposób zdalny w sytuacji, kiedy np. zalało całą szkołę. Mam nadzieję że wrócimy do tej ustawy.
Jak co roku była “Lalka”, ale też jak co roku były przecieki. Czy da się z tym coś zrobić?
To kwestia etycznej odpowiedzialności dyrektorów. Każdy ma obowiązek zapewnić bezpieczne przechowywanie arkuszy. Tak jak w każdym zawodzie, etyczna odpowiedzialność jest ważna i jeżeli ktoś nie jest odpowiedzialny, to powinien ponieść za to konsekwencje. O ile jest możliwe znalezienie przyczyny wcześniejszego pojawienia się niektórych zadań w sieci, trzeba znaleźć tego, kto do tego doprowadził.
Konsekwencje wobec osób które przecieki powodują, czy tych którzy z nich korzystają?
Na pewno wobec tych, którzy je powodują. Wobec tych, którzy korzystają, zresztą też zawsze są wyciągane konsekwencje. Egzaminator przy sprawdzaniu dostaje wszystkie egzemplarze z danej sali. Jeśli widzi, że pewien błąd czy pewien sposób rozwiązania powtarza się we wszystkich pracach, wtedy zgłasza uwagę i może ona stać się podstawą do tego, by dana grupa abiturientów powtarzała egzamin. Trzeba robić wszystko, by te materiały wcześniej nie trafiały do maturzystów. To, jak to rozwiązać, jest teraz w gestii CKE. Na zakończenie sprawdzania zawsze docierają do nas informacje, w których szkołach egzaminy zostały unieważnione. Jako kuratorium staramy się wtedy w kolejnym roku wysyłać tam obserwatorów, pilnować przebiegu matur.
Podstawa programowa często się zmienia. Czy nie jest to problem dla uczniów i nauczycieli, którzy stale muszą się do niej dostosowywać?
Trzeba zacząć od tego, czy nauczyciele w ogóle znają podstawę programową. Czym innym jest podstawa programowa, a czym innym program nauczania. Wszystkich obowiązuje podstawa programowa, natomiast program nauczania to program opracowany np. przez jakieś wydawnictwo, razem z kompletem podręczników i pomocy naukowych. Program nauczania może być bardziej rozbudowany niż podstawa programowa i czasami rodzice mają pretensje, że nauczyciel nie realizuje materiału, ale tak naprawdę nie musi. To od nauczyciela zależy, jakie elementy z tego, co oferuje dane wydawnictwo, zrealizuje, a czego nie zrealizuje. Nauczyciela obowiązuje realizacja podstawy programowej. Ona faktycznie co jakiś czas się zmienia, ale świat też się zmienia. Nauczanie w szkole musi nadążać za światem. Cały czas próbuje się szukać najlepszego pomysłu na szkołę. Z jednej strony zawsze będą osoby, które będą powtarzały, że szkoła jest instytucją skostniałą, że zmiany dokonują się trudno, ale z kolei jeśli zmiany się pojawiają, to pojawia się też zarzut, że ciągle coś się zmienia. Trudno dogodzić jednym i drugim. Szkoła powinna nadążyć za zmianami, bo dziś mamy zupełnie inne pokolenie niż to, które było jeszcze 10 lat temu. To dzieci, które urodziły się z komórką. Często nie umieją posługiwać się nożyczkami, ale umieją posługiwać się tabletem. Szkoła za nimi też musi nadążyć, musi zaoferować taki sposób pracy, by to, co uczniowie już umieją, wykorzystać, ale jednocześnie pokazać im jeszcze inne umiejętności. Jeżeli zmian nie będzie, to będziemy cały czas w XIX w., a i tak cały czas pojawiają się zarzuty, że polska szkoła w tym XIX w. cały czas tkwi.
Często pojawiają się też głosy, że zmiany są nie do końca trafne.
Takie głosy wynikają z tego, że bardzo różni są sami nauczyciele. Kilka lat temu, kiedy przystępowano do obecnej formy podstawy programowej, miałam możliwość uczestniczenia w zespole doradczym nauczycieli polonistów. Na sali w ówczesnym Ministerstwie Edukacji Narodowej było około 50 polonistów z całej Polski. Chodziło głównie o to, co powinno znaleźć się w kanonie, a co nie. Słuchając tego, co wszyscy mieli do powiedzenia, pomyślałam sobie, że nie chciałabym być w zespole odpowiedzialnym za stworzenie podstawy programowej. Wypowiedzi były bardzo skrajne – z jednej strony zwolenników jasno określonego kanonu lektur, a z drugiej tych, którzy twierdzili że przecież nauczyciel wie, co jest ważne, i nie powinno być w ogóle takiego kanonu. Dwa zupełnie skrajne stanowiska i gdzieś pośrodku mnóstwo innych. Cokolwiek się nie pojawi w podstawie programowej, zawsze będzie grupa niezadowolonych. Wynika to być może też ze specyfiki zawodu.
Wyniki matur będą dobre?
Mam nadzieję, że mimo pandemii będą dobre. Uważam jednak, że sposób sprawdzania powinien być rygorystyczny. W ubiegłym roku prowadziłam zajęcia z filozofii z grupą studentów na jednej ze szkół wyższych. Poprosiłam o napisanie dwóch krótkich esejów na temat dwóch tekstów filozoficznych. Włos na głowie mi się jeżył przy lekturze. Pomijam korzystanie z edytora tekstów, różne czcionki, wielkie i małe litery, brak kropek. Właściwie to był strumień świadomości. Zastanawiam się, jak ci ludzie zdali maturę, skoro nie są w stanie sporządzić krótkiego logicznego tekstu. To argument za tym, by maturę z języka polskiego sprawdzać bardziej rygorystycznie.
Nauczyciel
6 czerwca 2022 @ 19:11
Nauczyciele nie umieli? A dzięki komu ruszyło zdalne nauczanie? Na czyim sprzęcie pracowali nauczyciele? Na swoim szanowna pani! Za swoje płacili też za prąd… A co zrobiła pani jako przedstawicielka PiS? Pani ukochany rząd nie zrobił nic ani dla uczniów, ani dla nauczycieli.
Nauczycielka
5 czerwca 2022 @ 16:44
Żenujące jest to insynuowanie, że do wycieków dochodzi na poziomie dyrektorów szkół – jakby nikt wcześnie nie miał dostępu do arkuszy. I jakoś nie było słychać o dyscyplinarnych wymianach dyrektorów na Podlasiu czy Mazowszu – tam, gdzie wycieki miały miejsce.