Służba zdrowia jak bezludna wyspa [WYWIAD]
O tym, z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się pacjenci post-covidowi, jak zmieniła się praca lekarzy w dobie pandemii i co jest największym, aktualnym wyzwaniem dla służby medycznej rozmawiamy z dr Joanną Zdulską, pulmonologiem z Torunia.
Jak zmieniła się Pani praca od momentu wybuchu pandemii?
Zmieniła się diametralnie. Przede wszystkim zmienił się przekrój pacjentów. Obserwuję znaczne zmniejszenie liczby pacjentów z chorobami przewlekłymi oraz pacjentów do diagnostyki nowotworowej. Przy tym zwiększa się liczba chorych w zaawansowanych stadiach chorób nowotworowych, którzy zgłaszają się po raz pierwszy. Aktualnie niemal 50 proc. pacjentów stanowią osoby po przebytej chorobie COVID-19. Taki stan rzeczy najczęściej wiąże się z zaniedbaniem konieczności diagnostyki chorób przewlekłych i nowotworowych. To nie tylko strach takich pacjentów przed ryzykiem zakażenia i odwlekanie wizyty w czasie, ale także utrudniona dostępność kontaktu z ochroną zdrowia. Pacjenci często są pozostawieni sami sobie. To bardzo duży problem, bo przedłużenie diagnostyki to już na wstępie gorsze rokowanie.
Z jakimi problemami zgłaszają się do Pani najczęściej pacjenci post-covidowi?
Przede wszystkim są to objawy obniżonej tolerancji wysiłku, przedłużającego się kaszlu, duszności, dolegliwości bólowych w obszarze klatki piersiowej, znacznego osłabienia, przewlekłego zmęczenia. Objawy pulmonologiczne, czyli głównie kaszel i duszności, mogą utrzymywać się wiele miesięcy po wyeliminowaniu wirusa. Poza tym jest wielu pacjentów, których nie można uznać za oficjalnych ozdrowieńców, ponieważ nie mieli zdiagnozowanego koronawirusa, a jednak ich dolegliwości i wywiad kliniczny wskazują na to, że przebyli infekcję covidową i wymagają identycznego podejścia, jak ozdrowieńcy. Bardzo często obserwuję także u pacjentów post-covidowych rozległe obszary zapalne lub pozapalane w miąższu płucnym.
Okazuje się zatem, że przechorowanie koronawirusa nie oznacza pozbycia się problemu, a czasem wręcz przeciwnie – może być dopiero ich początkiem.
Niestety tak. Zmiany zapalne w płucach, nawet mimo łagodnego lub bezobjawowego przebiegu choroby, są dosyć częstsze. Obawy wzbudza ryzyko śródmiąższowego włóknienia płuc, które jest trudne do zdiagnozowania i leczenia. Lekarze są bezradni, jeśli chodzi o sposób postępowania w takich wypadkach. Innym zagrożeniem jest ryzyko zatorowości płucnej. Koronawirus usposabia do zwiększonej gotowości zakrzepowo-zatorowej w organizmie. Zatorowość płucna jest stosunkowo częsta zarówno w przebiegu samej infekcji, jak i po jej przebyciu. Wyeliminowanie wirusa z organizmu nie zawsze oznacza powrót do pełnego zdrowia.
Leczenie ozdrowieńców musi być dla Pani bardzo dużym wyzwaniem z racji na to, że z problemami post-covidowymi lekarze stykają się po raz pierwszy.
Dokładnie, wszyscy się cały czas na bieżąco uczymy. Dla lekarza sytuacja, kiedy na dany problem nie może zareagować receptą, jest bardzo frustrująca. Stosujemy metody szeroko pojętej rehabilitacji oddechowej, zalecamy także obserwację. Nie dysponujemy jednak leczeniem przyczynowym i to jest problem. Obserwujemy za to bardzo dużą rolę komponentu emocjonalnego w przebiegu choroby. Przechorowanie koronawirusa jest tak dużym wysiłkiem emocjonalnym, że wyraźnie przekłada się to na stan zdrowia.
Na koniec zapytam o największe, aktualne wyzwanie dla służby zdrowia. Właśnie brak odpowiedniej wiedzy i leków, czy może niedostatek personelu medycznego?
W tej kwestii jestem pesymistką. Uważam, że teraz największym wyzwaniem jest nadrobienie dziesiątków lat zaniedbań, które w swojej istocie nie może być zrealizowane w krótkim czasie. Dziesiątki lat zaniedbań branży medycznej właśnie teraz dają o sobie znać. Brakuje nie tylko personelu medycznego, ale przede wszystkim systemowych rozwiązań, które powinny być wypracowane już dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Pokutują błędy poprzedniego systemu. Wszystko przetransformowano, a branża medyczna – niczym bezludna wyspa – została w poprzedniej epoce. Teraz to boleśnie odczuwamy.