Urszula Grabowska: „Artyści będą robili swoje”
– Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś „Róbmy swoje” i myślę, że jakkolwiek nie będą zmieniały się okoliczności, trendy i władze, tak na scenach artyści w dalszym ciągu będą robili swoje – mówi aktorka Urszula Grabowska w rozmowie z Michałem Ciechowskim.
Polityka zaczyna ingerować w kulturę i coraz częściej ją zawłaszcza. Czy pani również to odczuwa?
– Cały czas mam nadzieję, że kultura jest w większej łasce niż niełasce. Na pewno niepokoi już samo to, że wolność twórcza stała się w ogóle przedmiotem naszej troski. W sztuce sens wypowiedzi nadal będzie celebrowany przez świadomych twórców. Jego celem, w odniesieniu do teatru, bo w tej przestrzeni niepokój w ostatnich latach zaznaczył się najmocniej, było i jest, o czym pisał już w „Hamlecie” Szekspir, „podstawianie zwierciadła naturze”. Chciałabym być daleko od miejsca, w którym polityka wchodzi do teatru. My – artyści – aktorzy, filmowcy, twórcy teatralni, ale także muzycy, pisarze chcemy oddziaływać na odbiorcę jak najszerzej, w wielu płaszczyznach działań kulturalnych, niosąc ten kaganek spraw ważnych i uniwersalnych. Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś „Róbmy swoje” i myślę, że jakkolwiek nie będą zmieniały się okoliczności, trendy, czy władze, tak artyści, a zwłaszcza ci, którzy kochają sztukę w sobie, a nie siebie w sztuce, w dalszym ciągu, a może właśnie tym bardziej będą robili swoje.
A co z obawami przed ekonomiczną cenzurą?
– Na co dzień jestem aktorką Teatru Bagatela w Krakowie, sceny, która nigdy w swoim repertuarze nie była na pierwszej linii frontu, w kwestii wypowiedzi scenicznej, ani tym bardziej walki politycznej. Poza spektaklem „Żyd” wg dramatu Artura Pałygi w reż. Andrzeja Błażewicza nie robiliśmy sztuk bardzo mocno zaangażowanych publicystycznie. Żadna cenzura nie dotknęła nas w sposób bezpośredni. Oczywiście zauważam i śledzę wiele niepokojących rzeczy, jak choćby głośną sytuację w Teatrze Polskim we Wrocławiu czy w Teatrze Starym w Krakowie. Nie podoba mi się wiele rzeczy, ale też nie lubię gorączki, chaotycznych działań i słów na wyrost. Jestem człowiekiem dialogu i uważam, że każdą rozmowę czy spór można i należy prowadzić w sposób merytoryczny. Oczywiście wymaga to niejednokrotnie olbrzymiej cierpliwości, taktu i kultury, zwłaszcza przy kompletnej bezzasadności czy bezsensie pewnych decyzji i działań, ale na dłuższą metę metoda ta przynosi większe korzyści. Nie warto moim zdaniem wdawać się w jakiekolwiek wojenki. I dobrze unikać prowokacji.
Ze sceną związana jest pani już 20 lat. Liczba ta jeszcze cieszy czy już boli?
– Dlaczego boli? Oczywiście, że cieszy! Te 20 lat daje mi pewien spokój, zasób doświadczeń, świadomości oraz satysfakcji. Jestem w bardzo dobrym momencie swojego zawodowego życia. Mawia się, że czterdziestka, którą chwilę temu przekroczyłam, to nieszczęśliwy czas dla aktorek. Zwracając jednak uwagę na ostatnie tendencje – w filmie czy na scenie – powoli to przekonanie się odczarowuje. Powstaje coraz więcej ciekawych scenariuszy i ról dla dojrzałych kobiet. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie zabraknie mi zawodowych wyzwań, bo siłę i gotowość mam w sobie ogromną.
W ciągu tych 20 lat więcej było czekania czy spełnienia?
– O czekaniu i spełnieniu mówiłam w jednym z wywiadów, kiedy znajdowałam się w innym okresie zawodowych doświadczeń. Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że bilans jest dodatni. Zawsze chciałoby się więcej, ale nie mam na co narzekać.
Dziennikarze określili panią jako „aktorkę przedwojenną”.
– Każdy z nas ma jakieś określone warunki psychofizyczne, temperament, aparycję. Do tego dochodzą wartości, które wyznajemy, którymi się kierujemy. „Aktorka przedwojenna” to tylko jedna strona mojej zawodowej twarzy. Dwie dekady na scenie pozwoliły mi poszerzyć swoje możliwości i przygotować się na różne wcielenia czy zadania. Wspaniała jest różnorodność w tym zawodzie. Uwielbiam klasyczne formy teatru, wielką miłością darzę dobrą literaturę i uwielbiam na scenie przenosić się w czasie – nie tylko do okresu okołowojennego, ale też świetnie odnajduję się we współczesności. Choć może faktycznie w jakimś stopniu jestem niedzisiejsza, wyznaję tradycyjne wartości w życiu i etykę w pracy. Wole poruszać się w tematach ponadczasowych i uniwersalnych niż zakotwiczonych w doraźności. Z pewnością to rzutuje na mój wizerunek.
Podobno każdy reżyser ma swoich ulubionych aktorów, z którymi lubi współpracować. Są tacy, u których gra pani często?
– Wielokrotnie współpracowałam w teatrze z Andrzejem Domalikiem, Krzysztofem Jasińskim, Waldkiem Śmigasiewiczem, Ingmarem Villqistem czy Andrzejem Majczakiem. Na mojej zawodowej drodze zapraszana byłam częściej do współpracy przez reżyserów dojrzałych niż przez młodych, którym po drodze z niepokorą i buntem. Czas jednak wszystko weryfikuje.
Kraków pozwala się pani spełniać zawodowo?
– Kraków to mój dom, mój azyl i rodzina. Miejsce moich powrotów. Moja krakowska deklaracja teatralna sprawia, że to, co tworzę, robię i myślę, może nie dociera do szerszego grona odbiorców, dlatego też bardzo chętnie od czasu do czasu udzielam się w telewizji i w filmie. Możliwe, że inaczej przebiegałoby moje życie zawodowe, gdybym mieszkała w Warszawie.
Mimo to nie zdecydowała się pani tam zamieszkać.
– Jestem mocno zakorzeniona w moim mieście. Pracuję nie tylko w Teatrze Bagatela, na Scenie na Sarego 7, ale także w Teatrze STU i Akademii Sztuk Teatralnych, w której jestem wykładowcą. To miejsce mojego spełnienia.
Dokąd ostatnio wyjechała pani z Krakowa?
– W ciągu kilku minionych tygodni goszczę na wielu festiwalach filmowych, prezentując film Adama Guzińskiego „Wspomnienie lata”. Projekt ten jest dla mnie niezwykle ważny i czekam, aż włączony zostanie do regularnej dystrybucji, ponieważ wciąż jest filmem premierowym. Miałam też przyjemność kilka razy ponownie prezentować „Joannę” w reżyserii Feliksa Falka, a także jurorować na Festiwalu „Solanin” w Nowej Soli oraz na Festiwalu „Integracja Ty i Ja” w Koszalinie. Odwiedzę też Festiwal 3kino w Pradze.
Dlaczego „Wspomnienie lata” jest dla pani tak ważnym filmem?
– Jest to jedno z moich ważniejszych doświadczeń zawodowych. Kreuję postać niebanalną, mocno złożoną. Przede wszystkim jednak sprzeciwiam się w nim swojemu dotychczasowemu wizerunkowi. W produkcji tej towarzyszy mi 13-letni chłopiec, bardzo uzdolniony Maks Jastrzębski. Jest to zupełnie inna forma partnerstwa zawodowego. I temu również trzeba było sprostać. Poza tym myślę, że udało nam się poprzez ten film opowiedzieć coś istotnego.
Praca na planie „Wspomnienie lata” za panią, a co przed?
– Obecnie biorę udział w zdjęciach do najnowszej transzy bardzo popularnego serialu telewizyjnego. Na małym ekranie będzie mnie można zobaczyć już wiosną. A do tego próby nowej sztuki w Teatrze Bagatela w Krakowie.
Czuje się pani spełniona?
– Nie mam powodów do narzekań. Ze spełnieniem jest tak, że nigdy nie będzie całkowite. Zawsze pozostaje pewien niedosyt. Mam jednak dużą dozę satysfakcji i zawodowy apetyt na więcej.