Witold Jurasz dla Tylko Toruń: Nawalny? Nie ma szans
Czy wezwanie ambasadora USA do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w związku z wyemitowaniem reportażu „Franciszkańska 3” mieści się w rutynowej praktyce, czy jest to jednak decyzja polityczna?
Jest to coś niebywale kompromitującego dla naszego kraju. Bo to i owszem rutynowa praktyka i standard, ale w takich krajach jak Rosja i Białoruś. Podczas pełnienia funkcji chargé d’affaires RP na Białorusi byłem wielokrotnie wzywany do białoruskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jego przedstawiciele wyrażali protesty i zaniepokojenie w sprawie tego, jakie rzekomo nieprawdziwe informacje przekazywały polskie media na temat białoruskiego prezydenta – Aleksandra Łukaszenki. Tłumaczyłem, że nie tylko nie mam, ale co więcej, nie mam prawa mieć wpływu na media w demokratycznym kraju, czyli w Polsce. Białoruscy urzędniczy często dawali mi do zrozumienia, że wiedzą, że to, co robią, jest dla nich kompromitujące, ale nie mają innego wyjścia.
Czy nie uważa Pan, że ostatnie wystąpienie prezydenta Joe Bidena w Polsce było w pewnym sensie upokarzające dla naszego kraju? Prezydent RP Andrzej Duda pojawił się na mównicy po ambasadorze Stanów Zjednoczonych…
Prezydent Andrzej Duda nie tylko występował po ambasadorze Stanów Zjednoczonych, ale co gorsza, pod nieobecność prezydenta Stanów Zjednoczonych – Joe Bidena. Zarówno jedno, jak i drugie jest co najmniej niefortunne. Oczywiście, nie wpływa to na bieg historii, ale mimo wszystko, tak być nie powinno.
Jak można opisać obecnie relacje rosyjsko-chińskie? Czy Chińska Republika Ludowa zaangażuje się w wojnę w Ukrainie?
Jak to kiedyś powiedział Radosław Pyffel, który znakomicie zna się na Chińskiej Republice Ludowej, Chiny poruszają się ruchem węża – raz w lewo, raz w prawo, a w efekcie nieustannie gnają do przodu. Chinom oczywiście zależy na tym, aby Rosja ugrzęzła w tej wojnie. Jest to dla nich bardzo opłacalne. Jednakże jeszcze bardziej opłaca im się nie sprowokować Europy do tego, aby uczestniczyła w wojnie handlowej z Chinami po stronie Amerykanów. To Europa jest najważniejszym partnerem dla Chin – nie Rosja. Chiny nie mają złudzeń, że Rosja nigdy nie stanie się ich „młodszym partnerem”, bo nie jest ona do tego psychologicznie zdolna. Wobec tego Chiny będą wspierać Rosję w ograniczony sposób, ale nie sądzę, aby zdecydowały się na pełne wsparcie.
Gdyby miał Pan wytypować głównych faworytów do zastąpienia na stanowisku prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina, kto by to był?
Jest kilku poważnych kandydatów, aczkolwiek może się okazać, że nowym prezydentem Federacji Rosyjskiej zostanie ktoś inny niż którykolwiek spośród tych, którzy dziś mają największe szanse. Pamiętajmy, że na rok przed tym, jak Władimir Putin został prezydentem, nikt na niego nie stawiał. Według stanu na dziś jest kilka osób, które mają poważne szanse. Pierwszym z nich jest Siergiej Kirijenko – były premier. Jest młodszy, ale równocześnie w takim wieku, który nie pozwoli mu na długie rządy. Drugi to Wiaczesław Wołodin –przewodniczący partii Dumy. Jego atutem może być to, że nie posiada znaczących wpływów – jest „nikim”. Rosyjska elita z chęcią wybrałaby kogoś, kto z założenia jest słaby. Kolejnym kandydatem jest Andriej Turczak – sekretarz generalny partii Jedna Rosja. Jest synem przyjaciela Putina, a więc mógłby on zapewnić gwarancje bezpieczeństwa dla obecnego prezydenta Federacji Rosyjskiej, a jego otoczenie mogłoby zostać uznane za wiarygodne. Przyszły prezydentem może zostać również Dmitrij Kozak – były wicepremier. Był przeciwny wojnie w Ukrainie i na Kremlu mogą dojść do wniosku, że miał rację w przeciwieństwie do innych. Stanowisko prezydenta może objąć również obecny mer Moskwy – Siergiej Sobianin – sprawny technokrata, który nigdy nie wypowiedział się w twardy, neoimperialny sposób, co powoduje, że mógłby być akceptowalny dla Zachodu.
Co z Aleksiejem Nawalnym?
Nie ma, według stanu na dziś, żadnych szans. Przebywa i nadal pozostanie w kolonii karnej. Nie sądzę, żeby postanowiono go zabić, ale politycznie jest poza grą.