Zaleski: Nie ma „półtorej”, jest „półtora” [FELIETON]
Sesje rady miasta i spotkania prezydenta Torunia z mieszkańcami to teatr. I to teatr jednego aktora – Michała Zaleskiego, wokół którego uwijają się jak w ukropie urzędnicy, będąc prawie na każde zawołanie swojego szefa. Z czego czasami robi się jedna wielka komedia…
W tym tygodniu prezydent Michał Zaleski odebrał tytuł Osobowości Roku 2018 w plebiscycie „Nowości” i „Gazety Pomorskiej”. Owa zabawa – jak piszą organizatorzy – „polega na wyłonieniu w drodze głosowania sms”.
Jaki jest Zaleski? Nie od dziś wiadomo, że jest twardym negocjatorem, wymagającym szefem, osobą pamiętliwą. To mogą być zarówno zalety, jak i wady. Pamiętam, jak w 2008 r. przeprowadziłem rozmowę z Zaleskim, po tym jak kilka dni wcześniej ówczesna radna PO Krystyna Dowgiałło (kilka lat później kandydatka z komitetu Zaleskiego) wysunęła oskarżenia wobec prezydenta, mówiąc o jego autorytarnym stylu zarządzania miastem.
Zapytałem wtedy Michała Zaleskiego wprost, czy krzyczy na swoich współpracowników. Odpowiedź była następująca: „Mam donośny głos. Nie ukrywam swoich ocen. Ze współpracownikami rozmawiam w sposób bezpośredni. Jeżeli coś im się nie udaje, to im o tym mówię”.
Śledzę na bieżąco obrady toruńskiej rady miasta. Od lat obserwuję także osiedlowe spotkania prezydenta z mieszkańcami. I często odnoszę wrażenie, że biorę udział w teatrze. Teatrze jednego aktora, w którym wszystko jest ustawione pod prezydenta, w którym urzędnicy są tylko drugoplanowymi aktorami. Spektaklu, który jest podszyty emocjami i stresem urzędników.
Bo na sesjach i osiedlowych spotkaniach są prawdziwe zastępy urzędników. To oni referują projekty uchwał, oni odpowiadają na pytania, postulaty, a czasem oskarżenia mieszkańców, oni muszą się tłumaczyć czy przepraszać. Prezydent zabiera głos zazwyczaj na końcu lub w najbardziej zapalnych momentach.
Współczuję urzędnikom. Szczerze. Czego? Oto jeden przykład.
Na ostatniej sesji rada miasta zajmowała się projektem uchwały, który rozszerzył granice strefy płatnego parkowania. Po krótkiej wymianie zdań na mównicę wszedł Zaleski. W pewnym momencie zapytał dyrektora wydziału gospodarki komunalnej Marcina Kowallka, ile jest miejsc parkingowych w strefie płatnego parkowania. Odpowiedź się nie nagrała, bo dyrektor stał daleko od mikrofonu. Zapewne rzekł, że „półtorej tysiąca”.
Odpowiedź prezydenta była szybka:
– Jeden z polityków niedawno mówił „półtorej”. Zwrócono mu uwagę, że nie ma „półtorej”, w języku polskim jest „półtora”. To tak przy okazji, panie dyrektorze – powiedział Zaleski.
Choć z wykształcenia jestem polonistą, bardzo często gryzę się w język i rzadko kiedy zwracam uwagę moim rozmówcom na językowe pomyłki. Prezydent mógł zwrócić uwagę dyrektorowi gdzieś na boku, a nie publicznie. Zrobił to jednak publicznie i sam zanotował językową wpadkę.
Na szczęście Michał Zaleski nie jest prezydentem języka polskiego, forma „półtorej” w języku polskim występuje, ma się dobrze i jest poprawna. Katarzyna Kłosińska z Uniwersytetu Warszawskiego na stronie PWN tłumaczy to tak: „liczebnik półtora przybiera formę żeńską półtorej tylko w połączeniu z rzeczownikami rodzaju żeńskiego (półtorej godziny, półtorej szklanki itd.)”.
ja
13 marca 2019 @ 14:22
Panie Redaktorze Giedrys o czym jest ten artykuł? Bo szczerze nie rozumiem. Słowotok z którego nic nie wynika.
bin
13 marca 2019 @ 12:48
Gorące sprostowanie od pani rzecznik do redakcji za 3.. 2.. 1.. 😉
Ja
13 marca 2019 @ 14:55
Ja również współczuję urzędnikom , a w szczególności dyrektorowi. Co do osiedlowych spotkań , to Prezydent jest organizatorem i gospodarzem spotkania. Zaprasza nas mieszkańców do „wspólnej” debaty. Tylko teraz powstaje juz „psychoza” wśród samych mieszkańców czyli gości na spotkaniu.Wielu po częsci prezentacyjnej ma przekaz jeden : Prezydent jest w złym humorze. I nawet jeśli mieszkaniec przyszedł z zapytaniem to w życiu już go nie zada.Ma zwyczajnie dość.Coś się dzieje niedobrego.