Zgadnij, kim jestem [WYWIAD]
– Miejsca mnie inspirują, niektóre są naładowane jakąś energią i stanowią zapalnik, który sprawia, że zaczynam coś sobie wymyślać i powstaje z tego fabuła – mówi Kamila Cudnik, autorka powieści „Zgadnij, kim jestem”, której akcja osadzona jest w Toruniu. Rozmawiał Piotr Gajdowski.
„Zgadnij, kim jestem” to pani druga powieść, której akcja rozgrywa się w Toruniu. Głównego bohatera, policjanta Roberta, poznajemy, gdy na moście im. Piłsudskiego dokonuje on gorzkiego bilansu swojego związku z malarką Izą, który zaczął się nietypowo właśnie na tym moście 10 lat wcześniej.
Powieść ma dwa plany czasowe, które wzajemnie się oświetlają. Już wiedząc, że Robert i Iza przeżywają małżeński kryzys, śledzimy początek ich niełatwej miłości. Możemy rozpoznać pewne „sygnały ostrzegawcze” w ich relacjach, które dopiero po latach nabierają dodatkowego wymiaru, odsłaniając to, co wcześniej było dla nich nieczytelne. W prawdziwym życiu nie jesteśmy w tak komfortowej sytuacji, pewnych rzeczy trzeba po prostu doświadczyć. Toruński most jest tu klamrą fabularną, która zamyka pewien rozdział w życiu bohaterów. Miejsca mnie inspirują, niektóre są naładowane jakąś energią i stanowią zapalnik, który sprawia, że zaczynam coś sobie wymyślać i powstaje z tego fabuła. Podobnie kamienica, w której mieszka Iza, położona jest przy ul. Poznańskiej, którą przez jakiś czas przejeżdżałam po drodze do pracy.
Pracowała pani kiedyś w policji, tak jak główny bohater „Zgadnij, kim jestem”. Czy znajdziemy w książce pani własne przeżycia?
Idąc do tej pracy zaraz po studiach, zakładałam, że nie chcę zostać tam na zawsze. Jestem prawnikiem z wykształcenia i uznałam, że to będzie ciekawy etap mojej kariery zawodowej. Pracowałam tam w latach 1997-2006. Akcja „Zgadnij, kim jestem” rozgrywa się w Komisariacie Śródmieście w 2007/2008. Zawsze mi się marzyło napisać książkę, która będzie wyrazem sympatii oddanym ludziom, którzy tam pracują, chciałam pokazać, jak to wygląda od środka. Akcję osadziłam w zbliżonym okresie, gdy sama pracowałam z policjantami, bo nie odważyłabym się pisać o tym, czego nie widziałam. Z kolei przenosząc akcję w późniejsze lata, konsultowałam każdy szczegół z moim kuzynem, który całą swoją karierę pracował w pionie kryminalnym, czyli podobnie jak mój bohater. Ostatnie poprawki nanosiłam jeszcze na etapie korekty.
Generalnie znam trochę realia tej pracy, więc praktycznie nie „kupują” mnie żadne kryminały – od razu czuję, że autor nigdy w życiu nie widział od wewnątrz pracy policjanta. Nawet najwnikliwszy research nie zastąpi w pełni własnego doświadczenia. Bardzo chciałam, żeby wiernie oddać fakty, nie wiem, na ile to się udało. Jeszcze nie znam reakcji na książkę moich kolegów z policji.
W „Zgadnij, kim jestem” znalazło się Kosowo, a w pani debiucie – „Historiach miłosnych” – wojna w Syrii.
Wątek syryjski w „Historiach miłosnych” pojawił się, bo byłam emocjonalnie zaangażowana w tę okropny konflikt, który od 2011 r. pozbawił życia wielu ludzi. Z kolei misja kosowska bohatera „Zgadnij, kim jestem” wzięła się stąd, że faktycznie wielu policjantów, w tym moich kolegów, wyjeżdżało do tego kraju na misje pokojowe, wspierające tamtejszą ludność. Nie chciałam więc pomijać tego tematu. Mam potrzebę pisania o tym, co przekracza horyzont naszej codzienności. Irytuje mnie fakt, że patrzymy tylko na czubek własnego nosa, a nie dostrzegamy tego, co dotyka innych – przejmującej niesprawiedliwości, ubóstwa, wojny. To są sprawy, którymi zupełnie się nie interesujemy. Patrząc z wygodnej perspektywy zasobnego świata, nie zdajemy sobie sprawy, że i nas może dotknąć podobne nieszczęście. Ono jest bliżej, niż sobie uświadamiamy, czasami tuż za rogiem, za najbliższą granicą.
W blurbie na okładce „Zgadnij, kim jestem” Michał Kadlec napisał: „słodko-gorzki romans ze szczyptą kryminalnej intrygi”. Pani debiut, „Historie miłosne”, również stanowił taką mieszankę. Czy łączenie konwencji romansowej z sensacyjną to pani przepis na udaną powieść?
Gdy zaczęłam przeglądać recenzje „Historii miłosnych” na „Lubimy czytać”, byłam zaskoczona: „kryminał”, „thriller”… a ja przecież miałam zamiar napisać romans! Pomyślałam, że chyba naszła mnie faza na mordowanie ludzi. Zamordowałam kogoś, a w międzyczasie tak to wyszło, takie „dwa w jednym”. Przez pewien czas wahałam się, czy to dobrze, jednak w końcu uznałam, że nie warto, by moje pisanie ograniczały sztywne ramy danego gatunku, jeśli czytelnikom to nie przeszkadza.
Coś jeszcze powoduje, że to nie są typowe romanse. Pani książki nie upiększają rzeczywistości.
Przy pisaniu zależy mi na tym, by stworzyć pełnowymiarowe portrety bohaterów, prawdziwych ludzi z krwi i kości. Pokazuję zwykłych ludzi w codziennych sprawach. To zbliża mnie do powieści obyczajowej. Jeśli miłość – to na tle normalnego życia. A w życiu nie brakuje nam kłopotów, trudnych relacji. W pierwszej książce poruszyłam np. wątek przemocy domowej. W „Zgadnij, kim jestem” mamy trudną relację matki i córki, która znajduje swój tragiczny finał. Takie historie zdarzają się na co dzień tuż obok nas, ale my często ich nie dostrzegamy. Brakuje nam empatii, uważności. Dopiero gdy stanie się katastrofa, ludzie są zdziwieni, że wcześniej nic nie dostrzegli u sąsiadów czy krewnych.
Pracuje pani teraz nad kolejną książką. O czym będzie?
Akcja toczyć się będzie w Toruniu i częściowo w Złotorii. Pozostaniemy też w konwencji romansowo-kryminalnej. Jednak to nie będzie powieść współczesna. Chcę opisać okres, gdy miasto nazywano Twierdzą Toruń – fin de siècle, przełom wieków XIX i XX. Zdaję sobie sprawę, jak mało torunianie wiedzą o przeszłości swojego miasta, jak stereotypowo ją sobie wyobrażają. Wydaje nam się, że miasto dawniej było głównie niemieckie, zaś w 1920 r., po latach pod pruskim zaborem, przyszło wyzwolenie, „powrót do macierzy”. A to nie tak, Toruń był wtedy miastem – nie waham się tego stwierdzić – wręcz kosmopolitycznym. Do pisania o tym zainspirowały mnie pośrednio pamiętniki Daisy von Pless – angielskiej arystokratki, która poślubiła niemieckiego księcia, zaś ich synowie za swój język ojczysty uważali na równi angielski, niemiecki i polski. Jeden z nich służył nawet w polskich siłach zbrojnych w czasie II wojny światowej. Nic w tej biografii nie jest proste i jednoznaczne. Zdążyliśmy już zapomnieć, że tereny, na których mieszkamy, nie tak dawno stanowiły tygiel kulturowy. Chcę odtworzyć dawny Toruń, w którym żyli obok siebie Niemcy, Polacy, ale też Żydzi, Francuzi i przedstawiciele innych nacji. W książce nie zabraknie oczywiście wątku kryminalnego – strasznie żałuję, że nie dotarłam do policyjnych archiwów z samego Torunia. Udało mi się za to zyskać dostęp do starych akt sądowych z Brodnicy, które pomogły mi odtworzyć choć część realiów pracy policyjnej z tamtego okresu. Żeby trafnie oddać klimat tych czasów, trzeba przeczytać tysiące stron. Na szczęście mogę pracować bez pośpiechu. Praca nad książką zawsze wymaga czasu. A pomysłów mam na co najmniej kilka następnych powieści, więc czasami odczuwam coś w rodzaju irytacji na myśl, że wciąż „siedzę” w poprzedniej, gdy w mojej głowie zaczynają się klarować pomysły do kolejnej fabuły.