„To nie jest twoja wina” – rozmawiamy z Martą Gralewską z Centrum Praw Kobiet w Toruniu o przemocy domowej
Centrum Praw Kobiet ma ponad dwie dekady doświadczeń. Jakimi metodami zatem pracujecie tu w Toruniu z ofiarami przemocy?
Przede wszystkim nie z ofiarami, bo to pojęcie stygmatyzuje. Pracujemy z kobietami, które doświadczyły przemocy. Schemat pracy CPK jest trochę inny niż państwowa pomoc. Zaczynamy wsparcie klientki od dłuższej rozmowy telefonicznej z osobą odpowiedzialną za „pierwszy kontakt”. Kobieta opowiada o swojej sytuacji, a naszym zadaniem jest zdiagnozować cały problem, nie tylko jeden jego aspekt oraz przyczyny tej sytuacji. Zapraszamy ją na pierwsze spotkanie, gdzie wypełnia formularz rejestracyjny, który umożliwia jej korzystanie np. z bezpłatnych porad prawnych i pomocy psychologicznej (to są terapie krótkoterminowe, trwające kilkanaście spotkań).
Kilkanaście? Dla kogoś, kto próbował się kiedykolwiek dostać się do psychologa czy psychiatry na NFZ to znaczna różnica ilościowa – i jakościowa.
Problemem są najczęściej terminy, a te są kluczowe. Mówiło się ostatnio dużo o konwencji stambulskiej. Ona wprowadza taki element jak szacowanie ryzyka. Tego w Polsce nikt nie robi, nie ocenia tego, czy sprawa jest pilna. Jeśli nie doszło do konkretnego przestępstwa – nikt nie rusza do działania. W CPK już podczas wypełniania formularza rekrutacyjnego opisujemy sytuację, jednocześnie szacując to, czy ta kobieta faktycznie może stać się „ofiarą”, czy może jest zagrożona myślami samobójczymi lub dzieci są w niebezpieczeństwie. Wtedy taka osoba ma pierwszeństwo w dostępie do naszych specjalistów.
Media podają wiele przypadków, w których wszystko wskazywało, że dojdzie do tragedii, służby jednak nie reagowały – bo nie mogły.
Tak działa np. policja, która musi czekać, aż coś się stanie, np. do momentu, w którym mężczyzna nękający kobietę zacznie walić do jej drzwi. Dopiero wtedy można podjąć interwencję. Policja nie może reagować, ponieważ to nie mieści się w procedurach, zasadach, które są jeszcze niedopracowane. Sami funkcjonariusze są świadomi tego, że niejednokrotnie brakuje im narzędzi prawnych czy informatycznych (np. baz danych) lub szkoleń, aby skuteczniej działać. Bywając dość często na komendach, słyszymy od mundurowych, że „mają związane ręce”. Wszyscy czekamy na wejście w życie nowelizacji ustawy, która umożliwi natychmiastową izolację sprawcy. Mamy, oczywiście, procedurę Niebieskiej Karty, niemniej wymaga ona od kobiety bardzo dużo intensywnej, samodzielnej pracy i świadomości, jak działa, by móc się nią posługiwać. Pozostaje bardzo stresująca prokuratura, gdzie też większość spraw jest umarzanych.
Bywa, że sprawca przemocy sam zakłada Niebieską Kartę, oskarżając kobietę, nad którą się znęca, o to samo, choćby była postury krasnoludka.
I ma do tego prawo. Są ludzie, którzy przemoc interpretują jako agresję, niezależnie od tego, czy ktoś jest słabszy, czy silniejszy. My uważamy, że do niej dochodzi, jeśli sprawca jest silniejszy pod względem fizycznym, ekonomicznym czy psychicznym, np. dlatego, że kobieta jest chora, w ciąży lub nie pracuje zawodowo. Przemoc nie ma statusu społecznego. Zdarza się zawsze wtedy, gdy kobieta jest słabsza i mężczyzna chce ją zdominować.
Mówi się, że przemoc uzależnia. Czy to prawda?
My mówimy raczej o cyklu przemocy, który polega na tym, że od fazy narastania napięcia przechodzimy do krótkiej eskalacji agresji, a następnie jest etap tzw. „miesiąca miodowego”. Wtedy obydwoje partnerzy „zaczynają na nowo”, co jest tak uzależniające psychicznie, że następne fazy narastania napięcia i eskalacji powodują, że kobieta już czeka, kiedy nadejdzie „miesiąc miodowy”, co pobudza układ nagrody. To wprowadza w stan bliski uzależnieniu od opiatów czy alkoholu: poczucia bezradności, bezsilności, zamknięcia w tym cyklu.
Kobieta powtarza go aż do samounicestwienia. Dlaczego?
Nasze klientki boją się zmian, ponieważ nie pamiętają tego już, co było wcześniej. One też często pochodzą z pełnych przemocy domów, dlatego partner łatwo wiązał je w kolejnej takiej relacji. Gdy z niej wychodzą, wyprowadzają się, mówią o rozpoczęciu nowego życia, że to jest wspaniałe uczucie. Droga do tego, żeby odejść, jest dla nich trudna, bo obawiają się, że poza taką toksyczną relacją już nic więcej dla nich nie ma.
Mówi się o zjawisku „wzrostu potraumatycznego” – kobiety tuż po przemocowych związkach są w stanie przenosić góry. A potem zostaje pustka.
Jednym z syndromów, który po takiej relacji występuje, jest wyuczona bezradność. Osoby, które wychodzą z tego „ognia i pożaru”, zastają wokół siebie spokój, z którym nie do końca wiedzą, co zrobić. Jest to z jednej strony pewne uzależnienie od emocji, a z drugiej strony właśnie bezradność, ponieważ bardzo długo funkcjonowały w czymś, co okazało się nieprzydatne w życiu. Trochę lgną do takich „huśtawek”, a trochę nie potrafią czerpać satysfakcji z życia. Dlatego staramy się też, żeby powstała pierwsza grupa wsparcia. Spośród około dwudziestu naszych klientek część do takiej trafi. Naszym celem jest to, żeby wróciły do takiego życia, które zostało im odebrane i nauczyły się żyć dla siebie, szukać pasji, dbać o siebie tak normalnie i zwyczajnie.
Gdybyście mogły przekazać coś służbom, które mają kontakt z osobami, które doświadczyły przemocy w związku – co byście wybrały najważniejszego? Podstawową, najważniejszą rzeczą, którą mówi się osobie, która doświadcza przemocy, to że to, co się wobec niej dzieje, to jest przestępstwo. Kobiety, które jej doświadczają, najczęściej w ogóle nie przyjmują tego do wiadomości. „Nie powinnaś się tego wstydzić, to on powinien się wstydzić. To, że on cię uderzył, że zabiera ci pieniądze, czy zmusza do seksu, to jest przestępstwo. Nie jesteś winna” – to powinny usłyszeć. Pytamy: „czy gdyby ktoś ukradł ci portfel na ulicy, wstydziłabyś się, płakała, czy poszła na policję?”. Przemoc jest dokładnie takim samym przestępstwem i o tym powinni pamiętać nie tylko mundurowi. Centrum Praw Kobiet, czyli my, jesteśmy takim parasolem ochronnym, który chroni te osoby, które postanowiły coś z tym zrobić. Pilnujemy standardów, pomagamy zgłosić przestępstwo na policji, dajemy wsparcie podczas procesu. Jesteśmy tą poduszką bezpieczeństwa, której w systemie jeszcze brakuje