Najtrudniej jest, gdy umiera strażak
Kobiety w służbach mundurowych to zawsze niezwykle wdzięczny fotograficznie i popkulturowo temat. Piękne dziewczyny w mundurach – któż nie widział takiego obrazka. Mało kto zastanawia się, jak wygląda ich codzienna służba. Jak wygląda ta, którą wykonuje Anna Piórowska – psycholog Państwowej Straży Pożarnej z Ośrodka Szkolenia Komendy Wojewódzkiej w Łubiance?
Wszyscy czytaliśmy w szkole książeczkę “Jak Wojtek został strażakiem”. Dziś można napisać nową – dla dziewczynek. Nazywałaby się “Jak Anna Piórowska została strażaczką. I to jaką!” – obdarzoną błyskotliwą inteligencją, pamięcią jak archiwum oraz poczuciem humoru ostrym jak brzytwa.
Kobiet w szeregach straży pożarnej jest niewiele. A jeszcze mniej pracujących w tzw. podziale bojowym. W Toruniu pracowała tak do tej pory tylko Ania. Skąd ten pomysł?
– Po liceum poszłam na staż do Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu i jednocześnie zaczęłam studiować zaocznie psychologię. I jak zaczęłam tam pracę to stwierdziłam, że to dziwne, że w tak obciążającym zawodzie nie ma psychologa branżowego, tak jak to jest np w policji czy wojsku. Wtedy powzięłam sobie taki plan, że ja zostanę tym psychologiem, co zna tą robotę od podstaw – mówi z szelmowskim uśmiechem. – Nie było to łatwe. Jakieś trzy lata zajęło mi przekonywanie komendantów i musiałam spełnić wszystkie wymagania, jakie są oczekiwane od chłopaków: prawo jazdy kategorii C, wszystkie szkolenia w OSP, a w międzyczasie zaczęłam szkołę ratownictwa medycznego…
Oj tak. Ta kobieta nie znosi nudy. Od lat łączy pracę zawodową z działalnością w OSP. Zdarza się jej “po godzinach” pojechać do pożaru, a niedawno obroniła doktorat z psychologii.
Podział bojowy
-Zaczynałam pracę na JRG 1 w Toruniu – wspomina. – To był fenomen na skalę Komendy Miejskiej w Toruniu, bo byłam pierwszą kobietą w tym systemie. Wspominam to ze ogromnym sentymentem. Oni się tam musieli nastawić psychicznie, że będzie pracowała z nimi baba. Na początku mieli taką zasadę, że nie przeklinali przy mnie tylko mówili: “stokrotka”. Patrzyłam na to zjawisko socjologiczne z takim podziwem i szacunkiem, że oni się tak starają, żebym miała szansę się z tą grupą zasymilować. Z czasem przeszło to w tak naturalny tryb, że gdy rozmawiałam z żonami moich kolegów, to mi mówiły: “Słuchaj, Anka, oni mówią o tobie, jak o każdym innym kumplu.”
O Annie Piórowskiej wtedy – krążyły legendy i anegdoty. Choćby taka.
– Mieliśmy zajęcia na bezpieczeństwie wewnętrznym – wspomina dawna studentka Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu. – Wykładowca zabrał nas na wycieczkę do straży przy Legionów, żeby pokazać sprzęt. Właśnie dostali jakiś ogromny wóz bojowy. Funkcjonariusz, który nas oprowadzał powiedział: “No, ale do niego potrzebny jest facet z jajami, np. Ania Piórowska”.
Straż Pożarna, jak każda służba mundurowa ma swoje rytuały. I tak, po każdym ważnym wydarzeniu funkcjonariuszowi należy się kąpiel w brezentowym basenie. A szczególnie funkcjonariuszce. Niektórzy twierdzą, że Ania była najbardziej “umoczonym” strażakiem w jednostce.
-Najważniejsze wyciągnąć telefon i dokumenty – radzi Ania. – No i buty.
Poważna pani doktor z tym ostatnim nie ma problemu, bo bywa z butami na bakier. Wręcz odruchowo rozwiązuje sznurowadła. Efekt – bura od przełożonego. Mundur w końcu zobowiązuje. Jej biuro znajduje się w Ośrodku Szkolenia Komendy Wojewódzkiej PSP w Łubiance. Na ścianie wiszą testy plam atramentowych, za oknem rozpościera się piękny widok na zielone pola. W trakcie rozmowy przez drzwi pokoju zaglądają koledzy, rzucają kilka komentarzy i dostają ciętą ripostę. Dobre relacje widać gołym okiem, a zapytani o Anię uśmiechają się od ucha do ucha.
-Tak wiem, o co chodzi ze “stokrotką”. Ale niech się pani zapyta o laczki przyklejone do hydrantu – śmieje się kolega Ani z czasów pracy w podziale bojowym. – A tak serio, to jest jedna z najbardziej pozytywnych osób, które spotkałem w życiu. Naprawdę.
Psycholog
Gdy w 2005 roku, gdy zaczynała wdrażać w życie swój plan, właściwie nigdzie w Polsce nie było psychologa dla straży. Ten pracujący w Szkole Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie pomagał tylko w trybie interwencyjnym. Spójny system opieki psychologicznej dla funkcjonariuszy powstał dopiero w 2010 roku. Od tego czasu na każde województwo powinien przypadać co najmniej jeden psycholog. To i tak jest za mało. W naszym województwie jest około 1500 strażaków, a pomoc bywa również potrzebna poza jego granicami. A jeśli już o nią proszą ochotnicy to…
– Robię wszystko, żeby przyjechać- mówi Ania. -Wiem, że to jest już bardzo poważna sprawa. Bardzo często w tych zdarzeniach spotykają ludzi sobie znajomych i bliskich, a to jest najgorsze co może być dla strażaka. Te zdarzenia z udziałem bliskich i znajomych mogą wynikać z osłabienia procesów poznawczych, bo im bliżej domu, im bliżej komina tym bardziej one siadają, więc gdy wracasz z Warszawy, to w Lipnie włącza ci się śpioch. Dochodzi do kolizji. A musi się zdarzyć naprawdę coś bardzo poważnego, żeby strażacy dzwonili z prośbą o wsparcie psychologa.
Zgodnie z ostatnim raportem policji na temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym to województwo kujawsko-pomorskie jest najbardziej niebezpiecznym województwem jeśli chodzi o wypadki drogowe w Polsce. U nas współczynnik śmiertelności zdarzeń drogowych jest najwyższy – na każde 100 przypada 17,5 ofiar. Dla porównania – w najbezpieczniejszym pomorskim ginie tylko 5,8 osób. Im więcej jest takich zdarzeń, tym bardziej narażeni na stres i drastyczne widoki narażeni są strażacy. Najczęściej to oni przybywają na miejsce jako pierwsi.
– Kontakt z człowiekiem, szczególnie pobudzonym emocjonalnie, w silnym stresie jest bardzo trudny- tłumaczy Ania. – Niektórzy reagują bardzo agresywnie: “Gdzie byliście, czekamy 20 minut” – tu percepcja czasu jest mocno zaburzona i o tym trzeba wiedzieć. Strażacy wiedzą, że muszą wyjść, zrobić swoje. Nie znam takiego, który nie pracowałby na 100 % podczas zdarzenia niezależnie od kondycji.
Strażacy są szczególną grupą zawodową. Ze względu na charakter wykonywanej pracy są dużo bardziej narażeni na choroby. Oprócz chorób układu krążenia są bardzo narażeni na nowotwory układu oddechowego i skóry. Niestety, zeszłoroczne pożary wysypisk śmieci mogą dać im o sobie znać za kilka lat. Dziś praca w aparatach powietrznych jest już powszechna. Niestety, najnowsze badania dowodzą, że toksyczne substancje dostają się do skóry strażaka każdą możliwą szczeliną, a w szczególności dołem nogawek od spodni…
– Psychosomatyka ma tu duże znaczenie. Zdarzały się nawet w naszym województwie,wśród ochotników, sytuacje, gdzie pojechali do zdarzenia, zrobili swoje, a po akcji jeden z nich zemdlał – zawał serca. Drugi ojciec czy przyjaciel również zasłabł. Obydwaj zmarli. To wynika ze specyfiki, OSP, gdzie jest mało ludzi młodych, a często jest to tradycja rodzinna, więc służą razem różne pokolenia. I to jest to, do czego ja najczęściej jeżdżę – zmarł kuzyn, wujek, sąsiad. Jeśli dzwonią z prośbą o rozmowę to znaczy że potrzebują pomocy. Trzeba brać to pod uwagę, że każdy kolejny wyjazd może być dla nich dodatkowym obciążeniem. Konsekwencją mogą być nie tylko zaburzenia psychosomatyczne, ale też wykluczenie takiego strażaka z działań.
Trudne momenty
Wcześniejsza emerytura była do niedawna furtką dla funkcjonariuszy, która pozwalała uniknąć wypalenia zawodowego. Nowe przepisy dotyczące emerytur wydłużyło znacznie staż służby. Zmiana pokoleniowa również daje się we znaki strukturom straży. Pokolenie “Z” niekoniecznie chce pracować w takim zawodzie i niekoniecznie jest w stanie. Zmiany cywilizacyjne doprowadziły do spadku kondycji fizycznej młodzieży, a wyobrażenia o służbie czerpie ona z popkultury. Młodzi są elastyczni, wydaje się, że wszystko po nich bardziej “spływa”. Problem pojawia się, gdy dochodzi do sytuacji drastycznych i spotkania oko w oko ze śmiercią.
– Gdy po raz pierwszy to pokolenie konfrontuje się ze zwłokami, z wypadkiem, z otwarciem mieszkania, gdzie nie ma już komu pomóc – to jest wtedy dla nich bardzo duży szok. Sytuacja taka oddziaływuje na zmysły, organizm też reaguje. A najtrudniejsza dla każdego strażaka jest sytuacja bezradności, kiedy już nic nie może zrobić. Bo oni zawsze jadą po to, żeby pomóc. Gdy nie pomogą wszystkie nasze procedury, sprzęt, którego mamy tak dużo, gdy czekają kilka godzin na prokuratora, widzą ten ból i emocje rodzin – to jest bardzo trudne dla każdego. Takie doświadczenia decydują o być czy nie być tutaj.
O jednej z najtrudniejszych w swoim życiu interwencji mówi tak:
– W 2010 roku jechałam do wypadku polskiego autokaru ze Złocieńca pod Berlin. Tam zginęło 13 osób. Byliśmy alarmowani w trybie doraźnym. Jechaliśmy z rodzinami, nocą, nikt nie wiedział, kto przeżył. Najgorsze było to napięcie i ten brak informacji, chociaż logistycznie to było dobrze zorganizowane – trzy autokary, w każdym dwóch psychologów i ksiądz.
Co w tej pracy jest najtrudniejsze?
– Śmierć strażaka, tym gorzej, jeśli to jest śmierć samobójcza – mówi z namysłem, powoli. – Tam jest dużo pracy, też tej długoterminowej i edukacji. Pojawia się poczucie winy, które rzadko bywa adekwatne, jest raczej efektem zadawania po wielokroć pytania dotyczącego powodu samobójstwa. I tego, czy można było je zatrzymać. W pracy funkcjonariusze potrafią się odciąć od emocjonalnych wydarzeń, podchodzą do tego zadaniowo. I to jest dobre, tak trzeba. Kłopoty zaczynają się, gdy to odcięcie jest niemożliwe, gdy są to ludzie bliscy, np. kolega ze zmiany, który jeszcze wczoraj był razem na służbie. I nie umarł, bo chorował, ale dlatego, że tak wybrał. To nie są łatwe interwencje, ale mamy też taką procedurę, że nie powinniśmy działać w pojedynkę. Taką interwencję powinny prowadzić dwie, jeśli nie trzy osoby. Samobójstwo ma to do siebie, że bywa lawinowe – jedno pociąga za sobą drugie. Trzeba to jakoś zatrzymać.
Warto wiedzieć:
W województwie kujawsko-pomorskim w Państwowej Straży Pożarnej pracują 64 kobiety (na około 1500 osób). Według danych na koniec roku 2018 r. w podziale bojowym, czyli bezpośrednio do działań ratowniczo-gaśniczych wyjeżdżały dwie funkcjonariuszki. Reszta pełniła służbę w Komendach Powiatowych i Miejskich PSP, z czego 15 na stanowiskach kierowania. W szeregach straży w całej Polsce pracuje niespełna 1200 kobiet.
W szeregach Ochotniczych Straży Pożarnych na terenie kraju było ich wówczas około 50 tysięcy.