Policjanci z Torunia uratowali życie 32-latkowi. „Wskoczyłam bez wahania”
Nie wahali się ani chwili, by wskoczyć do Wisły i ratować mężczyznę, próbującego popełnić samobójstwo. Stres ani strach także ich nie sparaliżowały – adrenalina zrobiła swoje. Potem pojawiła się satysfakcja. O wydarzeniach Przy Grobli opowiadają funkcjonariusze sierż. Adrianna Nadarzewska oraz st. sierż. Patryk Kaniewski.
Krótko przed godz. 13.00 w czwartek 22 lipca do komisariatu na Podgórzu zgłosiła się 70-latka, zaniepokojona stanem psychicznym swojego syna. 32-letni mężczyzna wyszedł z domu z butelką whisky i oddalił się w kierunku Wisły. Natychmiast w okolice Krowiego Mostka skierowano patrol.
– Podjechaliśmy w to miejsce, zostawiliśmy radiowóz i zaczęliśmy pieszo przeszukiwać tereny nad Wisłą. Teren był ciężki, a brzeg gęsto zarośnięty – opowiada st. sierż. Patryk Kaniewski.
Mężczyzna na widok policjantów zaczął krzyczeć, że zawiódł swoją rodzinę, zniszczył bliskich i nie ma już po co żyć. Wyrzucił pustą butelkę po alkoholu i nagle skoczył w toń Wisły.
– Pobiegliśmy w jego kierunku, był kilka metrów od brzegu. Nie zastanawiając się długo, wszedłem do rzeki i podpłynąłem do niego. Złapałem go za koszulkę, próbując wyciągnąć. Nie było to łatwe, bo mężczyzna wyrywał się i był agresywny, walczył z nami – wspomina st. sierż. Patryk Kaniewski.
Pobudzenie alkoholem i brak reakcji na polecenia policjantów stwarzały bardzo niebezpieczną dla ratujących sytuację. Momentu zawahania przed wskoczeniem do Wisły na ratunek jednak nie było.
– Wskoczyłam zupełnie bez wahania, w tamtym momencie nie myślałam, że może mi się coś stać. Najważniejsze było dla mnie, żeby pomóc temu człowiekowi i aby wesprzeć mojego partnera. W policji partner jest bardzo ważny i musi się czuć bezpieczny – dodaje sierż. Adrianna Nadarzewska.
Ostatecznie udało się wyciągnąć desperata na brzeg. To nie był jednak koniec walki z wyrywającym się mężczyzną. W dalszym ciągu odpychał on policjantów i próbował ponownie wskoczyć do rzeki. Wsparcie co prawda było już w okolicy, ale znalezienie trójki osób na rozległym terenie i w wysokich krzakach nie było proste. Trzeba było szybko reagować.
– Wpadłam na pomysł, żeby użyć służbowego gwizdka. Za jego pomocą daliśmy znać innym patrolom, gdzie jesteśmy. Niby taki niepozorny przedmiot, a okazał się zbawienny – mówi sierż. Adrianna Nadarzewska.
Dopiero z pomocą innych policjantów udało się przetransportować mężczyznę do karetki. Trzeba było go unieruchomić pasami bezpieczeństwa, a lekarze zdecydowali o konieczności hospitalizacji.
– Próbowaliśmy go uspokoić i tłumaczyć, że jego życie jest ważne, przekonać, żeby dał sobie pomóc. Potem adrenalina opadła i poczuliśmy ogromną ulgę – kontynuuje sierż. Adrianna Nadarzewska. – Po czasie, myśląc o tej sytuacji, czuję satysfakcję, że udało się uratować ludzkie istnienie i że ten mężczyzna żyje.
Psychiczna blokada przed kolejnymi tego typu sytuacjami, na szczęście, nie pojawiła się. Nawet pomimo tego, że policjantka w trakcie akcji boleśnie uszkodziła kolano i czeka ją rehabilitacja.
– Ślubowaliśmy, że będziemy ratować życie. Po to zostaliśmy policjantami. Nie ma we mnie absolutnie żadnej blokady. Takie sytuacje przynoszą nie tylko satysfakcję, ale pozwalają też pokonywać własne słabości – tłumaczy sierż. Adrianna Nadarzewska.
– Na tym polega nasza praca. Mam świadomość, że jeszcze nie raz może się przytrafić taka sytuacja. Nie będę miał oporów, żeby coś takiego powtórzyć – podsumowuje st. sierż. Patryk Kaniewski.