O co chodzi z kredytami frankowymi?
Chociaż kredyty frankowe były zaciągane wiele lat temu, temat ten jest wciąż obecny w przestrzeni publicznej i z różnym natężeniem dociera do nas jako odbiorców telewizji, radia czy prasy, bądź dotyczy nas również osobiście. Frankowicze, bo tak zwykliśmy nazywać kredytobiorców, którzy w latach 2000-2011 zaciągnęli kredyt waloryzowany kursem franka szwajcarskiego, finansowali w ten sposób najczęściej swoje własne potrzeby mieszkaniowe.
Dla przeciętnego kredytobiorcy w tamtym czasie kredyt frankowy nie różnił się znacznie od kredytu złotówkowego: kredytobiorca potrzebował złotówek, dostawał złotówki, spłacał również złotówki, a kredyt mimo to był “frankowy”. Produkty te stały się szalenie popularne, miały być pewne i bezpieczne – nie bez przyczyny mówi się “jak w szwajcarskim banku”.
W stosunkowo krótkim czasie kredytobiorcy odczuli na własnej skórze, że z tak skonstruowaną umową kredytową przyjęli na siebie niczym nieograniczone ryzyko kursowe. Co więcej, kurs waluty wpływał nie tylko na wysokość comiesięcznej raty, ale również na saldo zadłużenia. W krytycznych sytuacjach mogło dochodzić do tego, że saldo zadłużenia przewyższało wartość kredytowanej nieruchomości.
Dzisiaj już wiemy, że postanowienia wprowadzające właśnie ten mechanizm stanowią niedozwolone postanowienia umowne, czyli tzw. klauzule abuzywne. W związku z umowami frankowymi stawiane są dwa główne zarzuty. Po pierwsze, kursy stosowane do przeliczeń pochodziły z własnych tabel banku, a sama umowa kredytowa nie przewidywała sposobu ich tworzenia. Doprowadziło to do sytuacji, w której bank mógł dowolnie kształtować wysokość zobowiązania kredytobiorcy. Po drugie, z powodu stosowania dwóch różnych kursów, tj. kursu kupna przy wypłacie kredytu i kursu sprzedaży przy jego spłacie, powstawał niczym nieuzasadniony dodatkowy koszt dla kredytobiorcy – tzw. “spread walutowy”. Powyższe skutkuje nieważnością umowy w całości, czyli sytuacją, jakby nigdy nie została zawarta.
W debacie publicznej często podnoszony jest argument, że gdyby kurs franka szwajcarskiego nie wzrósł ponad dwukrotnie, co miało miejsce w 2015 r., kredytobiorcy nie występowaliby masowo na drogę sądową przeciwko bankom. Tymczasem wzrost kursu franka szwajcarskiego stanowił jedynie impuls, by prawnicy i sądy bliżej przyjrzeli się wspomnianym umowom. Na marginesie warto wskazać, iż w tym samym czasie udzielane były również kredyty waloryzowane innymi walutami obcymi, takimi jak euro, dolary amerykańskie czy jeny japońskie, z wykorzystaniem takiego samego mechanizmu waloryzacji. Niezmiernie ważną kwestią jest to, by konsumenci zawierając umowę z przedsiębiorcą byli traktowani lojalnie, a ich interesy nie były naruszane, bez względu na okoliczności, na które żadna ze stron umowy nie miała wpływu.
Autor: apl. radc. Weronika Zielińska – zajmuje się prowadzeniem sporów sądowych na tle umów kredytów waloryzowanych walutą obcą, w tym reprezentacją klientów na sali rozpraw w Pledziewicz Kancelarii.