Aaron Cel: Nie chciałem i nie chcę odchodzić [WYWIAD]
O ciężkim początku sezonu, niepewnej przyszłości przed sezonem, meczach derbowych, przywiązaniu do Twardych Pierników i wiele więcej. Z koszykarzem Polskiego Cukru Toruń i reprezentacji Polski rozmawiał Michał Zieliński.
Jak stan zdrowia? Pojawiały się głosy, że nie trenował Pan cały tydzień przed meczem z Arką.
W niedzielę wróciłem do treningów, w poniedziałek także trenowałem. Miałem ból w łydce, ale w trakcie meczu było to do wytrzymania. Jak się gra, to się nie myśli o kontuzjach, tylko się gra. Ciało wytrzymało, więc gra też była na poziomie i udało się wygrać.
Był przed sezonem temat odejścia z Torunia? Były oferty z innych klubów?
Wszystko zależało od tego, czy Polski Cukier Toruń przetrwa, bo był nawet taki moment, że klub z Torunia mógł nie istnieć. Co do innych propozycji: były i są propozycje z Polski i zagranicy. Jednak tak, jak wszędzie powtarzam: bardzo dobrze się czuje w Toruniu. Nie chciałem i nie chcę odchodzić mimo przeróżnych propozycji.
Jak się Pan czuł po pięciu porażkach z rzędu na początku sezonu?
Nienajgorzej. Wiedziałem, że to jest kwestia czasu. Wiedziałem też, że nadchodzą zawodnicy zagraniczni. Wiedziałem też, że moi dobrzy przyjaciele: Bartosz Diduszko, Damian Kulig, i Aleks Perka zostają, więc od tego momentu czułem się w miarę OK, bo najważniejsze to mieć solidną bazę polskich zawodników w drużynie i dobrać potem niezłych zagranicznych. Wtedy już ze swoim doświadczeniem wiedziałem, że nie wyjdzie to źle i to kwestia czasu. Trzeba było „wytrzymać” te pierwsze mecze, które nie były łatwe, bo byliśmy w mniejszym składzie. Cały okres przygotowawczy normalnie trwa dwa miesiące, a u nas trwał o wiele krócej. Ale jakoś przetrwaliśmy i sportowo, i pozasportowo także. To była kwestia czasu, żeby wszyscy się zgrali i żeby wszystko wróciło do normy, czyli żeby Toruń wygrywał mecze.
Jak ocenia Pan obcokrajowców, którzy przybyli trochę później do drużyny?
Bardzo dobrze. Trenerzy Dukowicz i Zawadka musieli jak najszybciej znaleźć zawodników nie za drogich, bo budżet w klubie został mocno obniżony. Nie mieli łatwego zadania, ale wykonali bardzo dobrą robotę, bo znaleźli trzech pracowitych i mądrych zawodników. Brakuje im trochę doświadczenia, ale po to jesteśmy my, starsi Polacy, więc staramy się im pomagać i dawać wskazówki, żeby jak najszybciej zgrali się z drużyną, nauczyli się małych „myków” naszej ligi. Jak widać, szybko wszystko łapią, bo, tak jak powiedziałem, są to mądrzy ludzie. Dzięki temu wszyscy są zadowoleni: my, klub, kibice i oni prawdopodobnie też, bo to dla nich fajne doświadczenie. Na pewno będą góry i doły, na pewno nie zawsze będzie idealnie, ale będzie to dla nich dobre doświadczenie grać w takiej drużynie, z takimi doświadczonymi zawodnikami.
Ma Pan w drużynie takiego kolegę, z którym dogaduje się Pan zdecydowanie najlepiej?
Nie, w naszym wieku wszyscy znamy się jak łyse konie. Z każdym ma się jakieś inne tematy, albo wiemy, kto co lubi, a czego nie lubi. Z Damianem gramy razem już od wielu lat. Graliśmy już w Zgorzelcu, od dawna w reprezentacji Polski, więc można powiedzieć, że on się trochę wyróżnia. Ale z Bartoszem Diduszką i Aleksandrem Perką też bardzo się lubimy.
W tym sezonie notuje Pan średnio 17 pkt, 7,8 zb, 3,8 as, a także 45% skuteczności zza łuku. To jak dotąd najlepszy indywidualnie sezon w Polsce. Miał Pan jakieś cele i założenia przedsezonowe odnośnie statystyk indywidualnych?
Nie było założeń. Jestem rodzajem zawodnika, który dostosuje się do drużyny. Robię to, czego drużyna potrzebuje najbardziej. W reprezentacji jestem od walki w obronie i dorzucania trójek od czasu do czasu. W poprzednich sezonach w Toruniu mieliśmy bardziej doświadczonych zawodników zagranicznych i przez to moja rola w ataku była mniejsza. W tym sezonie mamy młodszych graczy zagranicznych, na razie z trochę innej półki, ale wierzę, że będą też z najwyższej półki. W związku z tym należy mi się więcej punktów i więcej zadań ku temu, żebyśmy wygrywali. Staram się łatać dziury tam, gdzie trzeba. W tym sezonie trzeba rzucać więcej punktów, więc robię to, co trzeba, żeby drużyna wygrywała. Jeżeli Donovan Jackson i Keishuan Woods będą rzucać po 20 punktów na mecz, to będę się bardzo cieszył i będę brał mniej rzutów. Dla mnie najważniejsze jest, żebyśmy wygrywali.
Czy po wysoko przegranej pierwszej kwarcie wierzył Pan w zwycięstwo w derbach z Astorią?
Nie na 100 procent, bo zaczęliśmy bardzo źle i ciężko było być pewnym, że wygramy. Ta pierwsza kwarta i nam poszła poniżej naszego poziomu i Bydgoszczy powyżej. Mieli na obwodzie dwóch zawodników, którzy nie rzucają za trzy punkty i mieliśmy ich odpuszczać. A w tej pierwszej kwarcie Dambrauskas, Krasuski i nie tylko oni trafiali wszystko. My musieliśmy zachować zimną krew i dalej starać się grać swoje. Mecz na szczęście trwa 40 minut, a nie 10. Skoro oni zrobili 20-punktową przewagę w pierwszej kwarcie, to my też mogliśmy. Trzeba było trochę szczęścia, zimnej krwi i doświadczenia. Pokazaliśmy, że można i myślę, że ten mecz pomógł nam, pokazał naszym młodym, zagranicznym zawodnikom, że jesteśmy w stanie wygrywać, bo do meczu z Bydgoszczą jeszcze nie wygrywaliśmy.
Jak Pan zareagował na tak szybkie zwolnienie trenera Mihevca z Włocławka?
Wiedział, gdzie podpisuje. Wiedział, że jeśli nie będzie wyników od razu, to zostanie wyrzucony, no i tak się stało. Nie będę tutaj komentować, bo to są jego decyzje.
Ankieta na twitterze odnośnie awansu Twardych Pierników do Play-offów to forma zabawy dla obserwujących czy faktycznie zaczął Pan wątpić w udział w tegorocznych Play-offach?
Nie, absolutnie nie wątpię w nasz awans do PO. Po prostu po piątym meczu było tak dużo komentarzy, że aż niektóre wpadły mi w oko i tak sobie zrobiłem tę ankietę, żeby zobaczyć, kto jeszcze wierzy. Prawdziwy kibic powinien wierzyć od początku do końca, czy się wygrywa, czy nie. Więc chciałem zobaczyć, kto się zna na koszykówce, a kto nie. To zawsze dodaje trochę motywacji. Przy bilansie 0:5 wcale nie brałem pod uwagę, że możemy nie zrobić Play-offów, bo wiem, że sezon jest długi. Wierzę w siebie i swoich kolegów.
Pierwsza czwórka na koniec sezonu?
To bardzo ciężkie do określenia, bo w tym sezonie jak na razie liga jest bardzo wyrównana. Ale powiedzmy, że tak, jak na koniec poprzedniego sezonu, tylko że my zamiast Asseco.
Przed Wami derbowy mecz z Anwilem. Czy te mecze są jakieś wyjątkowe, czy traktujecie je jak zwykły mecz?
Na pewno są i zawsze będą. Nie ukrywam jednak, że jest zdecydowanie ciekawiej, jak hala jest pełna i jest na niej derbowa atmosfera. Gramy przede wszystkim dla ludzi, dla atmosfery, więc to, że nie ma ludzi to duży minus. Mecz jest tak samo ważny, jak derby z Bydgoszczą.
Czy będzie to dla Was duża strata, jeśli mecze będą musiały odbywać się całkowicie bez udziału publiczności?
To jest ogromna strata. Nie mówię tu tylko o naszym klubie, ale też ogólnie. Dla sportu to wielka strata. Nie mówię, że finansowo, tylko po prostu widowiskowo. To ciężka sytuacja dla wszystkich. My wiemy, że sport to drugorzędna sprawa w tym całym problemie, ale jeśli Pan pyta mnie, czyli sportowca, no to faktycznie jest to ciężkie do przełknięcia. Lepiej, jak jest dużo ludzi, jak jest fajna atmosfera, jak kibice się cieszą, jak jest feta. Gramy z takimi zasadami, z jakimi nas liga i państwo zmuszają.