Za zamkniętymi drzwiami
Tekst ukazał się w nr 174 „Tylko Toruń” z 6 lutego.
Tu nic szczególnego się nie działo, twierdzą sąsiedzi. Prokuratura także wskazuje, że Maja R. i Bartek O. nie byli wcześniej karani, a w ich mieszkaniu na Rubinkowie policja ani razu nie interweniowała. A jednak u ich syna, 3-miesięcznego Remigiusza, stwierdzono złamania nóg i żeber oraz oparzenia klatki piersiowej i brzucha. Rodzice usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i trafili do aresztu.
Bartek
Dostawczak parkuje przed jednym z wielu identycznych bloków na Rubinkowie. Na pace materiały budowlane. Z szoferki wyskakuje kierowca. Młody, przed trzydziestką, niskiego wzrostu, w bluzie z kapturem. Uwagę przyciąga jego długa broda. Trochę rudzielec, mówi jeden z sąsiadów. Trochę Żyd, dodaje inny. Bartek spieszy się, bo przerwa krótka, a na trzecie piętro trzeba wnieść choinkę. Młode pokolenie, więc starszym się nie kłania, ale dzień dobry zawsze powie. Zawsze na klatce, bo na ulicy oczy w dół i udaje, że sąsiadów nie poznaje.
– Nie zawsze był taki grzeczny, swego czasu ze współlokatorami lubili poimprezować. Ale żeby uciążliwi byli jakoś szczególnie? To bym nie powiedział. Zresztą, odkąd zamieszkała z nim ta dziewczyna, to wszystko się uspokoiło – opowiada Mieczysław z dołu.
Studenckie czasy, każdy to rozumie, nikt nie ocenia. Młodość rządzi się przecież swoimi prawami.
– Czasem w lato na balkonie było od nich czuć marihuanę. Wiem, że to nielegalne, ale w dzisiejszych czasach to nic szokującego. Czasem głośniej puszczali muzykę, nic więcej, nie zauważyłem, żeby były tam jakieś duże popijawy. Zwyczajnie – dodaje Michał, mieszkający obok.
Cichy, spokojny, małomówny, uprzejmy. Nikt się na niego nie skarżył. W mieszkaniu na Rubinkowie nigdy nie było żadnych policyjnych interwencji, a Bartek ani razu nie był karany.
– Można by powiedzieć, że z wyglądu wręcz sympatyczny – dodaje Michał.
Bartek przestępuje próg mieszkania, zamyka za sobą nowe, widać, że zadbane, drzwi. Tam, w środku, przyjmuje na siebie rolę ojca. Tam, za zamkniętymi drzwiami, staje się oprawcą.
Maja
Wychodzi z nosidełkiem w ręku, w nosidełku mały chłopczyk. Trudno go dostrzec, bo na zewnątrz trzaskający mróz, niemowlak jest okryty grubą warstwą koców. To jeden z rzadkich momentów, gdy Maja opuszcza mieszkanie. Zazwyczaj się z niego nie rusza, wychodzącej z dzieckiem prawie w ogóle jej nie widać. Cicha, niezwracająca na siebie uwagi. Większość sąsiadów nie wiedziało nawet, jak miała na imię, trudno im było odtworzyć z pamięci jej wygląd. Nikt nie wiedział, czym się zajmowała.
– Widziałem ją raz z matką, czyli babcią chłopca. Babcia rozmowna, zdawała się bardzo cieszyć z wnuka, widać było u niej radość – sięga pamięcią Paweł, sąsiad z góry. – Sam mam dwójkę dzieci i często na placu zabaw rozmawiam z innymi rodzicami, zazwyczaj rodzice są chętni do wymiany doświadczeń… Oni byli inni. Odludki. Nie chcieli nawiązywać żadnych relacji towarzyskich, nie garnęli się do tego, żeby się z nami asymilować.
Maja zadbała o to, żeby przed wejściem pojawiła się nowa wycieraczka. Na nowy etap życia. Zanim przekroczyła próg mieszkania i zamknęła za sobą drzwi, odpowiedziała dzień dobry starszej sąsiadce z naprzeciwka.
Remek
Rodzice chłopca 18 stycznia trafili z nim do przychodni. Powodem wizyty miała być opuchnięta nóżka. Lekarz, badający 3-miesięcznego Remigiusza, dojrzał nie tylko opuchliznę. Po dokładnych oględzinach nie miał wątpliwości. Dziecko padło ofiarą przemocy domowej. O sprawie natychmiast została poinformowana policja, a chłopca poddano tygodniowej hospitalizacji w Szpitalu Dziecięcym.
Za zamkniętymi drzwiami mały Remek był prawdopodobnie w okrutny sposób maltretowany przez oboje rodziców. Połamano mu kości piszczelowe obu nóżek. Złamano także żebro. Bijąc? Remek cierpiał, bo ból złamania jest trudny do zniesienia dla dorosłego człowieka, a co dopiero dla dziecka. To był jednak dopiero początek. Wszystko wskazuje na to, że na jego brzuch i klatkę piersiową wylano także gorącą ciecz albo potraktowano 3-miesięczne ciało ogniem, środkiem chemicznym lub prądem. W ten sposób najczęściej powstają oparzenia II stopnia, które lekarze również wykryli na bezbronnym ciele. Remek ból znosił w ciszy.
– Od czasu do czasu było słychać płakanie, ale to normalne, sam mam dzieci i przypominało mi to płakanie na kolkę. Małe dzieci płaczą, nic w tym dziwnego. Nie było w tym płaczu nic niepokojącego, nie był rozdzierający, nigdy bym nie przypuszczał, że dziecku dzieje się krzywda – opowiada Michał.
– Jestem zły, że coś takiego działo się tuż pod nosem i człowiek się nawet nie zorientował. Witałem się z tym facetem, patrzyłem mu w oczy i żadna lampka alarmowa się nie zapaliła – wtóruje mu Paweł.
Rodzina
Matka usłyszała zarzuty znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem, a ojcu postawiono zarzut usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym ze szczególnym okrucieństwem oraz znęcania. Oboje mają status podejrzanych i najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie. Nie przyznają się do zarzucanych im czynów.
Na klatce bloku na Rubinkowie jest cicho. Sąsiedzi z niedowierzaniem kręcą głową. Opowiadając o sprawie, szepczą. Dzieci milkną, psy przestają szczekać. Wszyscy podkreślają, że nigdy nie przypuszczaliby, że Maja i Bartek byliby zdolni do takich czynów. W ich oczach tli się jednak niepokój.
– W tej sprawie jest drugie dno. Bo czemu to dziecko nie trafiło do dziadków, do rodziny, tylko nie wiadomo gdzie, pewnie nawet poza Toruń? Musiał być jakiś powód, może coś było nie tak z tą ich rodziną, może jakaś patologia – zastanawia się Władysław, starszy sąsiad.
Remek, postanowieniem sądu, trafił do specjalistycznej rodziny zastępczej. Złamane nóżki zrastają się, oparzenia goją. Milczące pytanie sąsiadów echem odbija się od ścian klatki: „Czy jego psychika także ma szansę się zagoić?”.
– Zmówiłem za niego zdrowaśkę, co więcej mogłem zrobić – przez łzy szepcze Władysław.
A potem zamyka za sobą drzwi.
* Imiona sąsiadów zostały zmienione w trosce o ich anonimowość.
Komentarz Kingi Mickiewicz-Stopy, psycholożki dziecięcej z Torunia:
Dziecko od przyjścia na świat rozwija się w relacji z opiekunami. Niezależnie od tego, czy na krzyk dziecka rodzice reagują doznaniem miłości i wsparcia, czy irytacją i obojętnością, to doświadczenia te zostają zarejestrowane w pamięci emocjonalnej i to nimi dziecko kieruje się w procesie oceny względnego bezpieczeństwa i ryzyka zdarzeń w relacjach przywiązania. W uproszczeniu mówimy tu o pamięci ciała. Poza tym doświadczenia przemocy blokują też inne aspekty rozwoju dzieci, m.in. funkcjonowanie poznawcze. Dziecko, które wychowuje się w środowisku zagrażającym, nie ma możliwości nabywania takich samych umiejętności, jak jego rówieśnicy. Niestety najczęściej właśnie tak małe dzieci doświadczają tak dotkliwych urazów, ponieważ nie funkcjonują w szerszym systemie, który mógłby interweniować (żłobek, przedszkole, szkoła). Obawiam się, że dramat tego chłopca pokazuje również, że wciąż społecznie uważamy, że problemy rodzinne rozwiązuje się za zamkniętymi drzwiami mieszkania. |