Kultowe toruńskie puby, które zniknęły już z mapy miasta
Kawiarnia pod Atlantem istniała aż 39 lat, Czarny Kot był podobno najbardziej rozrywkowym lokalem na Bydgoskiem Przedmieściu, w Avanti była strzelanina, w pubie Moria zamiast rybek w akwarium pływały kapsle od piwa, natomiast Mariposa nigdy nie była lokalem pierwszego wyboru – wymienia autorka Wielkiego Toruńskiego Nekrologu Barowego
Jeżeli nie zapiszesz się za życia niczym szczególnym, po śmierci nikt o tobie nie pamięta. Tak, prędzej czy później, dzieje się ze wszystkimi nieboszczykami. Pamiętają najbliżsi, a potem odchodzi się w zapomnienie. Na cmentarzu pozostaje nagrobek z napisem: żył 30 lat, zmarł w kwietniu 2007 r., nagle. Pomimo tego, że pomniki są dla żyjących dalej, pomagają nieobecnemu nadal istnieć. Dają mu status nieśmiertelności.
Pomysł, żeby unieśmiertelnić toruńskie „it” miejsca, rodzi się z zaskoczenia. Zaskoczenia, że przecież to miejsce było tam od zawsze, że spotykaliśmy się tam z naszymi znajomymi i nagle tego miejsca nie ma. Jest pustka. Życie nie lubi próżni, więc dziura zostaje wypełniona, jeszcze zanim zdążymy wziąć głębszy oddech. I często staje się miejscem „it” dla kolejnych pokoleń, może nawet dla nas. Ale to już nie to samo. Co jakiś czas wraca do nas duch nieistniejącego miejsca i chcielibyśmy, żeby na trochę został. Chcielibyśmy go odwiedzić raz na jakiś czas, chociażby tylko we własnych wspominkach.
Gdy znika „Carpe Diem”, Katarzyna Kosmowska, znana w mediach społecznościowych jako Kasia Kosmos, zaczyna zastanawiać się nad innymi barami i pubami, których już nie ma, a wiele dla niej znaczyły.
Nie ma już Pilonu, Cafe Draże, zniknęło Niebo, Tantra czy Kontrapunkt – wymienia artystka.
Decyduje się swój sentyment przerobić na projekt artystyczny i uczcić pamięć barowych nieboszczyków. Wybiera miejsca według niej ważne dla Torunia i przygotowuje ich nekrologi. Podpytuje przyjaciół o daty rozpoczęcia i zakończenia działalności niektórych pubów i po jakimś czasie reflektuje się i zdaje sobie sprawę, że nie powinna tego projektu robić sama. Jako torunianka od zaledwie ośmiu lat prosi o pomoc znajomych. Wtedy zaczynają pojawiać się zgrzyty.
Niektórzy uważali, że jeżeli zamieściłam Niebo, to muszę pamiętać o Pod Aniołem, a jeżeli znajduje się tam Pod Aniołem, to koniecznie dopisać powinnam Art Cafe. Inni twierdzili, że niektóre puby nie zasługują na nekrolog, bo istniały zbyt krótko lub nie były wystarczająco legendarne. Doszłam do wniosku, że nie powinnam oceniać kultowości tych miejsc ani decydować, czy zamieścić je w Nekrologu.
Wtedy Kasia postanawia włączyć w swój pomysł wszystkich, którzy chcą pomóc i mają dostęp do Facebooka, bo to właśnie tam artystka szuka wsparcia do swojego projektu. Liczba wspominanych miejsc rośnie w tak zastraszającym tempie, że nawet po zakończeniu wernisażu napływają nowe informacje na temat miejsc, ich lat funkcjonowania, powodów zamknięcia. Kasia zapewnia, że nie zostawi ich bez odzewu. Będzie ciąg dalszy i nekrologi zostaną uaktualnione.
Gdy rozpoczęłam poszukiwania nieistniejących już kultowych pubów i barów, zdałam sobie sprawę, że jest ich dużo więcej, niż początkowo zakładałam – opowiada Kasia. – Dodatkowo zdobycie informacji, kiedy dokładnie zostały otwarte, zamknięte i jak długo istniały, było niemal niemożliwe, bo ludzie zwyczajnie już tego nie pamiętali. Znam daty miejsc zamkniętych niedawno oraz tych bardziej popularnych, jak np. mieszczący się kiedyś w ratuszu Pod Aniołem. Ludzie do tej pory pamiętają zaduch, jaki panował w tych piwnicznych salach bez klimatyzacji.
Artystka nie ma okazji doświadczyć atmosfery wszystkich wspominanych przez siebie w projekcie miejsc. Część z nich zostaje zamknięta, zanim Kasia przeprowadza się do Torunia, część nie przemawia do niej jako odbiorcy. Są jednak takie, które głęboko zachodzą jej za skórę.
Nie wszystkie z prawie stu siedemdziesięciu zgromadzonych w projekcie miejsc odwiedziłam. Nie mam tak mocnej wątroby, żeby do każdego przypisać osobistą historię. Zresztą w kulturze pubowo-klubowej bardziej odpowiadają mi przestrzenie, w których jest możliwość rozmowy przy barze, siadania na wysokim stołku przed znanym barmanem i poznawania w ten sposób ciekawych ludzi. W Carpe Diem przeszłam swoją inicjację po przyjeździe do Torunia osiem lat temu. Opuszczając to dziwaczne miejsce, wystylizowane po taniości na wnętrze statku pirackiego, zauważyłam na półpiętrze smutny kadłubek manekina z zasłoniętym jednym okiem i spodniami naciągniętymi na nieistniejące nogi. Targnięta potężną falą litości do humanoidalnej rzeczy nieożywionej, wdrapałam się na podest i porwałam pirata. Całą drogę na stancję na Rybakach biegłam z nim pod pachą. Kiedy po tygodniu policja nadal nie zapukała do mych drzwi, wiedziałam, że jesteśmy bezpieczni. Od tamtej pory wysprejowany na metaliczny kolor, który zwrócił mu dostojny wygląd, Złoty Dziad jest ze mną. To mój najlepszy imprezowy łup.
Nie tylko autorka Wielkiego Toruńskiego Nekrologu Barowego ma ciekawe wspomnienia z zamkniętymi pubami. Torunianie nadesłali wiele wzmianek na temat tych miejsc, więc prawie każdy nekrolog jest opatrzony opisem.
Do każdego nekrologu starałam się dodać krótki dopisek charakteryzujący dane miejsce, ale nie byłam w stanie sprawdzić prawdziwości wszystkich historii – tłumaczy Kasia. – Przykładowo Kawiarnia pod Atlantem istniała aż 39 lat, Czarny Kot był podobno najbardziej rozrywkowym lokalem na Bydgoskim Przedmieściu, w Avanti była strzelanina, w pubie Moria zamiast rybek w akwarium pływały kapsle od piwa, natomiast Mariposa nigdy nie była lokalem pierwszego wyboru. Często są to subiektywne opinie, więc najlepiej podejść do nich z lekkim przymrużeniem oka.
Po publikacji nekrologów okazało się, że niektóre miejsca zostały uśmiercone pomimo tego, że żyją i mają się dobrze.
Dostałam odzew z Krainy Piwa, która podobno została tylko przeniesiona w inne miejsce. Swoją obecnością w nekrologach oburzony był też Teatr Wiczy.
Kasia w swoim projekcie najbardziej ceni aspekt społeczny.
Hasztag „#madeinToruń” miał oznaczać, że do współpracy wciągam innych ludzi. Niekoniecznie artystów. Oprócz zwykłych obywateli zaangażowany był kaletnik, który pomagał mi robić wykończenia, warsztat kapelusznikarski, pani hafciarka, drukarnia – wymienia Kasia. – Od mieszkańców miasta dostałam też zdjęcia pubów i graffiti. Niektóre z nich trafiły na płaszcz.
Wielki Toruński Nekrolog Barowy jest częścią wystawy opatrzonej nazwą „Kolekcja Toruńska #madeinToruń”, zrodzonej ze stypendium kulturalnego Miasta Torunia i to właśnie z niej Kasia jest najbardziej dumna. Każdy, kto przestąpił próg pracowni, w której się odbywała, doświadczał intrygującej mieszanki toruńskiej ulicy zmiksowanej ze stylizacją rodem z czerwonych dywanów. Oprócz ściany wytapetowanej nekrologami znajdują się tam również bufiaste stroje.
Choć moja pracownia to przestrzeń pierwotnie nieprzystosowana wystawienniczo, zmontowałam tu obiektualny pokaz toruńskiego jęku mody, kumulując w jednym miejscu możliwie liczną ilość kontekstów i znaczeń – opisuje swoją koncepcję Kasia. – Początkowo planowałam zaprojektować nekrologi, które finalnie miały trafić na tkaninę i z tej tkaniny wykonać strój barowy. Miał to być strój barowy nieodżałowanych strat.
Kasia formalnie jest magistrem sztuki ze specjalnością intermedia, ale ma również dyplom w zawodzie technologa odzieży. Sama nazywa siebie projektantką outfitów, miłośniczką bananowych kształtów, kolekcjonerką kiczu i facebookową pozerką. Nie chce identyfikować się z żadną grupą.
Na wystawie poza nekrologami znaleźć więc można dziwaczne stroje. Jest strój bojowej działkowiczki toruńskiej, czyli wizja postaci, która pojawia się na działce, gdy próbujesz podkraść sąsiadowi coś z grządki.
Bojowa działkowiczka jest trochę jak Buka, jeśli z nią nie zadzierasz, to jest naprawdę milutka – Kasia do każdego stroju ma historię. – Sam strój powstał w duchu idei „zero waste”, bo można tu znaleźć m.in. obrus z działki.
Zaraz obok na białym manekinie wisi jeszcze bielsza suknia ślubna. Nieodzowne bufiaste rękawy nikną jednak przy pięknym hafcie wykonanym przez panią Helenę Czerniak.
Pod okiem twórczyni ludowej Małgorzaty Barnat z toruńskiego Klubu „Supełek” opanowałam kanon haftu kujawskiego i moim założeniem było wykonanie go do tej sukni ślubnej. W międzyczasie poznałam jednak dziewięćdziesięcioletnią toruniankę, panią Helenę, która haftuje całe życie, i zapragnęłam włączyć ją w ten projekt.
Na wystawie znajdziemy też kapelusz z napisem „Make Toruń great again”, który pierwotnie miał być moherowym beretem. Finalnie projekt Kasi pomógł wykonać unikatowy zakład kapelusznikarski w Toruniu, mieszczący się przy ul. Szewskiej.
Jest także wspomniany wcześniej płaszcz z nadrukowanymi zdjęciami ulicznych napisów. Znajdują się tam m.in. sławetne hasła „Wielki Brat patrzy” czy „Gender cię zeżre”, kilka kibolskich Apatorów, Elana, a nawet parę wulgaryzmów.
Ulica jest bardzo różna. Na jednej ścianie znaleźć można wulgaryzmy, a tuż za rogiem napisy w stylu: „w miłości jest wyzwolenie, kochaj więc” – mówi artystka. Różnorodność ulicy oddaje także, używając wielu różnych technik. – Cieszy mnie również to, że mogę robić tak wiele rzeczy, zapuszczając się w rejony działań z wielu dziedzin, bo sztuka to dla mnie obszar poszukiwań i twórczych wybryków, a nie przedmiot studiów. Miałam mega fun z tego, że w ramach jednego projektu korzystałam z grafiki komputerowej, fotografii, krawiectwa i rysunku. Nie jestem minimalistką, ma być dużo, naraz i na maxa.
Na uaktualnienie Nekrologu będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać, bo autorka, świeżo upieczona mama, robi sobie przerwę. Obiecuje jednak powrót i planuje kolejne projekty.
Pewnie, że planuję kolejne wybryki. Nie mogłabym wytrzymać w tym skansenie, gdybym w ramach miejskiej autoterapii nie mogła odreagować tych toruńskich trudnych spraw – śmieje się artystka.
Autorem tekstu: Anna Jarek