Mijają dwa miesiące od decyzji o odstrzale dzików. Czy pomogła rozwiązać problem?
Zdjęcia dzików, buszujących na rubinkowskich trawnikach, w dalszym ciągu pojawiają się w mediach społecznościowych. Mieszkańcy przywykli już do wzajemnego ostrzegania się przed nimi. Myśliwi dodają, że przywykli też… do ich dokarmiania. Problem miał rozwiązać odstrzał redukcyjny, ale wszystko wskazuje na to, że tylko zahamuje on wzrost populacji.
Watahy dzików wciąż niepokoją mieszkańców toruńskiego osiedla Rubinkowo. Przypominamy, że sprawa zaczęła być nagłaśniana już w marcu. Myśliwi i ekolodzy ostrzegali wówczas, że to dzikie zwierzęta, które mogą być bardzo niebezpieczne, jeśli poczują się zagrożone. Przyzwyczajają się ponadto do łatwego pożywienia, a takie serwują im dokarmiający mieszkańcy. Początkowo próbowano dziki wyprowadzać na tereny leśne, to jednak nic nie dało. Wracały. Ostatecznie prezydent Michał Zaleski pod koniec maja podjął decyzję o redukcyjnym odstrzale dzików na terenach niezamieszkałych. Decyzji ostro sprzeciwiły się środowiska aktywistów.
– Odstrzał to zwykła depopulacja – podkreślał na początku czerwca Piotr Marach z organizacji Zielony Toruń. – Sprawa została zaniedbana, ponieważ dziki można było odłowić dużo wcześniej.
Myśliwi z Polskiego Związku Łowieckiego, odpowiedzialni za realizowanie odstrzału dzików na podstawie decyzji prezydenta Zaleskiego, nie zgadzają się z taką opinią.
– Nie ma możliwości zastosowania innych środków. Można sobie fantazjować o siatkach, odławianiu czy usypianiu, ale to są bajdurzenia. Proszę spróbować odłowić watahę, składającą się z blisko 20 sztuk dzików. Przecież te dziki nie będą czekały, aż je zakryjemy siatką. Nie da się też „nauczyć” bytowania młodych dzików w lesie. Równie dobrze można by znaleźć dr Dolittle, który będzie z nimi rozmawiać. Odławianie to są mrzonki. Jedyną skuteczną metodą jest ograniczenie populacji – mówi Michał Przepierski, rzecznik prasowy Zarządu Okręgowego PZŁ w Toruniu.
Myśliwi jednocześnie pracują nad innymi metodami wyprowadzenia dzików.
– Bez pomocy społeczeństwa to się jednak nie uda. Trzeba skończyć z dokarmianiem. To, co wyprawiają ludzie – wyrzucanie resztek jedzenia z balkonów albo zostawianie na trawnikach całych reklamówek ziemniaków – jest po prostu karygodne – dodaje Michał Przepierski.
Toruńskie koło partii Zieloni, broniąc swoich racji, wystosowało do prezydenta Torunia petycję z apelem o zmianę decyzji. Członkowie partii argumentowali, że odstrzał części dzików nie rozwiąże problemu tych zwierząt w Toruniu, a tylko zapoczątkuje błędne koło.
– Aktualne przepisy prawa, dotyczące zapobiegania i zwalczania ASF, wskazują, że nie ma możliwości odłowu dzików w celu przewożenia ich i wypuszczenia w jakimkolwiek innym miejscu – argumentował w odpowiedzi na petycję prezydent Michał Zaleski. – Rozwiązania zaproponowane w petycji są niezgodne z obowiązującym prawem, więc niemożliwe do zrealizowania przez miasto.
Wystosowaliśmy do Urzędu Miasta Torunia zapytanie, czy prezydent – z perspektywy dwóch miesięcy – uważa, że zarządzony odstrzał spełnia swoją funkcję, czyli zmniejsza problem dzików na toruńskich osiedlach. Konkretnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
– Odstrzał prowadzony jest cały czas, w ramach możliwości czasowych osób uprawnionych. Należy pamiętać, że osoby te wykonują swoje zadania nieodpłatnie, prowadząc w dzień jak każdy z nas codzienne życie: praca, dom, obowiązki… Odstrzał odbywa się najczęściej w godzinach nocnych, w miejscach odosobnionych, z zachowaniem norm bezpieczeństwa i środków ostrożności – informuje Anna Kulbicka-Tondel, rzecznik prasowy prezydenta miasta Torunia.
Okazuje się, że pomimo tego odstrzał idzie całkiem sprawnie. PZŁ oszacował, że dzików w okolicach Torunia jest około 160. Do odstrzału zadysponowanych zostało 50 z nich, z czego do tej pory odstrzelono już 33 zwierzęta.
– Mamy czas na wykonanie odstrzału do końca roku. Jestem przekonany jednak, że uda nam się go zrealizować dużo wcześniej. W sytuacji, gdy incydenty z dzikami będą trwały, to prawdopodobnie wydana zostanie kolejna decyzja o odstrzale redukcyjnym – wyjaśnia Michał Przepierski. – Gdybyśmy nie podjęli żadnych działań, w przyszłym roku dzików byłoby ponad 300. Odstrzelenie części dzików sprawi, że populacja się nie zwiększy.
Pytania o skuteczność zarządzonej przez prezydenta metody jednak nie milkną. Zwłaszcza wobec regularnie pojawiających się w mediach społecznościowych zdjęć kolejnych „dzikich turystów”.
– Decyzja o odstrzeleniu to zwykła pozoracja. Zamiatanie problemu pod dywan. Tego typu działania nic nie dały, dziki jak się pojawiały, tak się nadal pojawiają – podsumowuje Sylwester Jankowski z toruńskiego koła partii Zieloni.