Otoczyć opieką dusze zmarłych. Jak dawniej obchodzono Dzień Zaduszny? [WYWIAD]
Nie pracowano ostrymi narzędziami, żeby nie skaleczyć duszy, rybacy nie wypływali w morze, zostawiono otwarte bramy kościelne, przy cmentarzach rozpalano ogniska, płacono biedakom pieczywem, a w Toruniu… nie kiszono kapusty. O zwyczajach zaduszkowych w dawnych wiekach rozmawiamy z Hanną Łopatyńską, kierownikiem Działu Folkloru i Kultury Społecznej w toruńskim Muzeum Etnograficznym.
Zbliża się Święto Zmarłych i Dzień Zaduszny. Jak w kulturze ludowej postrzegano duszę?
Duszę traktowano jako część człowieka, która oddziela się od ciała w momencie śmierci. Wierzono, że może ona przybrać rozmaitą postać: ptaka, motyla, ćmy, dymu. Powszechne było przekonanie, że dusze wracają na ziemię w różnych momentach roku, szczególnie jesienią i zimą, i mogą wówczas pomóc żywym lub wyrządzić im krzywdę. Dlatego w tym czasie starano się wykonywać różne czynności dla pozyskania przychylności dusz. Unikano z kolei prac, mogących im zaszkodzić, np. z wykorzystaniem ostrych narzędzi, aby dusz nie pokaleczyć lub nici, aby się nie zaplątały. Zachowywano się tak od początku listopada aż do Wigilii Bożego Narodzenia.
Z kolei przychylność zmarłych starano się pozyskać m.in. odprawiając obrzęd „dziadów”. Praktykowany był on tylko na pograniczu litewskim czy także w naszym regionie?
„Dziady” to obrzęd ku czci zmarłych przodków (czyli właśnie dziadów) pod postacią uczt ofiarnych. Co ciekawe, odbywał się on kilkukrotnie w ciągu roku, nie tylko w listopadzie. Jego celem było faktycznie zyskanie przychylności zmarłych oraz ulżenie im w życiu pozagrobowym. Najdłużej rzeczywiście praktykowano go na Białorusi, Litwie, Ukrainie, a także wśród wyznawców prawosławia na wschodnim Podlasiu, ale relikty tych wierzeń spotykane są w zwyczajach zaduszkowych w różnych regionach Polski, także u nas, i to w różnych momentach roku obrzędowego. Na przykład na Kujawach na groby zanoszono palmy wielkanocne i jajka.
A jakie zwyczaje towarzyszyły Dniu Zadusznemu? Teraz ograniczamy się do odwiedzin grobów i modlitwy za zmarłych, a dawniej?
Dawniej zachowania religijne splatały się z praktykami mającymi na celu otoczenie opieką dusz zmarłych. Wierzono, że dusze te dają o sobie znać skrzypieniem podłogi, ukazują się żyjącym bliskim we śnie lub na jawie pod postacią cienia, światełka, błędnego ognika. Powszechnie sądzono, że w nocy z 1 na 2 listopada dusze udają się w procesji do kościoła i tam uczestniczą w żałobnym nabożeństwie odprawianym przez zmarłego księdza. Dlatego na tę noc ludzie zostawiali otwarte furty cmentarne i bramy kościelne, aby dusze mogły spokojnie przechodzić. Na Opolszczyźnie unikano w te dni wychodzenia z domu po zmroku, obawiając się duchów straszących na drogach. Na Pomorzu rybacy nie wypływali w morze, bojąc się dusz topielców. Nie wolno było w tę noc gwizdać, na Kaszubach mawiano nawet: „Kiedy człowiek gwiżdże, diabeł po płotach tańcuje”. Na Warmii, Mazurach i ziemi dobrzyńskiej nie wylewano wody ani pomyj przed dom, aby nie oblać błąkających się dusz. Na Podhalu porządkowano gospodarstwo, sądząc, że dusza zmarłego gospodarza przyjdzie na „inspekcję”. Powszechne w całej Polsce było ugaszczanie zmarłych, czyli zostawianie dla nich resztek potraw oraz rozpalonego ognia w piecu, aby się ogrzali.
A na Kujawach praktykowano jakieś szczególne, charakterystyczne dla tego regionu, zwyczaje?
Trudno jest mówić o jakichś zwyczajach, które typowe są tylko dla regionów nam bliskich. Z ziemi chełmińskiej i dobrzyńskiej znane są np. liczne lokalne opowieści o ludziach, którzy w noc zaduszną spotkali błąkające się dusze lub słyszeli odgłosy mszy, odprawianych w kościele. W okolicach Torunia popularny był z kolei przepis gospodarczy, który mówił, że w dzień zaduszny nie wolno kisić kapusty, bo na pewno się zepsuje.
Kapusty nie kiszono. A były jakieś potrawy, związane z Zaduszkami?
Na terenie Polski od wieków znana była tradycja pieczenia zaduszkowych chlebów, zwanych też zaduszkowymi bułami. Pieczono je na kilka dni przed Zaduszkami, by dusza nie zawieruszyła się w piecu. Zanoszony na cmentarz chleb był swego rodzaju daniną dla zmarłego, który przejął pieczę nad ziarnem, a więc od jego przychylności zależały przyszłoroczne plony. Zaduszne chleby miały kształt długiej bułki z wgłębieniem w kształcie krzyża. Pieczywa nie kładło się jednak na grobach, a ofiarowywano cmentarnym żebrakom. Wierzono, że mają oni lepszy kontakt ze zmarłymi i dlatego “płacono” pieczywem, by odmówili modły za wskazanego zmarłego. Współcześnie z kolei w niektórych regionach Polski znane są lokalne, słodkie przysmaki, kojarzone z listopadowymi wyprawami na cmentarz. Wśród nich największą sławę zdobyły miodek turecki, sprzedawany na cmentarzach w Krakowie i popularna na warszawskich nekropoliach pańska skórka. To twardy cukierek o bardzo słodkim smaku mleka, migdałów i karmelu. Oba przysmaki pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku i można je kupić pod cmentarzami do dziś.
Tak samo, jak obwarzanki. Ale pod cmentarzami znajdziemy dziś przede wszystkim znicze i kwiaty. Zwyczaj palenia lampek na grobach i ich dekorowania znany był też dawniej?
Zapalone na grobach znicze są nieodłącznym elementem święta. Można je uznać za współczesny relikt wiary w to, że ogień w Noc Zaduszną rozgrzewa dusze błąkające się po okolicy. Dawniej w tym celu na rozstajach dróg, cmentarzach rozpalano ogniska. W niektórych regionach wierzono, że zapalenie świecy w Dzień Wszystkich Świętych i w Zaduszki przynosi duszy ulgę w cierpieniach. Być może z tego względu największe ogniska rozpalano w pobliżu grobów osób zmarłych śmiercią gwałtowną, np. samobójców. Natomiast dekorowanie grobów to stosunkowo nowy zwyczaj, z początków XX wieku. Dawniej na grobach układano przede wszystkim zielone gałązki iglaste, symbolizujące życie wieczne, czasem, np. na Kaszubach, sztuczne kwiaty. Stamtąd też pochodzi „ludowe” wyjaśnienie celu układania kwiatów na grobach: mają one sprawić radość duszom, które odwiedzą swój grób.