Po co posłowi immunitet? [FELIETON]
Pytam zupełnie serio. Osobiście nigdy nie wykorzystałem legitymacji poselskiej, żeby uniknąć mandatu czy innej kary. Jest to dla mnie oznaka stawiania się ponad prawem, a chyba nie po to ludzie nas wybrali.
Ostatnio znów zrobiło się głośno na temat immunitetu, za sprawą jednego z posłów, który postanowił się ukryć za nim, gdy policja zakończyła jego rajd rowerowy pod wpływem alkoholu.
Głupota i nieodpowiedzialność towarzyszyły posłowi w momencie wsiadania na rower, gdy był pijany. Do tego podczas kontroli pojawiła się arogancja i brak kultury.
Cała sytuacja bardzo ożywiła komentujących zwłaszcza w obozie rządzącym, gdyż dotyczyła posła z opozycji. Gdyby było odwrotnie, zapewne to większość opozycji nie zostawiłaby suchej nitki na pośle z obozu władzy. Nie zmienia to faktu, że postępowanie to spotkało się z krytyką całej sceny politycznej.
Skoro tak się stało, to może dobra okazja, żeby porozmawiać na temat immunitetu?
Stawiam pytanie: „czy znalazłaby się odpowiednia większość w sejmie, aby znieść go całkowicie, albo chociaż ograniczyć?”.
Każdy, niezależnie od tego, czy jest posłem, sprzedawcą, nauczycielem czy artystą, powinien ponosić konsekwencje swojego działania. Tymczasem w wielu kwestiach, aby pociągnąć parlamentarzystę do odpowiedzialności, wymagana jest zgoda sejmu czy senatu. Przecież to jest chore.
To doprowadza do sytuacji, że politycy faktycznie czują się bezkarni. Co za tym idzie, odrywają się od rzeczywistości.
Uważam, że immunitet, o ile nie uda się go znieść całkowicie, powinien być ograniczony do tego stopnia, że żaden polityk nie będzie mógł pozwolić sobie na to, żeby odmówić kontroli trzeźwości.
Traktujmy wszystkich równo wobec prawa.
Tylko tyle i aż tyle.