Kilkadziesiąt zwierząt przetrzymywanych w małym budynku przy Gagarina?
W małym pawilonie handlowym przy ul. Gagarina w Toruniu przetrzymywanych jest nawet kilkadziesiąt zwierząt, włączając w to psy, koty, a nawet szczury laboratoryjne. Mieszkańcy osiedla alarmowali, że psy nie są wyprowadzane na spacery, a z budynku wydobywa się okropny fetor. Wczoraj na miejscu pojawili się dziennikarze, policja oraz Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt, które próbowało odebrać zwierzęta. Kontrolę przeprowadził także lekarz z ramienia Powiatowego Inspektora Weterynarii.
Niegodne warunki
Sprawę w mediach społecznościowych nagłośniła radna Kamila Beszczyńska. O przetrzymywaniu zwierząt w malutkim budynku przy ul. Gagarina dowiedziała się od swoich uczniów. Po przyjściu na miejsce radna zauważyła psa chodzącego po wewnętrznym parapecie. Usłyszała skowyt i głośne szczekanie psów. Beszczyńska poinformowała straż miejską oraz schronisko, od których dowiedziała się, że interwencje w tej sprawie podejmowane były wielokrotnie, ale nieskutecznie.
– Ona pomaga, ale nie wie, że pomagając niewłaściwie, tak naprawdę znęca się nad tymi zwierzętami – powiedziała na filmie profilu Kiełpiński Konkretnie Kamila Beszczyńska. – Ta pani dzwoniła do mnie do szkoły. Kazała, żebym się z nią skontaktowała. Jeżeli nie zadzwonię do niej w ciągu 10 minut, to zadzwoni na policję. Potem groziła mi na Facebooku, że jak nie usunę tego wpisu, to również pożałuję. Powiedziałam jej, że mój wpis zniknie wtedy, kiedy ona zmieni warunki na godne dla tych zwierząt. Ona cały czas nie interesowała się tym, że te zwierzęta są trzymane w takich warunkach, ale cały czas interesowało ją, że taki wpis istnieje i inni to czytają.
Atak na dziennikarza
Warunkami, w których przetrzymywane są zwierzęta, zainteresowali się mieszkańcy i dziennikarze. Redaktor Jacek Kiełpiński na miejscu został zaatakowany przez kobietę prowadzącą schronisko. Kilka minut po tym na miejscu pojawiła się policja, która nie stwierdziła nieprawidłowości i odstąpiła od interwencji. Będąca na miejscu policjantka poinformowała, że jeśli służby zostaną wezwane jeszcze raz, to do sądu skierowane zostaną wnioski o bezpodstawne wezwanie policji. Mimo tego na miejscu pojawiło się coraz więcej mieszkańców oraz Piotr Korpal z Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt. W rozmowie z nami stwierdził, że to nie pierwsza taka sytuacja, w której kobieta przetrzymuje zwierzęta.
– W tamtym roku przetrzymywała ona zwierzęta w altanie na rodzinnych ogrodach działkowych – mówi Piotr Korpal. – Wiedzieliśmy, że ma dobre intencje. Dlatego też daliśmy jej szansę. Miała uporządkować swoje sprawy i załatwić nową siedzibę, gdzie mogłaby przetrzymywać zwierzęta w lepszych warunkach. Tylko że na nowe miejsce wybrała sobie kiosk pawilonowy przy ul. Gagarina. Mieszkańcy zaczęli skarżyć się na warunki, w których przetrzymywane są zwierzęta. Kontrole straży miejskiej czy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii wykazały brak odpowiedniej wentylacji, niewłaściwe warunki sanitarne, czy brak światła dziennego. Nie może być tak, że psy nie mają kontaktu z człowiekiem i nie są wyprowadzane na regularne spacery, natomiast koty siedzą w klatkach. Poza tym gromadzenie dużej ilości zwierząt na małym terenie powoduje dla nich niesamowity stres. Zwierzęta, które doświadczają deprywacji potrzeb, są pobudzone i zdenerwowane, co może prowadzić do wybuchów agresji między nimi. Tym bardziej że były one pozostawione czasami na pastwę losu. Brak dostępu do światła, ze względu na pozasłaniane okna, oraz słaba wentylacja generowały smród wychodzący z budynku. Zwierzęta zazwyczaj nie tolerują przebywania w swoich odchodach, a dla zwierząt terytorialnych, takich jak psy czy koty, definiowanie terytorium za pomocą odchodów jest naturalne. To bardzo źle wpływa na ich psychikę.
Interwencja policji
Jak twierdzi Piotr Korpal, policja uniemożliwiła mu odebranie zwierząt i przekazanie ich do schroniska. Bał się, że następnego dnia zwierzęta mogą zniknąć z budynku, a razem z nimi założycielka fundacji.
– Mam duże zaufanie do policji, bo często z nimi współpracuję – twierdzi Korpal. – Jednak w tym momencie nastąpiło coś bardzo dziwnego. Nie dość, że policja odmówiła mi wsparcia, to dodatkowo mnie zablokowała, a mam przecież ustawowe prawo do odbioru tych zwierząt. Pani policjant, zamiast asystować mi przy pewnych czynnościach to wydała wyrok i uznała sprawę za niebyłą. Będę składać skargę na działanie policji.
Kontrola lekarza weterynarii
Na miejscu pojawiła się także Violetta Hermann-Krupińska, powiatowa lekarz weterynarii. Nie stwierdziła jednak podstawy do odbioru zwierząt. Według rozmowy przeprowadzonej z dziennikarzami, wiadomo, że zna właścicielkę fundacji Toruńska Kocia Straż i kontrolowała to miejsce w styczniu tego roku. Joanna Wenda miała przenieść się do większego budynku na wsi, a ten budynek miał być miejscem tymczasowym.
– Na miejsce z ramienia Powiatowego Inspektora Weterynarii przybył lekarz, który po ocenie warunków bytowych oraz kondycji zdrowotnej zwierząt nie stwierdził, by zachodziła podstawa do interwencyjnego odbioru podopiecznych fundacji lub zagrożenia ich zdrowia i życia – poinformowała asp. Dominika Bocian, oficer prasowy toruńskiej policji.
– Lekarz weterynarii uznała, że zwierzęta są karmione i zdrowe – informuje Piotr Korpal. – Nie zgadzam się z argumentacją, że samo nakarmienie i leczenie zwierząt oraz brak wyraźnych oznak choroby wystarczy. To jest pewien błąd techniczny. Powiatowy Inspektorat Weterynarii w głównej mierze zajmuje się zwierzętami gospodarskimi, hodowlanymi. W tym momencie przełożenie takich samych schematów na zwierzęta domowe, skutkuje tym, że lekarz weterynarii nie widzi żadnych nieprawidłowości. Należy jednak pamiętać, że ustawa oprócz karmienia i leczenia zwierząt, mówi także o ich potrzebach ruchowych, socjalnych i sanitarnych. Jak twierdzą mieszkańcy, psy nie były wyprowadzane na spacery, a nawet jeśli były, to na tak małej przestrzeni nie powinno znaleźć się tyle zwierząt.
Według naszych informacji Piotr Korpal posiada już zgodę prezydenta Torunia na odbiór zwierząt z budynku przy ul. Gagarina.
– Ponownie będę prosić policję o wsparcie – przekonuje Piotr Korpal.
Jan
19 marca 2024 @ 23:33
Jak policja i prokurator chcą to potrafią podjąć szybkie kroki i spróbować rozwiązać dany problem.
Tylko trzeba chcieć tak jak w tym przypadku.
Wasze oczy a nie umysł.
19 marca 2024 @ 16:08
Moim Zdaniem nie broniąc Pani Z straży
Czy niegujac służby ale
Pięknie to tak zabezpieczone.
Od dawna oglądam te pomieszczenie. Codzień ile kroć przechodzę koło od dawna.
Nie słyszałem bojkotu psów… bądź wrzasków innych zwierząt. Skoro czymś Zdaniem nie miały warunków Bo były więzione
Proszę to Udowadniać .. a nie oczerniać
Chciałbym zapytać pod jakim względem z jakiego paragrafu Pani od zwierząt została zakuta.. I wepchnieta przez 3 PSEUDO POLICJANTOW DO WOZU POGOTOWIA?
Gdzie był jakiś biegły lekarz który stwierdził że stan Pani Joanny zagraża jej życiu bądź czyjemuś.?? Co kolwiek… Opinie lekarza który to stwierdził.. a nie głupota.. .
Wczoraj nie stwierdzono nic a dziś nagle wiele innych negatywnych opinii? Ludzia się nudziło. I tyle bo nie widziałem nigdy żeby ktoś tam cierpial. A ile kroc Panią z psami na spacerze ..
upsik
19 marca 2024 @ 15:22
Ta kobieta zabiera zwierzęta z ulicy i wydaje chore do adopcji. Niestety taka sytuacja mnie spotkała. Zwierze według informacji było zaszczepione, a jak się okazało zostało dopiero w dzień adopcji. Po przywiezieniu do mojego domu kotka wymiotowało robakami długości połowy swojego ciała. Na moją reakcję Pani odpowiedziała, że to normalne, bo kotka została dopiero odrobaczona, byłam w szoku. Kotka pierwsze co doleciała do miski z wodą i wypiła prawie z połowę miseczki, co świadczyło o odwodnieniu kota. Stan kota na drugi dzień się pogorszył, więc udaliśmy się do weterynarza. Diagnoza, panleukopenia. Wirus ten panował w tamtym okresie u tej Pani w fundacji. Zamiast izolować koty przy panującym wirusie ona je wciąż zabierała z ulicy do skażonej fundacji. Niestety po tygodniu walki z panleukopenią kotka zmarła. To co przeżyliśmy przez tą kobietę jest nie do opisania. Przed adopcją była poinformowana, że dopiero przeżyliśmy stratę pupila, który był z nami ponad 15 lat, a mimo to wydała do adopcji chore zwierzę. Jedyny plus całej sytuacji, że kotek ostatnie dni przeżył przy ludziach kochających go i dbających o niego. Przez tą kobietę straciliśmy zaufanie do tego typu miejsc.