Matki o aborcji: każda powinna mieć wybór
KOŚĆ NIEZGODY
Aborcja w Polsce była do tej pory regulowana tzw. kompromisem aborcyjnym, przewidzianym w ustawie z 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. To założenie, według którego ciążę można było przerwać w trzech przypadkach. Po pierwsze, jeśli zagrażała życiu lub zdrowiu kobiety, po drugie jeśli „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazywały na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu” oraz po trzecie, jeśli była wynikiem gwałtu. Jesienią 2019 r. grupa 119 posłów PiS, Konfederacji i PSL-Kukiz’15 złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy przesłanka embriopatologiczna (ciężkie wady płodu) nie odmawia ochrony godności dziecka nienarodzonego oraz czy nie prowadzi do niekonstytucyjnej dyskryminacji dzieci nieurodzonych. Trybunał 22 października 2020 r. orzekł, że aborcja w przypadku ciężkich i nieodwracalnych wad płodu jest niezgodna z konstytucją. Oznacza to de facto zaostrzenie przepisów aborcyjnych.
PO PROSTU UMRZE
Wyrok zacznie prawnie obowiązywać po publikacji w Dzienniku Ustaw, co ma nastąpić nie później niż 2 października. Od tego momentu, kobieta, która dowie się, że poczęte przez nią dziecko nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować i całe życie spędzi przykute do łóżka, będzie musiała urodzić. Urodzić będzie musiała także kobieta, która dowie się, że jej dziecko nie ma szans na życie. Przez 36. tygodni ciąży taka kobieta będzie zasypiać i budzić się ze świadomością, że urodzi dziecko, które umrze kilka godzin, dni, tygodni po porodzie. Psychicznie jest to obciążenie trudne do wyobrażenia, niosące za sobą długofalowe konsekwencje. Tymczasem Krzysztof Bosak z Konfederacji, niedawny kandydat na prezydenta RP, tak komentuje tą sytuację: „jeśli dziecko umrze po porodzie, no to po prostu umrze”. Dalsze życie dla rodziców takiego dziecka nie będzie jednak „po prostu” dalej się toczyć. Pozostaje pytanie, czy państwo jest gotowe zapewnić tak okaleczonym psychicznie rodzicom wsparcie psychologiczne? Czy posiada wystarczająco sprawne narzędzia, by wesprzeć kobiety, opiekujące się nieuleczalnie chorymi dziećmi?
CZTERY TYSIĄCE
28-letni Dawid jest upośledzony w stopniu znacznym, cierpi na nadpobudliwość, natręctwo mowy, ma chorą wątrobę. Wymaga ciągłej opieki i kosztownych leków.
Moja ciąża przebiegała idealnie, zaważyły sekundy i Dawid urodził z uszkodzeniem okołoporodowym. Ja nie wiedziałam, że urodzę niepełnosprawne dziecko. Nie wyobrażam sobie, że kobieta, która wie, że nosi w łonie tak uszkodzony płód, miałaby go urodzić. Nie zgadzam się z tym. Każda kobieta przygotowuje się do tego, żeby cieszyć się radością nowego życia, a nie przygotowywać do pochówku. Nie jestem zwolennikiem aborcji, ale nie jestem też osobą, która miałaby komuś coś nakazywać. Każdy powinien mieć wybór – opowiada Marzena Stanewicz, jedna z bohaterek protestu opiekunów osób niepełnosprawnych.
Zwraca także uwagę na to, jak trudna jest sytuacja osób niepełnosprawnych w Polsce.
Ja, jako młoda matka niepełnosprawnego dziecka, nie byłam objęta żadną pomocą, nawet psychologiczną, a musiałam zrezygnować z pracy. Zostałam z tym sama. Ten problem trwa od lat. Teraz sytuacja odrobinę się zmieniła, ale niewiele. Matka, która rodzi dzisiaj niepełnosprawne dziecko dostaje jednorazowo 4 tys. zł. Na co to ma starczyć? To jest skandaliczne – oburza się Marzena Stanewicz. – Państwo nie jest przygotowane, aby pomagać matkom dzieci niepełnosprawnych. A inna kwestia jest taka, że 8 na 10 mężczyzn ucieka od kobiety, która rodzi niepełnosprawne dziecko. Kobieta zawsze zostaje sama i sama musi dźwigać na barkach ten problem. Dlatego powinna mieć prawo zdecydować, czy jest w stanie temu podołać.
ZA WSZELKĄ CENĘ
1,5-roczna Tosia choruje na zespół Turnera i wrodzoną wadę serca. Jej mama wiedziała, co ją czeka i świadomie się na to zdecydowała.
Lekarz mnie poinformował, że ciąża prawdopodobnie sama się zakończy oraz że mam prawo do jej usunięcia. Wiedząc jednak, że najpewniej poronię, nie brałam pod uwagę aborcji – opowiada Ewelina Kannenberg-Polańska. – W innym wypadku też nie zdecydowałabym się na aborcję. Po powrocie do domu zaczęłam czytać o chorobach córki i zorientowałam, że ma szansę, by żyć. Dlatego byłam przeciwna aborcji. Chciałam tego dziecka, za wszelką cenę.
Ewelina podkreśla jednak, że miała wybór i z niego skorzystała. Podjęła decyzję.
Nie wyobrażam sobie, że kobieta, która jest w takim momencie, jak ja wtedy, chce przerwać ciążę i nie może tego zrobić. To dla mnie niewyobrażalne – dodaje Ewelina Kannenberg-Polańska. – Jeżeli ktoś zdecyduje się na urodzenie chorego dziecka, to jego decyzja. Ale nikt nie ma pojęcia, z czym wiąże się wychowywanie takiego dziecka.
Rodzina żyje w ciągłym niepokoju. Serce Tosi to tykająca bomba. Dziewczynka urodziła się w Niemczech, bo w Polsce, przez wzgląd na swoje wady genetyczne, nie kwalifikowała się do operacji serca, więc automatycznie była skazana na śmierć. Niepełnosprawność córki, która przecież jest całkowicie nieodwracalna, trzeba wciąż od nowa udowadniać przed komisjami w urzędach. Konieczna jest ciągła rehabilitacja, a każda infekcja to zagrożenie życia. Rodzina jest pod opieką hospicjum, bo Tosia jest faktycznie dzieckiem umierającym. Ciężko jest znaleźć lekarza dla Tosi. Większość boi się odpowiedzialności.
Ostatnie dwa lata były koszmarne. Nie każdy jest w stanie znieść coś takiego. Trzeba mieć w sobie ogromną siłę, żeby zdecydować na wychowywanie chorego dziecka – łamiącym głosem opowiada Ewelina Kannenberg-Polańska. – Ze strony państwa nie czujemy żadnego wsparcia, nawet psychologicznego. Pani psycholog, jedyne co potrafiła nam powiedzieć to, że dziecko umrze i żebyśmy się przygotowali na jego śmierć.
MOŻESZ NIE MUSISZ
Aborcja w tamtych czasach była legalna, wykonywana bezpiecznie w gabinetach ginekologicznych przy obecności anestezjologa.
Miałam wątpliwości, nie było mi łatwo podjąć decyzję o aborcji. Zdecydowałam się na nią, bo nie byłam gotowa w tamtym czasie zostać matką. To zupełnie coś innego niż aborcja z powodu ciężkich wad płodu, ale w jednym i drugim wypadku chodzi o możliwość wyboru. To jest prawo kobiety, nie nakaz. To trzeba podkreślić, jeśli chcesz skorzystać z tego prawa to skorzystasz, ale jeśli nie, bo zabrania ci światopogląd, to przecież nie musisz, nikt cię do tego nie zmusza – wyjaśnia Judyta z Torunia. – Nie żałowałam swojej decyzji. Nie ma czegoś takiego, jak syndrom poaborcyjny. A to, że kobieta zdecydowała się na aborcję nie znaczy, że nie może być potem dobrą matką.
Judyta podkreśla też, że decyzja o aborcji nie powinna być stygmatyzowana i przekonuje, że kobiety muszą się wspierać. Teraz jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
DROGA DO PIEKŁA
Do sytuacji odniósł się o. Tadeusz Rydzyk. Na antenie swojego radia określił opowiadanie się za aborcją jako „postępowanie jakby Boga nie było, a życie bez Pana Boga to samobójstwo duchowe, degradacja osobowości, pójście w kierunku piekła. To jest rzeczywiście wybór, ale wiecznego potępienia”. Protesty określił mianem swawoli i lewackich bluźnierstw, a na koniec przestrzegł swoich słuchaczy przed mediami liberalno-lewicowymi „bardzo sprytnie sączącymi ideologię marksistowską”. O „lewackiej rewolucji” wypowiadał się także Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Zapowiedział on w poniedziałek 26 października powstanie Straży Narodowej, której celem będzie obrona kościołów. O protestujących mówił: „ci ludzie są nastawieni konfrontacyjnie, chcą nas zniszczyć i zgnieść. Miecz sprawiedliwości nad nimi wisi i jeśli będzie trzeba, zgnieciemy ich w proch i zniszczymy tę rewolucję”. Zapytaliśmy Kurię Toruńską, czy uważa, że powołanie Straży Narodowej rozładuje napięcie na ulicach oraz czy zdaniem toruńskich duchownych kobiety mają powody do protestowania. Niestety, nie doczekaliśmy się odpowiedzi na nasze pytania. W zamian za to, rzecznik Diecezji Toruńskiej odesłał do apelu biskupa Wiesława Śmigla, w którym zachęca on do modlitwy i poprosi, żeby na agresję nie odpowiadać agresją.
WYLAŁA SIĘ ZŁOŚĆ
Agresja po obu stronach barykady jest jeszcze powstrzymywana. Złości nie da się jednak powstrzymać. Spłynęły nią ulice polskich miast, a z gardeł tysięcznych tłumów każdego wieczora wylewa się gorycz. „Trzeba było nas nie wkurwiać”, krzyczą kobiety i deklarują, że nie składają parasolek. Gniew rośnie z każdym dniem i zamienia protest o wolność wyboru w ogólnokrajową manifestację przeciw obecnej władzy. Ogólnopolski Strajk Kobiet domaga się już nie tylko legalnej aborcji, ale też nowelizacji budżetu i wsparcia pracowników, przedsiębiorców oraz osób niepełnosprawnych, zaprzestania finansowania kościoła z budżetu państwa, a nawet dymisji rządu. Rząd na ten moment odpowiada z kolei ustami Jarosława Kaczyńskiego: „Ten atak ma zniszczyć Polskę. Doprowadzić do tryumfu sił, które zakończą historię narodu polskiego. Trzeba się temu, jeszcze raz powtarzam, przeciwstawić”.
pinkas
30 października 2020 @ 17:46
…….każda powinna mieć wybór – A jaki „wybór” ma mieć to dziecko poczęte ? Żadnego? To samo zdanie podzielał pewien zbrodniarz Adolf Hitler, 9 marca 91943 r. „fundując” Okupowanym Polkom legalną aborcję. Mamy „równać” do takich postulatów nazistowskich, totalitarnych ?
propaganda pro-aborcyjna nadal w toku … Ot , dziennikarstwo .
Łojciec
30 października 2020 @ 17:37
…każda powinna mieć wybór, a jaki wybór ma to dziecko poczęte ? Zbrodniarz Adolf Hitler był zdania, że nie ma mieć wyboru (przyp. : 1943 r. legalna aborcja dla Okupowanych Polek)
Mamy robić regres do…nazizmu i totalitaryzmu ? To jest postęp ? proaborcyjna propaganda trwa….