Nigdy nie jest łatwo [wywiad ze Zbigniewem Fiderewiczem, wiceprezydentem Torunia]
Rozmowa „Tylko Toruń” z wiceprezydentem Torunia, Zbigniewem Fiderewiczem, który w toruńskim samorządzie pracuje od ponad trzech dekad, o tym czy ważniejsze są wielkie czy małe inwestycje, o tym co o mało nie pokrzyżowało mostu im. gen. Zawackiej oraz o tym z którym rządem – SLD, AWS, PO czy PiS współpracowało się najlepiej.
Staż pana pracy w toruńskim magistracie możemy liczyć nie latami, a dekadami. Jak bardzo zmienił się Toruń z perspektywy pańskiego okna?
Od 1987 r. zmieniło się naprawdę bardzo wiele… Nasze miasto tak naprawdę zaczęło się zmieniać z chwilą powstania nowego samorządu, od transformacji ustrojowej. Pierwsze lata tego procesu upłynęły na porządkowaniu w zasadzie wszystkiego – od infrastruktury przez komunikację po sprawy oświatowe i ochronę zdrowia. Pamiętam, jak w latach 90. cieszyliśmy się z budowy oczyszczalni ścieków. To było wtedy dla nas ogromne wyzwanie, bo wiązało się to równocześnie z kanalizowaniem obrzeżnych dzielnic. Później nastąpiło coś, co wtedy było dla nas zaskoczeniem, choć dziś wiemy, że była to naturalna konsekwencja wzrostu zamożności Polaków. Zaczęło w Toruniu przybywać samochodów i trzeba było czym prędzej budować drogi i parkingi. Mieliśmy jednak wówczas poczucie niedosytu finansowego, bo zdaliśmy sobie szybko sprawę, że miasta nie stać na szybkie zaspokojenie wszystkich potrzeb mieszkańców. Niewątpliwie poprawa przyszła wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Dla Torunia moment ten zbiegł się z rozpoczęciem prezydentury przez Michała Zaleskiego, który jako prezes Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej dał się poznać jako ten, który stawia przede wszystkim na inwestycje. On ma to po prostu we krwi i widać to przecież do dziś. Pamiętam też doskonale dyskusje nad tym, w co inwestować najpierw, padały często porównania do Włocławka, gdzie infrastruktura sportowa wyglądała lepiej niż u nas. Praktycznie wszystkie nasze obiekty wymagały nakładów finansowych na remonty czy rewitalizację. Chyba najlepszym przykładem na zmianę tego, co było, na to, co jest, oprócz skoku cywilizacyjnego w rozwoju infrastruktury drogowej i komunalnej, będzie Baj Pomorski, którego fasada w kształcie szafy wszystkich dziś zachwyca, jednak z naszej perspektywy wyremontować trzeba było w tym obiekcie praktycznie wszystko, budowa nowej Szkoły Podstawowej nr 3, permanentna rozbudowa i modernizacja Specjalistycznego Szpitala Miejskiego czy budowa Centrum Sztuki Współczesnej i Sali Kongresowej na Jordankach.
Słuchając tego, można odnieść wrażenie, że obecne inwestycje prowadzone w Toruniu to dla władz miasta już rutyna…
No tak, niektórym się wydaje, że tak jak jest dziś, było zawsze. Że mieliśmy Halę Widowiskowo-Sportową, że mieliśmy Motoarenę, że były dwie zmodernizowane płyty lodowiska czy stadion przy ul. Bema. W tym ostatnim przykładzie brzmią mi jeszcze w uszach argumenty niektórych radnych, którzy sugerowali, że lepiej go zaorać i postawić w tym miejscu coś innego, bo sprawa jest zbyt trudna do realizacji. Wtedy wyraźnie powiedzieliśmy, że nie ma powodu, żeby Toruń nie miał miejskiego stadionu, z którego korzystali nie tylko sportowcy, ale też uczniowie.
Zatem doprecyzuję. Czy łatwiej było prowadzić inwestycje półtorej – dwie dekady temu, czy obecnie?
Nigdy nie jest łatwo. Dlatego postawiłbym to pytanie inaczej – jakie trzeba spełnić warunki, żeby inwestycja była trafiona. Po pierwsze potrzebna jest informacja, a więc właściwa ocena tego, czego mieszkańcy potrzebują. Po drugie rzecz jasna pieniądze, ale najważniejsi są ludzie – kompetentni i z pasją. I do nich właśnie mieliśmy szczęście. Najlepiej to widać na przykładzie mostu im. generał Zawackiej, z którego korzystamy już od dziesięciu lat. Dziś mało kto wyobraża sobie Toruń bez tej przeprawy, a przecież pamiętamy, jakie toczyliśmy batalie, aby mógł on powstać. Co więcej, jego budowa przypadła na okres niespotykanej wcześniej suszy, która uniemożliwiła transport części elementów mostu Wisłą. Gdy zaś przyszedł moment na nasuwanie części mostu na podpory, przyszedł ogromny mróz, którego też nikt wcześniej nie mógł przewidzieć. Zapewne byłyby gigantyczne problemy z dokończeniem tej inwestycji, gdyby nie fakt, że na wykonawcę i projektanta wybraliśmy firmy i osoby z ogromną wiedzą. Technologie, które przy tej budowie zostały zastosowane, były nowatorskie nie tylko w skali kraju, bo to bezdyskusyjne, ale również w Europie. Do Torunia przyjeżdżali wówczas projektanci i studenci uczelni technicznych, żeby z bliska przyjrzeć się temu wszystkiemu i czerpać z naszych doświadczeń. Warto też przypomnieć, że dzięki budowie nowej przeprawy mogliśmy przeprowadzić modernizację mostu im. Piłsudskiego, podczas której także zastosowane zostały nowatorskie rozwiązania. Efekt? Błyskawiczny rozwój lewobrzeża, poprawa jakości komunikacji w mieście. A to był nasz cel nadrzędny.
Wspomniał pan o tym, że kluczową rolę w pracy samorządowca odgrywają ludzie. Jak od ponad dwóch dekad udaje się w Toruniu godzić interesy i oczekiwania różnych opcji politycznych, które wchodziły w skład koalicji rządzących miastem?
Kluczem do tego była postawa prezydenta Zaleskiego i mandat zaufania, który otrzymywał od mieszkańców miasta. Przecież poza pierwszą kadencją był wybierany w pierwszej turze, nierzadko z poparciem na poziomie 70 proc. Poza tym klub prezydenta zawsze posiadał zdolności koalicyjne, dzięki czemu mogliśmy współrządzić miastem czy z PO, z PiS, czy też z AWS albo SLD. Rzecz jasna nie oznaczało to, że we wszystkich kwestiach mieliśmy zawsze wspólne zdanie, bo przecież niejednokrotnie dochodziło między nami do sporów, jednak za każdym razem udawało nam się przekonać partnerów, że dobro miasta jest ważniejsze niż interes partyjny. Tym samym kierowaliśmy się, ubiegając się o rządowe pieniądze, często idąc pod prąd niektórym naszym koalicjantom. Nie wszystkim było to w smak, ale dla nas ważniejsze było realizowanie takich projektów, dzięki którym mieszkańcy Torunia mogli odczuć poprawę jakości życia.
Co zatem obecnie jest priorytetem?
Zauważamy, że nasze społeczeństwo różni się nieco od tych zachodnich, z których staramy się czerpać wzorce. Polacy za jeden z kluczowych dla siebie priorytetów widzą odpowiednie warunki mieszkaniowe. Dlatego Toruń jest w czołówce polskich miast inwestujących w mieszkania komunalne. Jest to sprawa, którą na szczęście rozumieją kolejne rządy w Warszawie i staramy się jak nie drzwiami, to oknem, wydobywać środki a to z Funduszu Dopłat, a to z subwencji rządowej, aby w naszym mieście tę potrzebę mieszkańców zaspokajać.
To cel z gatunku tych, do których można biec całe życie, a i tak do mety się nie dobiegnie…
To prawda. Ale mamy też takie osiągnięcia, które wydają się bardziej przyziemne, ale jednak szalenie pozytywnie wpłynęły na nastroje mieszkańców. Mam na myśli linię tramwajową na osiedle JAR. Kiedy jechaliśmy nim podczas przejazdu technicznego widzieliśmy, jak ludzie się zatrzymywali się i chyba nie dowierzali, że rzeczywiście ten tramwaj w tej części miasta się pojawił. Być może dla niektórych, zwłaszcza tych oskarżających nas, że działamy wbrew mieszkańcom, to niewiele. A tak nie jest. Aby miasto było przyjazne, potrzeba jest nie tylko wielkich inwestycji. I my wiemy o tym doskonale.
Jeśli chcesz dowiedzieć się co dzieje się poza Toruniem, odwiedź nasz bliźniaczy portal pozatorun.pl