Czy nasze dzieła zasłużą na UNESCO? [FELIETON]
Umberto Eco w swojej powieści „Imię róży” pierwsze dwieście stron poświęcił nudnym opisom średniowiecza. Chciał w ten sposób wyselekcjonować sobie czytelnika. W swoim pierwszym felietonie użyłem podobnego zabiegu, używając na początku kilku obcobrzmiących słów. Oto on:
Hrabia Cifuentes zbudował młyn wodny na Tagu w pobliżu Aranjues. Król Filip II, który panował wówczas nad piątą częścią świata, zorientował się, że młyn obniża poziom wody potrzebny do nawadniania jego ogrodów. Wytoczył więc hrabiemu proces cywilny. Hrabia po dwóch latach procesu sprawę przegrał, ale odwołał się do sądu apelacyjnego w Valladolid. Rozdrażniony Król wystosował notę nakazującą „rozważyć sprawę skrupulatnie i troskliwie, tak by można ją było załatwić jak najszybciej”. Sędziowie zapewne nie potrafili pogodzić „skrupulatności i troskliwości” z pośpiechem, gdyż po ośmiu latach sprawa była nadal nierozstrzygnięta.
Jak bardzo jednak zmieniły się czasy. Król był ekologiem, według dzisiejszych kryteriów. Wzywał poddanych do sadzenia drzew, by potomni również mogli się nimi cieszyć. Pomimo ogromnej władzy procesował się z poddanym i był bezradny wobec sędziowskiego lenistwa. Szanował również prywatną inicjatywę poddanego. Wygląda na to, że hrabia Cifuentes mocno swoim młynem królewskim ogrodom nie zaszkodził. Dzisiaj w Aranjues można podziwiać nie tylko królewskie ogrody, ale i wybudowany później pałac królewski. Obiekt jest wpisany na listę UNESCO.
Czasami tęsknimy za dobrymi i sprawiedliwymi królami, szlachetnymi rycerzami i pięknymi księżniczkami, jak to w bajkach. Ale przytoczona historia jest prawdziwa. Może więc warto mieć marzenia i ideały?