Smart cities. Miasto dla ludzi
Smart City 3.0, czyli „Human Smart City”, to najbardziej zaawansowana generacja „inteligentnych miast”. W smart cities trzeciej generacji to sami mieszkańcy („użytkownicy miasta”) decydują o kierunkach rozwoju swoich aglomeracji.
Jak zauważają autorzy publikacji przygotowanej dla Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju „Human Smart City. Przewodnik dla samorządów”, jeśli przyjrzymy się światowym liderom rankingów smart city, łatwo dostrzeżemy, że priorytetem jest w nich człowiek – nie tylko stały mieszkaniec, ale każdy „użytkownik miasta”. Użytkownicy miasta to po prostu wszystkie osoby, które korzystają z usług miejskich – emeryci, uczniowie, turyści czy goście biznesowi. A więc miasto inteligentne to takie, w którym nowoczesne technologie (jak wiadomo, to pierwsze skojarzenie z pojęciem smart city…), nie są celem samym w sobie, a jedynie stanowią pewien środek do osiągnięcia strategicznego celu, jakim jest wspieranie ludzi w ich aktywnościach życiowych przy wykorzystaniu zasobów miasta.
Badacze aglomeracji miejskich wyróżniają obecnie trzy poziomy rozwoju miast inteligentnych – właśnie w oparciu o kryterium zaangażowania społeczności lokalnej.
Smart City 1.0 to miasto inspirowane nowoczesnymi technologiami, próbujące wdrożyć pewne inteligentne rozwiązania do efektywnego zarządzania miastem, ale często niedostatecznie przygotowane, by wykorzystać je do pełnego rozwoju potencjału mieszkańców. Priorytetem w inteligentnych miastach tej generacji są nowinki technologiczne, pojedyncze usprawnienia w wybranych aspektach funkcjonowania aglomeracji.
Smart City 2.0 cechuje się już wdrożeniem kompleksowych programów, które wykorzystują nowoczesne rozwiązania na rozmaitych obszarach życia miasta w celu podniesienia jakości życia mieszkańców. Jak czytamy w ministerialnej publikacji, w inteligentnych miastach drugiej generacji „technologia zrównuje się z czynnikiem ludzkim”. Nadal jest to jednak miasto, w którym decydującą rolę odgrywa administracja publiczna, a nie mieszkańcy.
Smart City 3.0 – to najbardziej zaawansowana generacja inteligentnych miast. Charakteryzuje się tym, że to sami mieszkańcy przejmują wiodącą rolę w kreowaniu zmian w swoich miastach. Partycypacja mieszkańców przekłada się na dużą liczbę programów socjalnych w polityce miejskiej – np. z zakresu taniego budownictwa czy równości społecznej. To „miasto oparte o twórcze zaangażowanie mieszkańców”.
„Czasy, gdy polityka miejska była programowana, a następnie realizowana przez ekspertów, lokalnych polityków i urzędników, minęły” – deklarują autorzy ministerialnego raportu. – „Bez udziału mieszkańców nie da się stworzyć dobrze funkcjonującego miasta”. Tu powstaje jednak pytanie: „czy tego typu deklaracje mają odzwierciedlenie w praktyce?”.
Znane z polskich miast rozwiązania – takie jak budżet obywatelski czy konsultacje publiczne w niektórych sprawach – to za mało, by miasto stało się naprawdę „inteligentne”. Samorządy muszą zapewnić realny wpływ lokalnej społeczności (np. organizacji pozarządowych, biznesu, ale też grup o konkretnych potrzebach, np. niepełnosprawnych, emerytów, studentów) na kierunki rozwoju miasta. Ostatecznie chodzi o podniesienie jakości życia mieszkańców i zrównoważony rozwój w oparciu o zdefiniowanie potrzeb osób korzystających z miejskiej infrastruktury czy usług publicznych.
Jak słusznie wskazują eksperci, partycypacja społeczna to jedno z najtrudniejszych – jeśli nie najtrudniejsze – z zagadnień związanych z zarządzaniem miastem. Próby angażowania społeczności lokalnej w miejskie procesy decyzyjne często kończą się fiaskiem – z jednej strony istnieje deficyt zaufania mieszkańców do włodarzy miasta (przekonania, że indywidualny głos rzeczywiście coś znaczy), z drugiej – otwartości władz na odmienne opinie. Słowem, w wielu polskich miastach brakuje klimatu do dialogu. Zmianie trendu nie sprzyja ugruntowana już opinia wielu mieszkańców polskich miast, że konsultacje społeczne są w istocie jedynie pozorem włączania ich w decyzje. Zdarzają się przecież sytuacje, gdy opinie mieszkańców zebrane w konsultacjach społecznych i tak nie są ostatecznie brane pod uwagę. „Napędza to błędne koło, w którym mieszkańcy nie mają poczucia faktycznego udziału w decydowaniu o sprawach istotnych i przestają się angażować, a miasto, widząc brak zaangażowania mieszkańców, przestaje pytać ich o zdanie” – diagnozuje raport. Rozwój w kierunku „społeczeństwa partycypacyjnego” (czyli faktycznie współdecydującego w zarządzaniu miastem) opiera się na realnym zaangażowaniu ludzi, które przekłada się na konkretną rzeczywistość. Rozwinięta partycypacja społeczna stanowi zaś niezbędny warunek, by miasto zasłużyło na miano naprawdę „inteligentnego”.
Zainteresowanych odsyłam do publikacji „Human Smart City. Przewodnik dla samorządów” przygotowanej przez zespół konsultantów konkursu „Human Smart Cities” na zlecenie Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju.
aa
4 września 2020 @ 08:07
Toruń jest smart city możemy przecież wyłączyć co drugą latarnie.