Burdy na stadionie w Grudziądzu. Kto jest winny zamieszaniu?
Mimo że Apator Toruń przegrał w 10. kolejce PGE Ekstraligi z ZOOleszcz GKM Grudziądz, to zamiast o meczu częściej mówi się o zamieszkach, które miały miejsce na tamtejszym stadionie. Doniesienia kibiców toruńskich „Aniołów” rzucają nowe światło na całą sprawę. Kto tak naprawdę przyczynił się do zaognienia sytuacji?
Grudziądzanie byli już pewni zwycięstwa po 12. biegu, ale gdy w następnej gonitwie awarii uległa maszyna startowa, atmosfera na stadionie gęstniała z minuty na minutę. Kibice z Torunia zaczęli wyrywać krzesełka z trybun, które z czasem lądowały na torze. Uszkodzone zostało również ogrodzenie w sektorze gości. Gdy entuzjaści klubu z Grodu Kopernika nie reagowali na wezwania spikera meczu, ochrona w pewnym momencie była zmuszona użyć gazu łzawiącego. Po chwili kibice obu zespołów zaczęli ciskać w siebie butelkami.
– Kibice gości powyrywali i połamali część krzesełek – komentował w rozmowie z Interią Zdzisław Cichoracki, członek rady nadzorczej w GKM-ie. – Jest jeszcze kwestia pogiętego ogrodzenia. W tej chwili szacujemy straty. Wstępnie mówi się, że będzie to kilkanaście tysięcy złotych. Wszystkie dokumenty zostaną w całości przekazane Ekstralidze.
Innego zdania są kibice Apatora, którzy twierdzą, że to właśnie fani GKM-u zaczęli rzucać butelkami prosto w ich „klatkę”, a gdy oni je odrzucili, to ochrona potraktowała ich gazem łzawiącym. Sytuacji nie poprawiała ciasnota na sektorze toruńskich kibiców.
– Najpierw zaczęły latać butelki prosto do naszej klatki – twierdzi kibicka Apatora Toruń. – Odrzuciliśmy je, a następnie pojawiła się ochrona strzelająca gazem na lewo i prawo. Dzieci krzyczały z bólu, a ludzie na oślep próbowali znaleźć drogę w górę stadionu, żeby tylko złapać odrobinę powietrza. Bardzo możliwe, że kilka krzesełek zostało wtedy zniszczonych. Po wszystkim nie mogliśmy liczyć nawet na wodę. Zostaliśmy ukarani za nie swoje grzechy, a mimo wszystko dalej byliśmy prowokowani przez ochronę. Nie chcielibyście być w tym uciekającym tłumie ludzi, którzy stali prawie na sobie.
Nierozwiązana zostaje również kwestia potężnego ścisku na trybunie kibiców z Torunia, która mogła doprowadzić do tragedii. Jeden z kibiców Apatora twierdzi, że na ich sektor sprzedano trzykrotnie więcej biletów, aniżeli było miejsc, a całej sytuacji winny jest organizator.
– Na sektorze gości było trzykrotnie więcej ludzi niż miejsc – pisze toruński kibic. – Skoro gospodarz sprzedał tyle biletów, to powinien udostępnić odpowiednie miejsca dla kibiców, którzy te bilety zakupili. Jeśli GKM nie był w stanie zapewnić odpowiedniej przestrzeni, to nie powinien sprzedawać tyle biletów. Krytykować może każdy, ale w takich sytuacjach łatwo puszczają nerwy. Trudno, żeby krzesełka się nie połamały, skoro z powodu braku miejsca trzeba na nich stać. Winny sytuacji jest organizator dysponujący stadionem, który mógłby funkcjonować w piłkarskiej B-klasie, a nie żużlowej Ekstralidze…